Deptanie po plecach, wspólne korytarze, czyli piętno mieszkania socjalnego w Sopocie. „Hania nie chodzi do WC, bo się boi”

Sopot. Samotna matka z trójką dzieci w mieszkaniu socjalnym o powierzchni 27 metrów. Najmłodsza jest Hania, ma 6 lat. Nie chodzi do toalety, bo się boi. Nie wie, kogo spotka na korytarzu. Śpi na rogówce razem z mamą. W pokoiku obok leżą jej siostra i brat. Ona ma 19 lat, on 14. Rodzeństwo dzieli piętrowe łóżko. Łóżko zasłania okno. Tak już musi być, bo po drugiej stronie jest piec. Panowie z komisji wyjaśnili, że przy piecu nic nie może stać. Zresztą, ledwo mieści się tam szafka – nielegalnie.

Nie powinno się też suszyć prana na stojaku. Kiedy się tak robi, komisja może napisać, że mieszkanie jest niewłaściwie użytkowane. Kiedy spadł sufit, było dobrze użytkowane. Kiedy przez zadymienie z pieców trzeba było uciekać, też.

DEPTANIE PO PLECACH

Dzwoni budzik, zaczyna się deptanie po plecach. Tu nie ma intymności. Kiedy jedna osoba chce wejść do wnęki kuchennej, druga musi podnieść nogi z posadzki. Toaleta z wanną jest na korytarzu współdzielonym z innymi rodzinami. W przypływie może to być kolejnych 10 osób. Czasem też gości, których mała Hania nie chce poznać.

Dziewczynka ma się czym chwalić, umie czytać i pisać. To nieźle, jak na 6-latkę. Brat kończy gimnazjum, jest sportowcem. Chce rzucić lekkoatletykę, bo pokochał żeglarstwo. Marzy mu się szkoła morska. Siostra maluje, skończyła szkołę plastyczną w Orłowie, teraz idzie na studia. Gdyby jej nauczyciele wiedzieli, jak tworzyła pracę dyplomową, byliby zdziwieni, ale nikt, kto ma takie warunki, nie lubi o nich mówić. Po co narażać się na ostracyzm.

PIĘTNO BYCIA BIEDNYM

Mieszkanie socjalne to piętno. Od razu budzi skojarzenia z patologią, z piciem, biciem żon, dzieci. To stereotyp, a ludzie nie mają czasu na zastanawianie się. Przypinają łatki. Nagle zostawił cię mąż? „Cóż, gratuluję życiowych wyborów” – powiedział ktoś w trakcie oględzin mieszkania, jakby zdzielił ścierką w twarz.

Pani Violetta siedzi w fotelu, za nią stoi regał z książkami – głównie dla dzieci. Rozmawiamy chwilę o wszystkim i o niczym, w końcu włączam mikrofon i pytam „Czego pani tak naprawdę chce?”. Pojawiają się łzy. Udaję, że ich nie widzę. Wyłączam mikrofon. Czekam. Próbujemy jeszcze raz, od początku.

MIESZKANIE BEZ UMOWY

Kolejny raz w pracy muszę słuchać kobiety, która zatraciła siebie dla innych. Samotna, pracująca na dwa etaty matka, która od 12 lat wychowuje trójkę dzieci w mieszkaniu o powierzchni 27 metrów – w mieszkaniach socjalnych liczy się tylko pokoje, jest jeszcze niewielka wnęka kuchenna i część wspólna korytarza z łazienką na końcu. To lokal o obniżonym standardzie, bo mieszkania socjalne właśnie takie są. Mają zapewnić dach nad głową, nie wygody.

Ona dałaby radę, ale córka idzie na studia i nie ma gdzie położyć książek. Małe składane biurko dzieli z bratem. Dorastają, ale nigdy nie zaproszą swoich sympatii do domu. I tego matce jest żal. Drugi etat pani Violetta wzięła, gdy obiecano jej, że jak zwiększy dochód, to dostaną lepsze lokum. Niedługo zacznie pracować w przedszkolu. Wyższe zarobki powinny cieszyć, ale rodzą problemy. Umowę na lokal socjalny powinna odnawiać co roku, w tym nie mogła, bo… zarabia za dużo. Pokazywano jej inne mieszkania, ale wśród nich nie było samodzielnego.

CIEPŁE SŁOWA I DYMIĄCE PIECE

Były za to znane już wspólne korytarze, piece, ludzie, dla których współlokator to jedynie dodatkowa grzałka, dzięki której można oszczędzić na prądzie. Zapach papierosów, i nie tylko. Zupełnie zaskoczył ją rozkład pomieszczeń jednego z „lepszych” mieszkań. Jej pokój byłby odseparowany od pokoju dzieci. Wyobraźmy sobie obcych mężczyzn drepczących do WC i mijających pokój, w którym śpią dziewczynki. Wyobraźnia pracuje zbyt mocno? Czasem to dobrze.

W marcu pani Violetta Spotkała się z wiceprezydentem Sopotu Marcinem Skwierawskim. Wcześniej w jej sprawie interweniowała radna miasta Aleksandra Gosk. Zdaje się, że jest serce i moc ciepłych słów, ale nic się nie zmienia. Ściany się nie rozstępują, by można było wstawić wersalkę, piece nie przestają sprawiać kłopotów.

URZĘDNICY, DZIENNIKARZE, HANIA

Ja także rozmawiam z panem Skwierawskim. Zna sprawę i obiecuje pomóc. Tłumaczy, że proponowano już trzy mieszkania, ale rozumie i nie ma żalu o to, że samotna matka mogła ich nie chcieć. Czasem mieszkania bywają np. zbyt drogie w utrzymaniu ze względu na obecność pieców elektrycznych – mówi. Zapewnia, że w ciągu najbliższych kilku miesięcy miasto zaproponuje inne lokum, które spełni oczekiwania i będzie adekwatne do potrzeb matki z trójką dzieci.

Urzędnicy zazwyczaj obawiają się dziennikarzy, bo dziennikarzom zdarza się jątrzyć. Tłumaczą mi, że w Sopocie jest 1900 mieszkań komunalnych i ok. 100 socjalnych. Na socjalne mieszkanie czeka w kolejce 100 rodzin. Każda z nich ma swoją historię i swoje problemy. Są tu i osoby kalekie i niezdarne życiowo, jest i nasza Haneczka, która wygląda zza uchylonych drzwi. Może nauczy się nie bać.

Piotr Puchalski
Napisz do autora: p.puchalski@radiogdansk.pl

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj