Na przełomie czerwca i lipca 2015 roku Mirosław Pobłocki miał przekazać nagrania osobom nieuprawnionym, działając w ten sposób na szkodę interesu prywatnego. Sprawa jest związana z tak zwaną „aferą plakatową”. Trzy lata temu na ulicach Tczewa pojawiły się plakaty z Pobłockim w czapce Świętego Mikołaja, który miał obdarowywać wysokimi premiami prezesów miejskich spółek. Na plakatach widniało hasło „Władza się wyżywi”.
NAGRANIE Z MONITORINGU
Prezesi spółek wytoczyli domniemanym inicjatorom akcji plakatowej proces cywilny, a jako dowód mieli wykorzystać przekazane im przez prezydenta nagrania z miejskiego monitoringu.
Po doniesieniu o możliwości popełnienia przestępstwa, sprawę badała Prokuratura Rejonowa w Malborku. Postępowanie już wcześniej umorzono, jednak po zaskarżeniu tej decyzji przez jednego z miejskich radnych, śledztwo zostało wznowione i w październiku ubiegłego roku prezydentowi postawiono zarzut przekroczenia uprawnień.
CO Z WYBORAMI?
W tym tygodniu prokurator skierował do Sądu Rejonowego w Tczewie akt oskarżenia. Za wykorzystanie nagrań z miejskich kamer, prezydentowi grożą nawet trzy lata więzienia.
– To element politycznej gry. Ktoś uznał mnie za kandydata, który może wygrać kolejne wybory prezydenckie i poczuł się zagrożony – tak prezydent Tczewa skomentował informację o akcie oskarżenia podczas czwartkowej sesji Rady Miejskiej. – Cieszę się, że sprawa trafi do sądu i będę miał możliwość wykazania swojej niewinności – powiedział Pobłocki. – Opinie niezależnych prawników i specjalistów od ochrony danych osobowych mówią, że jestem niewinny, a moje działania służyły jedynie do ścigania stwierdzonego na nagraniu przypadku łamania prawa. Do tego służy monitoring – dodał włodarz.
Ewentualny wyrok sądu może pokrzyżować plany Pobłockiego, który jest niemal pewnym kandydatem na prezydenta Tczewa w tegorocznych wyborach samorządowych. Miastem rządzi od 2010 roku.
Wojciech Stobba/mich