Kobieta mówiła, że do niej strzelił, został uniewinniony. Jest decyzja sądu w kontrowersyjnej sprawie antyterrorysty

Policyjny antyterrorysta niewinny. Nie wiadomo, kto podczas zatrzymania członka grupy przestępczej w Słupsku postrzelił kobietę.

Sąd Rejonowy w Słupsku uniewinnił Dominika S. z pododdziału antyterrorystycznego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.

POŁAMANE DWA ŻEBRA

Podczas akcji w Słupsku w październiku 2016 roku Danuta Woźniak została postrzelona w bok z broni gładkolufowej. Funkcjonariusze CBŚP oraz antyterroryści zatrzymywali jej syna. Kobieta miała połamane dwa żebra oraz siniaki. Sąd uznał, że nie ma dowodów na to, że strzelał Dominik S., a obrażenia powstały prawdopodobnie podczas tzw. „odstrzeliwania” drzwi do mieszkania, a nie bezpośredniego, celowego trafienia.

– Nie wiadomo dlaczego pani Danuta Woźniak jako sprawcę postrzelenia wskazała Dominika S. Policjanci biorący udział w tej akcji byli w kominiarkach, dwóch miało broń gładkolufową. Wskazała pani, że policjant, który miał do pani strzelać, miał ciemne oczy. Akurat Dominik S. ma jasne oczy, więc choćby z tego powodu to wskazanie jest błędne. Zeznający w sprawie policjanci zeznali, że nikt do pani nie strzelał i nikt takiego zachowania nie widział. Jest prawdopodobne, że pani obrażenia powstały podczas forsowania drzwi do mieszkania i została pani ranna w tym momencie – wyjaśniała podczas odczytywania wyroku sędzia Kamila Legowicz.

Jak zeznał biegły, gdyby doszło do trafienia bezpośredniego, nawet z broni gładkolufowej, to takie zdarzenie mogłoby się skończyć zgonem, a nie złamaniem dwóch żeber. – W polskim prawie nie ma odpowiedzialności zbiorowej, a ze zgromadzonego materiału dowodowego nie wynika, by winę za pani obrażenia ponosił Dominik S. – uzasadniała sędzia.

„STRZELALI DO MNIE”

Decyzję sądu skomentowała Danuta Woźniak. – To chyba sama się postrzeliłam w plecy – mówiła. – Strzelali do mnie, podczas „odstrzeliwania” drzwi mnie nie było w pobliżu – zapewniała po ogłoszeniu wyroku kobieta.

Pełnomocnik Danuty Woźniak mecenas Bartosz Fieducik nie wykluczył złożenia apelacji od wyroku. – Sąd wskazał, że za obrażenia mojej klientki odpowiada policja. Więc jeśli nie w procesie karnym to udowodnimy, to będziemy dochodzić swoich praw na drodze cywilnej – podkreślał.

Proces toczył się z tak zwanego oskarżenia prywatnego, bo prokuratura nie dopatrzyła się przekroczenia uprawnień przez policjantów.

 

Przemysław Woś/mili

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj