Był koordynatorem akcji ratunkowej na Nanga Parbat. „Najważniejsze, że udało się uratować ludzkie życie”

Cały świat żyje heroiczną akcją ratunkową Polaków pod Nanga Parbat. Alpiniści Denis Urubko, Adam Bielecki, Jarosław Botor i Piotr Tomala dokonali niemożliwego – sprowadzili Francuzkę Elisabeth Revol z wysokości ok. 6000 metrów. O szczegóły akcji zapytaliśmy lekarza koordynującego to historyczne wydarzenie.

Elisabeth Revol i Tomasz Mackiewicz próbowali zimą zdobyć Nanga Parbat, czyli Nagą Górę. Wyprawa zakończyła się tragicznie, gdyż Polak z niej nie wrócił. Za to uratować udało się Elisabeth Revol. Francuzka jest obecnie pod opieką lekarzy w Islamabadzie. Ma bardzo poważne odmrożenia rąk i stóp.

O trudnej wyprawie i akcji ratunkowej zakończonej cudem, z Robertem Szymczakiem, lekarzem koordynującym akcję i himalaistą z Gdańska, rozmawiał dziennikarz Radia Gdańsk Grzegorz Armatowski.

Grzegorz Armatowski: Dlaczego zimowa wyprawa Mackiewicza i Revol na Nanga Parbat była tak niebezpieczna?

Robert Szymczak: Nanga Parbat została zimą zdobyta tylko raz, w zeszłym roku, mimo wielu wcześniejszych prób. Po drugie – w tej wyprawie brał udział zespół dwuosobowy, czyli Tomek Mackiewicz i Elisabeth Revol. Byli bez żadnego zabezpieczenia medycznego – sami działali na ścianie. Zawsze takie wyprawy, kiedy działają dwie osoby, czyli mały zespół, w miejscu, gdzie nie ma w sumie służb ratunkowych i nie można liczyć na niczyją pomoc są wyprawami niebezpiecznymi, są na pograniczu ryzyka śmierci.

Co zawiodło?

Wiele rzeczy może się na takiej wyprawie wydarzyć. Ta dwójka himalaistów atakowała szczyt i podczas zejścia – prawdopodobnie z powodu wycieńczenia organizmu – zatrzymali się na pewnej wysokości. A im dłużej przebywamy na dużej wysokości, tym bliżej jesteśmy śmierci, tym gorzej się poruszamy, mamy mniejsze szanse na zejście. W tym wypadku nie sprzyjała też pogoda Trudno powiedzieć co dokładnie zawiodło. Może ktoś przecenił swoje możliwości, może w którymś momencie pogoda nie pozwoliła na dalsze zejście w dół.

A gdyby byli wyposażeni w aparaty tlenowe?

To byli himalaiści, którzy chcieli zdobyć ten szczyt bez tlenu. Tutaj nie było opcji, żeby wchodzili na tlenie. Należeli do grupy himalaistów, którzy, można powiedzieć, uznają wejścia na tlenie za wejścia nieczyste stylowo. Od samego początku wyprawy funkcjonowała zasada „bez tlenu”. Oczywiście, gdyby wchodzili na tlenie, ich szanse na zdobycie szczytu i na zejście byłyby większe, ale nie byłby to taki najczystszy styl zdobywania najwyższych gór.

Wiemy, że Pan konsultował te obrażenia, których doznała Elisabeth Revol. Oczywiście obowiązuje Pana tajemnica lekarska, ale co możemy powiedzieć o jej stanie zdrowia?

To, że przeżyła, to cud i dowód tego, jakie rezerwy ma organizm człowieka. Przecież ona spędziła w górach, w strefie śmierci, już kilka dni. Oczekiwała na pomoc ponad 3 dni. W sumie można ocenić, że jej stan zdrowia jest dobry – bo żyje. Jest przytomna, oddycha, ma krążenie, nie jest na oddziale intensywnej terapii. Z obrażeń, które ma, to odmrożenia rąk i stóp, które są obecnie w trakcie leczenia w Islamabadzie. We wtorek najprawdopodobniej zostanie przetransportowana do Francji i tam trafi do ośrodka w Chamonix celem dalszego leczeni odmrożeń.

Doniesienia mediów wskazują, że trwa walka o to, żeby nie doszło do amputacji. Na ile ta walka ma szanse powodzenia?

Cena zaawansowania odmrożeń i permanentnych uszkodzeń zostanie dokonana w szpitalu w Chamonix na podstawie badań albo scyntygrafii, albo naczyniowego rezonansu magnetycznego. Wtedy dopiero dr Cauchy będzie w stanie przedstawić rokowanie co do ewentualnej konieczności amputacji. W przypadku odmrożenia amputacja to zawsze w jakimś sensie jest porażka leczenia i dzisiaj nie każde odmrożenie musi się nią kończyć. Dość długo, jeżeli to jest możliwe i badania na to wskazują, stosuje się leki rozszerzające naczynia, takie jak np. prostaglandynę. Tu nie wchodzi w grę taka prosta, typowa amputacja, ponieważ to polega na leczeniu mikrochirurgicznym. W tym przypadku raczej powinniśmy mówić o przeszczepach skóry. Ratuje się każdy możliwy fragment żywej tkanki. Jeżeli nie żyje skóra, a żyje kość, to trzeba ten kawałek kości pokryć skórą.

Na czym polegały Pańskie konsultacje, jeżeli chodzi o leczenie Elisabeth?

Ja o całej akcji ratunkowej, o tym, że Elisabeth i Tomek potrzebują pomocy, dowiedziałem się w czwartek wieczorem. Powiedział mi to Jacek Czech, polski himalaista. Będąc lekarzem, który przygotowywał zimową wyprawę na K2 i lekarzem, który konsultuje chłopaków tam u góry, od razu zdałem sobie sprawę, że jedyną możliwością ratunku dla Elisabeth i Tomka jest akcja ratunkowa przeprowadzona przez polskich himalaistów spod K2, bo tylko oni byli w stanie w tym momencie dostać się do nich. Jednocześnie byłem w kontakcie z Krzysztofem Wielickim, z ambasadorem w Pakistanie i z naszymi himalaistami. Z drugiej strony byłem w takiej grupie na whatsappie przyjaciół Elisabeth, Francuzów i Włochów, którzy organizowali akcję ratunkową ze strony włoskiej. Przez Krzysztofa Wielickiego zostałem wyznaczony koordynatorem akcji ze strony polskiej.

Można powiedzieć, że leczenie odmrożeń Elisabeth to jest czubek góry lodowej. Najważniejsze, że udało się ją przy wysiłku – głównie strony polskiej – uratować. Wielki szacunek dla Ministerstwa Spraw Zagranicznych, za poręczenie oraz wyłożenie pieniędzy na akcję ratunkową. Bez śmigłowca i bez naszych himalaistów to nie byłoby możliwe do zrealizowania.
Przez ostatnie trzy noce mało spałem, było wiele scenariuszy – jaka będzie pogoda, gdzie będzie Elisabeth, czy jest szansa na uratowanie Tomka. To się ciągle zmieniało. Finalnie udało się uratować życie ludzkie. Wiele osób było w to zaangażowanych i cała organizacja pochłonęła wiele wysiłku i dużo czasu.

 

Posłuchaj całego wywiadu Grzegorza Armatowskiego:

hb

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj