Ruszył proces prezydenta Tczewa. Sprawa dotyczy udostępnienia nagrań z miejskiego monitoringu. Obrona domaga się umorzenia. Prezydentowi grozi do trzech lat więzienia.
– Złożyłam wniosek o umorzenie postępowania ze względu na uchylenie przepisu z dawnej ustawy o ochronie danych osobowych. Te przepisy stanowią podstawę oskarżenia. – mówi Joanna Grodzicka, pełnomocnik prezydenta Tczewa.
WNIOSKI
Jak podkreśla prawniczka, do sądu złożono jeszcze jeden wniosek. Dotyczył on zwrotu aktu oskarżenia do prokuratury. – Wiele naszych wniosków dowodowych nie zostało uwzględnionych przez śledczych. Nie ustalono również pełnego kręgu osób poszkodowanych – dodaje adwokatka.
– Te działania spowolnią proces. Treść większości wniosków otrzymaliśmy dzisiaj. Jednak wnioskowaliśmy o odrzucenie ich w całości. O dalszym przebiegu procesu zadecyduje sąd na posiedzeniu pd koniec lipca – pointuje Marcin Mieszkiewicz, oskarżyciel posiłkowy.
JAWNY PROCES
Sąd otrzymał wniosek dotyczący utajnienia sprawy. Jako przyczynę podano tzw. ważny interes. Część obecnych na sali osób wystartuje w najbliższych wyborach samorządowych. Jako konkurenci prezydenta mogliby wykorzystać proces do własnych celów. Sąd nie podzielił tej argumentacji i wniosek odrzucił.
WSZYSTKIEMU WINNY MONITORING
Proces to efekt tzw. „afery plakatowej” z maja 2015 roku. Jej nazwa nawiązywała do plakatów i ulotek, które pojawiły się na terenie miasta.
Przedstawiały one prezydenta Mirosława Pobłockiego w roli św. Mikołaja rozdającego wysokie pensje prezesom miejskich spółek. Materiały zatytułowano hasłem „Władza się wyżywi”. Treścią plakatów poczuli się dotknięci prezesi dwóch spółek komunalnych.
Do złożonego pozwu cywilnego dołączyli nagranie z monitoringu miejskiego. Jednak monitoring może być zabezpieczony na wniosek organów ścigania i sądów. A takiej decyzji nie było.
Tomasz Gdaniec/pOr