Prezydent Robert Biedroń podkreśla, że informacja o zamiarze rozbiórki zatok autobusowych to kolportowany przez część radnych fake news. Radny Paweł Szewczyk z PO odpowiada, że Biedroń publicznie mówi nieprawdę, ale dobrze, że zmienił zdanie, bo pomysł był szkodliwy.
Wiosną tego roku wiceprezydent Słupska Marek Biernacki zapowiedział likwidację testowo co najmniej dwóch zatok autobusowych i sprawdzenie czy wpłynie to płynność ruchu.
„TO NIE JEST WYROK”
– To nie jest wyrok, to jest test i zaznaczaliśmy, że najdogodniejszy moment to właśnie wiosna-lato. Zobaczymy, jak to się sprawdzi. Ja mam przekonanie, że to naprawdę dobry pomysł jeśli chodzi o centrum miasta, o uprzywilejowanie pieszych, ale też mieszkańców, którzy skarżą się na uciążliwości związane z funkcjonowaniem zatok blisko budynków. Żeby nie przesądzać tej sprawy, zrobimy test – mówił w kwietniu tego roku wiceprezydent Biernacki.
NIE BYŁO TESTU
Zatoki zostały wyremontowane, testu zamykania zjazdu dla autobusów przy przystankach nie było w ogóle.
Prezydent Słupska Robert Biedroń mówi, że nie było zamiaru rozbierania zatok. – Nagle wykreowano taką sytuację, że radni walczą z zatoczkami. To walka z wiatrakami. Ja jestem otwarty, żeby wrócić do tej sytuacji i debaty, ale dzisiaj nie ma takich planów. Uważam, że celowe byłoby przeanalizowanie potrzeby likwidacji. Kompletny fake news – wyjaśnia.
PROTEST PRZECIWKO PLANOM RATUSZA
Radny Paweł Szewczyk z PO protestował przeciwko planom ratusza. Podkreśla, że magistrat prezentował konkretne lokalizacje likwidowanych zatok autobusowych w Słupsku. – Była zapowiedź dotycząca likwidacji zatok autobusowych na ulicach Sienkiewicza, Armii Krajowej i Kilińskiego. Przecież nawet przesuwano na ten cel pieniądze w budżecie. My jako radni zadziałaliśmy prawidłowo, ale to nie pierwszy raz, gdy prezydent zmienia zdanie. Dobrze, że tak się stało tym razem, bo możemy dyskutować, ale każda lokalizacja powinna być badana oddzielnie – dodaje radny Paweł Szewczyk.
Remont dwóch zatok autobusowych na ulicy Sienkiewicza już zakończono. Kosztował kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Przemysław Woś/pOr