Miał być trening z młodzieżą, skończyło się na słownej utarczce z myśliwymi. Mistrz świata w psich zaprzęgach został wyproszony wraz z podopiecznymi z lasu w gminie Trąbki Wielkie przez grupę polujących mężczyzn. Jak twierdzi, byli uzbrojeni, grozili mu mandatem, a teren polowania nie był należycie oznaczony. Sprawą zajął się rzecznik dyscyplinarny Polskiego Związku Łowieckiego.
– Jesteś na treningu klubowym, masz ze sobą kilkoro dzieci, z których najmłodsze ma 11 lat oraz dziesięć psów zaprzęgowych. Nagle wpada kilku myśliwych z giwerami i mówi coś w stylu „To jak, zbieracie się w pięć minut, czy wolicie mandacik? Prawo jest po naszej stronie. My przychodzimy tu polować, a informacja na temat naszego polowania znajduje się w gminie np. w pokoju 105 u pani Krysi” – mówił Igor Tracz reporterowi Radia Gdańsk Sebastianowi Kwiatkowskiemu.
„NIEBEZPIECZEŃSTWO DLA DZIECI”
Trener twierdzi, że myśliwi zapowiedzieli, że jeśli nie opuści lasu, wezwą policję, a także informowali, że jeśli nie zrobi tego w porę, może zostać postrzelony. Dodaje, że miejsce polowania nie było należycie oznaczone, co nie tylko naraziło jego podopiecznych na nieprzyjemności, ale też mogło zagrażać ich bezpieczeństwu.
– Czy moja mama, jak idzie na spacer do lasu, to za każdym razem ma iść do pokoju 105 do pani Krysi, żeby dowiedzieć się, czy tego dnia będzie się czuła w lesie bezpiecznie? Albo kiedy jadę z dziećmi na rowerach górskich przez las, to mam się zastanawiać, gdzie wjadę, żeby nie trafiła nas zagubiona kula? – pytał Tracz w czasie rozmowy z reporterem RG.
POLOWANIE BYŁO LEGALNE
Do sprawy ustosunkował się Zarząd Główny Polskiego Związku Łowieckiego, który poinformował media, że „Skontaktowano się z osobą opisującą zdarzenie w celu ustalenia szczegółów. Sprawa została skierowana do Rzecznika Dyscyplinarnego Polskiego Związku Łowieckiego w Gdańsku, który podjął działania mające na celu wyjaśnienia okoliczności zajścia”. PZŁ zapewnia, że polowanie zbiorowe było legalnie i „zgodnie z relacją świadków, oznakowane w celu zapewnienia bezpieczeństwa”.
MYŚLIWI NIE WIEDZIELI O TRENINGU
„Myśliwi nie mieli wcześniej informacji o warsztatach prowadzonych przez pana Igora Tracza na tym terenie. Podczas spotkania zgodnie w informacjami przekazanymi przez pana Tracza doszło do utarczki słownej. Obecnie trwa postępowanie dyscyplinarne i w zależności od tego, jakie będą jego skutki, zostanie podjęta decyzja o konsekwencjach. Media podają informację o groźbach użycia broni przez myśliwego, co miałoby poważne skutki karne, jednak pan Igor Tracz w rozmowie z nami nie potwierdza gróźb użycia broni” – wyjaśniła rzeczniczka PZŁ Diana Piotrowska cytowana przez Polską Agencję Prasową.
„OPINIA PUBLICZNA WPROWADZENIA W BŁĄD”
„Po opublikowaniu tego zapisu opinia publiczna została wprowadzona w błąd, a mianowicie myśliwy nie ma prawa wyrzucić nikogo z lasu, ani nikogo ukarać. W przypadku umyślnego utrudniania wykonywania polowania, które jest działalnością legalną, myśliwy ma prawo wezwać policję, która ocenia, czy zdarzenie było umyślne, oraz nakłada ewentualną karę” – dodała rzeczniczka.
Przypomniała, że Polski Związek Łowiecki opowiadał się za wprowadzaniem kar za utrudnianie wykonywania polowania. „Spowodowane to było nasileniem się ataków zorganizowanych grup, które przyjeżdżały świadomie i celowo utrudniać polowanie, chodząc na linii strzału, a nawet próbując myśliwym wyrwać broń. Takie działania są niedopuszczalne i zagrażały zdrowiu i życiu ludzi” – wyjaśniła Piotrowska odpowiadając PAP.
„PZŁ BĘDZIE STANOWCZO REAGOWAŁ”
Rzeczniczka zapewniła dziennikarzy PAP, że PZŁ „będzie stanowczo reagował w przypadkach nadużycia tych zapisów przez swoich członków”.
Artykuł powstał na podstawie rozmowy przeprowadzonej przez Sebastiana Kwiatkowskiego.
puch