Dzień drugi podsumowujemy, ale jeszcze nie kończymy. Czujemy się trochę pokonani, lecz bynajmniej nie zrezygnowani. Niestety, z nierównej walki ze śluzą wyszliśmy na tarczy, jednak w żaden sposób nie odebrało nam to dobrego humoru i chęci podejmowania kolejnych wyzwań.
Zacznijmy jednak od początku. Dzień w Malborku rozpoczęliśmy od solidnego śniadania. Musieliśmy nabrać siły, by stanąć twarzą w twarz ze śluzą. Oczywiście dość ekstremalne warunki nie są nam straszne i nawet w mikrokuchni udało nam się zrobić artystyczną jajecznicę ze szczypiorem.
Fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka
Po sowitym śniadaniu czas ruszyć w drogę. Za sterami niezawodna Basia, która zabrała nas do Białej Góry.
– To moja ulubiona przystań. Tam jest pięknie, jestem zakochana w tym miejscu i wiem, że Wy też się w nim zakochacie – zapewniała nas.
Fot. Radio Gdańsk/Andrzej Dubas
MAJESTATYCZNA DROGA
Po drodze minęliśmy malborski zamek. Każdy z nas widział go przynajmniej raz w życiu, ale nie wszyscy mieli wcześniej okazję zobaczyć go z poziomu wody.
Zamek powstawał w kilku etapach od 1280 roku do połowy XV wieku. Był między innymi siedzibą wielkich mistrzów zakonu krzyżackiego i władz Prus Zakonnych, rezydencją królów Polski i trzykrotnie rekonstruowany. Jest wpisany do rejestru zabytków, uznany za pomnik historii, wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, a od ponad ćwierć wieku spełnia funkcję siedziby Muzeum Zamkowego w Malborku.
Fot. Radio Gdańsk/Andrzej Dubas
Fot. Radio Gdańsk/Andrzej Dubas
TRUDNA MISJA
Po dłuższej chwili sielskiego i anielskiego rejsu przyszło nam zmierzyć się ze Śluzą Szonowo. Na początku wyglądała niegroźnie, wszyscy zbagatelizowali sytuację i jedynie Wojtek wyszedł przed szereg i ruszył, by zawiązać liny cumownicze (z pewnością chciał się pochwalić tym, czego dzień wcześniej nauczył go kapitan „Chomik”).
Fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka
Kilka minut oczekiwaliśmy, aż śluza zostanie otwarta, bo chwilę przed nami wpłynął tam inny jacht. Nie trwało to jednak długo…
Fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka
… bo już po chwili zobaczyliśmy, jak śluza się otwiera, czemu, jak widać, Wojtek przyglądał się z ogromną fascynacją.
Fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka
Niedługo potem jednak zaczęły się prawdziwe kłopoty. Jak to mówi Basia „zaczęliśmy tańczyć” i houseboat obracało na wszystkie strony świata. Do akcji musiał wkroczyć Andrzej i razem z Wojtkiem próbowali opanować sytuację, ale wszystko to z minuty na minutę wyglądało coraz gorzej.
Fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka
BEZ CIĄGU DALSZEGO
Przemiła pani otworzyła śluzę do końca i mogliśmy wpłynąć do środka. Wierzcie lub nie, ale tak nami obracało, że nikt nie myślał wtedy o robieniu zdjęć, tylko wszyscy ciężko pracowali nad tym, by jacht bezpiecznie przetrwał wyrównanie poziomu wody. Prawie wszystkie węzły (oprócz ratowniczego), umiejętność klarowania liny i całą zdobytą wcześniej wiedzę wykorzystaliśmy, nie zdając sobie sprawy z tego, że nastąpi to tak szybko. Dodatkowo okazało się, że w żeglarstwie najlepiej radzą sobie – kto by pomyślał – kowboje, bo umiejętność zarzucania lassem jest na wagę złota. Nie poradziliśmy sobie z tym zadaniem jak prawdziwi profesjonaliści, a raczej, w oczach pani otwierającej śluzę, wyglądaliśmy pewnie jak bezradne szczury lądowe, ale koniec końców udało nam się popłynąć dalej.
Fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka
SZCZĘŚLIWIE DO CELU
Po przygodach ze śluzą wreszcie dotarliśmy do kolejnego punktu naszej wyprawy – Białej Góry. Tam czekali na nas przesympatyczni ludzie i pomocny oraz niezwykle szczery i uczynny bosman Krzysztof Burczyk.
Fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka
Wojtek, Przemek i bosman Krzysztof Burczyk; Fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka
Po sporym wysiłku, wielu rozmowach z ciekawymi ludźmi i relacjach na antenie Radia Gdańsk przyszedł czas na „małe co nieco”. Dziś szef(owe) kuchni poleca(ją) makaron z sosem bolognese. Na przystani w Białej Górze jest bardzo fajna kuchnia, dlatego mogłyśmy obiad przygotować w trochę bardziej przestronnym miejscu, a houseboat zostawiłyśmy pod opiekę panom.
Fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka
Efekt finalny tej kulinarnej improwizacji nas zachwycił (nie tylko wizualnie). Nie ma to jak pod koniec intensywnego dnia ugotować coś samemu, a potem z satysfakcją zjeść razem z załogą w miłej atmosferze.
Fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka
A to nasz kolejny cel – śluza gigant. Czy tym razem, nauczeni doświadczeniem, sprawnej poradzimy sobie z jej pokonaniem? Odpowiedź poznamy dopiero jutro.
Fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka
Martyna Kasprzycka