Zagraniczni turyści oskubani przez kelnera w Sopocie? „Tak się robi, to znany obyczaj” [INTERWENCJA]

Zagraniczni turyści płacą więcej niż Polacy za obiad w restauracji. Na ich rachunkach pojawia się dodatkowa pozycja „usługa gastronomiczna”. Pobieranie opłaty za tę usługę nie jest niezgodne z prawem, jeśli klient wie, za co płaci. Zdarza się jednak, że nie wie. Oto jedna z takich historii.

Starsze panie zjadły obiad w jednym z sopockich lokali. Na ich rachunku pojawiła się dodatkowa pozycja, wspomniana na wstępie tekstu „usługa gastronomiczna”. Panie nie wiedziały, za co mają zapłacić dodatkowe 12 zł, więc zapytały w języku angielskim parę Polaków siedzących przy stoliku obok.

„Excuse me, could you please tell me?”

– Podeszła do nas starsza pani i poprosiła w języku angielskim o wytłumaczenie, czym jest jedna z pozycji na paragonie. Nie byłem w stanie wytłumaczyć tej pani, za co zapłaciła 12 zł. Domyślam się, że chodzi o pewnego rodzaju napiwek, nie wiem, czy czasem niewymuszony w ten sposób na obcokrajowcach – mówi mieszkaniec Sopotu, pan Marcin.

Pan Marcin i pani Jola zjedli obiad i poprosili o rachunek. Spodziewali się, że podobnie jak turystki z zagranicy znajdą na nim dodatkową opłatę. Nie zamierzali protestować, uznając, że szkoda im czasu na ewentualne dyskusje z obsługą lokalu. Zdziwili się, bo ich paragon uwzględniał jedynie pozycje z menu.

– Zrobiło nam się głupio wobec tych turystek. Zapytałem się kelnera, dlaczego nie zapłaciłem tego dodatku, a osoba, która siedziała, tak. Nasze zamówienie nie różniło się zbytnio. Były to dania obiadowe, jakieś napoje. Zaciekawiłem się więc, czy czasem to nie jest tak, że obcokrajowcy płacą więcej. Kelner powiedział jedynie, że to standardowa opłata, jakby nigdy nic się nie stało – wspomina pan Marcin.

Za co się płaci? „Powiem nieoficjalnie”

Opłata za „usługę gastronomiczną” nie jest wymysłem sopockich restauratorów. Jej naliczanie już niejednokrotnie budziło wątpliwości. Są lokale, w których pobiera się dodatkowo 10 do 20 proc. ceny dań, jeśli zamówienie złożyła grupa gości. Przy tym różne restauracje mają swoje kryteria dotyczące opłaty za serwis. W jednych zapłacą grupy 10-osobowe, w innych już 8-osobowe. Jest to o tyle zastanawiające, że przecież grupa i tak zapłaci wyższy rachunek. Zatem ludzie płacą więcej za to, że… wydadzą więcej?

– To nie do końca tak. Jeśli przyjdzie 10 osób na spotkanie i zamówią tylko kawę, to muszę je obsłużyć. W tym czasie nie obsłużę kilku innych stolików, przy których siedzą goście zamawiający dania obiadowe i wino, więc to normalne, że w tym przypadku liczę sobie za obsługę – mówi proszący o anonimowość kelner restauracji mieszczącej się w jednym z sopockich hoteli. – Podobnie, jeśli ktoś zamówi danie czy napój, którego nie ma w karcie, a my zgodzimy się mu je dostarczyć. Wtedy tak naprawdę jest to sprzedaż, a przecież musimy jakoś to uwzględnić przy wydawaniu rachunku – tłumaczy.

Dwie panie to nie grupa! Więc o co chodzi?

– W angielskich wersjach językowych kart jest napisane, że do rachunku dolicza się napiwek. W polskich kartach tego zazwyczaj nie ma. Naszych turystów czasem się pyta, czy doliczyć 10 proc. za usługę kelnerską. Jeżeli się zgodzą, to się ją dolicza, jeśli nie, to nie. Klienci angielskojęzyczni albo czytają menu i wtedy wiedzą, za co płacą, albo nie czytają, wtedy też płacą – mówi z rozbrajającą szczerością kelner jednej z knajp.

Jak tłumaczy, niektórzy kelnerzy „dobijają do rachunku usługę”, dopisując na paragonie pod kreską „+10 proc.” Jego znaniem obyczaj ten jest znany w Europie, więc klienci się nie skarżą. A że płacą za obsługę kelnerską, która nie zawsze musiała ich zachwycić? Cóż…

– Koleżanki wolą, gdy dzielimy się wszystkim, co wpadnie danego dnia, żeby nikt nie był pokrzywdzony. Ja wolę dostawać napiwek do kieszeni. Jeśli ktoś uważa, że go lepiej obsłużyłem i daje mi pieniądze, a ktoś inny ich nie dostaje, bo goście go nie lubią, to czemu mamy się dzielić. Dawanie napiwków do kasy w ogóle mi się nie podoba. Napiwek to napiwek, prawda – dodaje inny kelner, który także chciał porozmawiać „po cichu”.

Co na to Inspekcja Handlowa?

– W gastronomi, tak jak i w punktach sprzedaży detalicznej (sklepach – przyp. red.), ceny powinny być podane do wiadomości klienta. Ceny te uwidacznia się w cenniku, jadłospisie czy karcie menu. W zasadzie ceny powinny być podane już przed wejściem do restauracji czy baru, żeby konsument wchodząc, mógł się zorientować, jak wysokie są ceny i skorzystać z usługi gastronomicznej lub nie – tłumaczy Waldemar Kołodziejczyk, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej w Gdańsku.

Jego zdaniem, troska pana Marcina była słuszna, a opisywany przypadek zasadnie wzbudził oburzenie. – Jeśli pobierane są dodatkowe opłaty za „usługę gastronomiczną” od osób z zagranicy, a nie pobiera się ich od obywateli Polski, to w tym przypadku przypominam, że wszyscy, zarówno obcokrajowcy, jak i Polacy, są równi wobec prawa polskiego i ceny powinny być dla nich jednakowe. Gdy konsument zgłosi nam tego typu praktyki, niezwłocznie podejmiemy kontrolę – dodaje.

Jeśli kontrola wykaże nieprawidłowości, urząd może przymusić przedsiębiorcę do wprowadzenia rozwiązań zgodnych z polskim prawem w trybie postępowania administracyjnego. Zatem dodatkową opłatę za „usługę gastronomiczną” można pobierać, pod warunkiem że wysokość tej opłaty lub sposób jej naliczania jest uwidoczniony w cenniku. Zatem tych sopocian, którzy w trosce o wizerunek miasta chcą reagować, inspekcja prosi o zgłaszanie się.

Oczywiście nie wszędzie w Sopocie dolicza się opłatę za serwis. I nie wszędzie pobiera się opłatę za rezerwację, która także budzi sporo wątpliwości.

 

Więcej w materiale naszego dziennikarza:

https://pagead2.googlesyndication.com/pagead/js/adsbygoogle.js?client=ca-pub-3774909398356097).push({});

Najnowsze



Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj