Lech Wałęsa musi przeprosić Henryka Jagielskiego. Taki wyrok wydał dziś gdański Sąd Okręgowy. Współorganizator strajku w grudniu 1970 roku Henryk Jagielski pozwał byłego prezydenta o naruszenie dóbr osobistych.
Lech Wałęsa dwa lata temu podczas konferencji naukowej zorganizowanej przez IPN zarzucil Henrykowi Jagielskiemu współpracę z SB i pobicie kolegi z pracy. Jagielski domagał się przeprosin, 20 tys. zł zadośćuczynienia i zaprzestania rozpowszechniania informacji. Pełnomocnik Wałęsy domagał się oddalenia powództwa w całości. Po trwającym 2 lata procesie sąd wydał w tej sprawie wyrok.
– Nakazuję pozwanemu Lechowi Wałęsie złożenie na ręce Henryka Jagielskiego przeprosiny za bezprawne pomówienie 20 stycznia 2016 roku podczas konferencji naukowej organizowanej przez IPN jakoby dopuścił się pobicia stoczniowca, był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa i w latach był członkiem „stowarzyszenia o zbrodniczym charakterze”, którego zdrada groziła śmiercią – mówił sędzia Piotr Kowalski. Sąd nakazał publikację przeprosin przez Lecha Wałęsę na łamach kilku portali internetowych na własny koszt.
Sędzia w uzasadnieniu zwrócił uwagę, że Lech Wałęsa mógł bronić w ten sposób swojego dobrego imienia, nie powinien jednak w tym celu naruszać dóbr osobistych innych osób. Lech Wałęsa musi również zapłacić Jagielskiemu 15 tysięcy złotych.
„PIENIĄDZE NIE MAJĄ ZNACZENIA”
Po wyjściu z sali sądowej Henryk Jagielski nie krył zadowolenia. – To nie mnie pozyskali. Nie ma żadnej podstawy żeby wierzyć w to co mówił Wałęsa. Ja go poznałem dopiero na komendzie miejskiej drugiego dnia strajku w 1970 roku. On w pewnym momencie zniknął i ktoś zobaczył jak stoi w oknie. Podeszliśmy z Henrykiem Lenarciakiem i powiedzieliśmy żeby nie rzucano w niego kamieniami – wspomina Henryk Jagielski. – Mi nie zwróci nikt honoru. Do pieniędzy najmniejszą wagę przykładam. Pieniądze nie mają znaczenia. Prawda. O taką samą Polskę myśmy walczyli, jeden prawdziwie, a drugi donosił i za te pieniądze rodzinę utrzymywał. Myśmy wszyscy mieli o nim wyrobione zdanie, ale nie mieliśmy na to dowodów. W grudniu 1970 roku on został ujawniony przez kobiety, m.in. przez Annę Walentynowicz. Jeszcze Krzysiek go bronił – mówił Henryk Jagielski wskazując na stojącego obok Krzysztofa Wyszkowskiego, który był świadkiem w sprawie.
PRZEŁOMOWY WYROK
– Uważam, że to bardzo ważne wydarzenie w dziejach sądownictwa gdańskiego, które wreszcie chce bronić prawdy. Postawa Wałęsy w tym procesie była szczególnie obrzydliwa. Donosić na człowieka i następnie oskarżać go, że to on był tajnym współpracownikiem. Pan Jagielski jest starszy od Lecha Wałęsy i w tym wieku musiał przechodzić takie zniewagi – komentował wyrok Krzysztof Wyszkowski. – Wałęsa przyprowadzał różnych świadków, którzy mieli go oczerniać. Na szczęście oni bredzili bez sensu, jednak pan Jagielski musiał wysłuchiwać takich bzdur, które zostały powiedziane na zlecenie człowieka, który krzywdził Jagielskiego – dodał były działacz Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Wyrok Sądu Okręgowego nazwał „przełomowym”.
PRÓBA OBRONY DOBREGO IMIENIA PRZEZ LECHA WAŁĘSĘ
Byłego prezydenta Lecha Wałęsy nie było na sali sądowej podczas ogłoszenia wyroku. Jego pełnomocnik mecenas Marcin Prusak nie komentował wyroku. Przed tygodniem w mowie końcowej argumentował słowa byłego prezydenta próbami obrony własnego dobrego imienia. Wnosił wtedy o oddalenie powództwa w całości. Proces toczył się od maja ubiegłego roku przed Sądem Okręgowym w Gdańsku.
Rejestrację Jagielskiego potwierdził na pierwszej rozprawie, dyrektor Wojskowego Biura Historycznego Sławomir Cenckiewicz. Przyznał wówczas, że pracując wraz z Piotrem Gontarczykiem nad książką „SB a Lech Wałęsa” (wydana w 2008 r. przez IPN) odkrył, że SB zarejestrowała Jagielskiego w latach 60. jako swojego tajnego współpracownika o pseudonimie „Rak”.
Rafał Mrowicki/PAP/mili