Motolotnia uderzyła w dom, pilot miał połamane nogi. Policja umorzyła dochodzenie w sprawie wypadku z sierpnia ubiegłego roku w Dębinie koło Słupska. Zdaniem policji to był po prostu nieszczęśliwy wypadek.
42-latek pilotujący motolotnię 7 sierpnia ubiegłego roku stracił nad nią panowanie, prawdopodobnie w wyniku splotu nieszczęśliwych okoliczności – nagłego podmuchu wiatru oraz wyłączenia się silnika. Motolotnia, spadając w kierunku miejscowości Dębina, przeleciała nad płotem jednej z nieruchomości i uderzyła w dom. 42-letni pilot z poważnymi urazami nóg trafił do szpitala. Był trzeźwy i miał dokumenty uprawniające do lotów motolotnią.
NIKT INNY NIE UCIERPIAŁ
Policja uznała, że poza pilotem nikt nie ucierpiał, szkody majątkowe pokryje ubezpieczenie.
– Dochodzenie było prowadzone z związku z artykułem 212 prawa lotniczego i mogę potwierdzić, że zostało umorzone – mówił rzecznik policji w Słupsku komisarz Robert Czerwiński.
Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych nie opublikowała żadnego komunikatu w tej sprawie.
NIE SĄ NIEZAWODNE
Waldemar Janiszewski, instruktor zajmujący się szkoleniem i lotami moto- oraz paralotniami podkreśla, że tego rodzaju statki powietrzne nie są niezawodne. Podczas lotu trzeba zachować szczególne środki ostrożności.
– Pilot musi pamiętać o tym, żeby zachować odpowiednią wysokość i tak planować lot, by w razie awarii silnika bezpiecznie przyziemić. To szczególnie ważne, gdy w dole znajdują się zabudowania czy domy. Najczęściej do wypadków dochodzi, gdy zasady bezpieczeństwa nie są do końca przestrzegane. Tego konkretnego przypadku nie chcę oceniać, gdyż nie znam szczegółów – mówił Janiszewski.
Przemysław Woś/mk