– To oczywiste, że lider, którego ugrupowanie nie dostało się do rady miasta, powinien zostać rozliczony – mówi Małgorzata Tarasiewicz ze stowarzyszenia Mieszkańcy dla Sopotu. Jej zdaniem ruchy miejskie zostały w wyborach samorządowych zmiażdżone przez walczących gigantów, czyli PO i PiS. Działaczka odpowiada także na pytanie, czy nazwisko „Morawiecki” w nazwie komitetu wyborczego pomogło czy zaszkodziło w kampanii wyborczej w Sopocie. Piotr Puchalski: Czy uważa Pani, że ruchom miejskim jest trudniej dostać się do rady miasta niż innym ugrupowaniom?
Małgorzata Tarasiewicz: W obecnej sytuacji politycznej ruchom miejskim jest zdecydowanie trudniej niż cztery lata temu. Jest to spowodowane silnym podziałem politycznym, duopolem PO i PiS. Walka polityczna o samorządy rozgrywała się pomiędzy tymi dwoma spolaryzowanymi siłami. Wszyscy inni zostali zmiażdżeni lub rażeni rykoszetem w walce gigantów. Spójrzmy na Warszawę, gdzie wybitny działacz ruchów miejskich Jan Śpiewak dostał 3 proc. głosów i nikt z jego ugrupowania nie zasiądzie w radzie miasta.
To kuriozalne, bo akurat on nagłośnił kwestię złodziejskiej reprywatyzacji, on doprowadził do sukcesu w odzyskiwaniu kamienic, które zostały ukradzione mieszkańcom Warszawy. Ten cały wysiłek zginął w walce dwóch potężnych ugrupowań. Podobnie stało się w Sopocie. Duża frekwencja pokazuje, że ludzie zmobilizowali się, bo chcieli głosować przeciwko PiS lub na PiS. My, jako ruch miejski niezwiązany z żadną z tych partii, zginęliśmy w tej rozgrywce. PO twierdziło, że zagłosowanie na nich chroni Polskę przed polexitem. Na plakatach PiS, ale na naszych też, pojawiły się naklejki z napisem „jeżeli głosujesz na PiS, popierasz wyjście Polski z Unii Europejskiej”. Niewielka część mieszkańców, która popiera PiS, rzuciła się do obrony swojej partii. W tym momencie my, będąc w centrum, po porostu polegliśmy.
Wydaje się, że duże partie w Sopocie reprezentuje tylko PiS, resztę to ugrupowania lokalne.
Platforma Sopocian Jacka Karnowskiego to reprezentacja Platformy Obywatelskiej, to wynika m.in. jasno ze składu osobowego, ponieważ przewodniczący PO w Sopocie jest w składzie radnych PSJK. Ich działacze, choć nie wiem, czy są formalnie członkami partii, uczestniczą w spotkaniach, wiecach KOD, jeżdżą protestować pod sąd. Wsparcie, którego Schetyna i panie Lubnauer oraz Nowacka udzielili ugrupowaniu podczas pobytu w Sopocie, spacerując w górę i w dół ul. Bohaterów Monte Cassino z panem Karnowskim, tuż przed wyborami, pokazuje, gdzie są usytuowane sympatie polityczne i kto stoi za PSJK.
Wydawałoby się, że jest tu dużo osób starszych o bardziej konserwatywnym nastawieniu, propozycje PiS do nich nie przemawiają?
Myślę, że PiS musiałby bardziej rozwinąć działania w Sopocie. To, że przedstawiciele partii rządzącej nie mają w Sopocie siedziby, gdzie mogliby zapraszać mieszkańców, gdzie można byłoby się spotkać, dowiedzieć czegoś o polityce rządu, polityce partii, to jest dla mnie szokujące. Wcześniej siedziba była. Ta partia jest tu w mniejszości, więc powinna starać się pozyskać właśnie tutaj nowych członków i próbować pokazać się z jak najlepszej strony mieszkańcom. Zbliżają się wybory parlamentarne do parlamentu europejskiego, myślę, że czas zacząć o tym myśleć i działać.
Mówiąc o wyborach pomiędzy PO i PiS trudno w kontekście naszej rozmowy nie wspomnieć o nazwisku „Morawiecki”, które pojawiło się w nazwie państwa komitetu wyborczego. Niektórzy twierdzą, że znane nazwisko ruchowi miejskiemu zaszkodziło. Dlaczego zdecydowaliście się nim wesprzeć?
Kornel Morawiecki jest legendarną postacią opozycji antykomunistycznej w Polsce. Jest to człowiek niezwykle zasłużony, który podnosił sprawę solidaryzmu społecznego, kwestię solidarności na poziomie miejskim. Dla mnie osobiście jest to o tyle ważne, że po okrągłym stole, w okresie transformacji, pamięć o solidaryzmie społecznym, o solidarności na poziomie elementarnym zanikła. Neoliberalizm, brutalne gwałtowne zmiany ekonomiczne doprowadziły do tego, że zwykły, wykluczony człowiek zginął w tym całym zamęcie. Chcieliśmy poprzez poparcie Kornela Morawieckiego odwołać się do tego społecznego dziedzictwa. Pokazać, że wracamy do korzeni, że „Solidarność” proponowała coś innego, do czego warto wrócić. Wygląda na to, że to było chybione, ponieważ właśnie w tej wojnie Polsko-Polskiej, która się teraz toczyła, zostało to odczytane jako stawianie się po jednej ze stron politycznych, tymczasem było to bardziej odwołanie filozoficzne.
Rezygnuje Pani z funkcji politycznego lidera stowarzyszenia MdS. Pojawia się pytania, kto zajmie Pani miejsce i czy jako MdS wracacie po prostu do działań miejskich, czy macie może jakiś inny pomysł na siebie?
To dosyć oczywiste, że lider ugrupowania, które nie dostało się do rady miasta – co prawda uzyskało poparcie powyżej progu, który pozwala na wejście do rady, ale jednak metoda D’Hondta absolutnie nie pozwala małym ugrupowaniom tu zaistnieć – powinien zostać rozliczony politycznie i ponieść odpowiedzialność. Ja się w pełni do takiej odpowiedzialności poczuwam i dlatego stwierdziłam, że wycofuję się z przywództwa w organizacji. O tym, co dalej i jakich wyborów dokonamy oraz w jakiej formie będziemy, działać zdecydujemy za jakiś czas. W tej chwili wszyscy przetrawiają porażkę i niezadowolenie. Ja będę na pewno wspierać ruchy miejskie w Sopocie i działania na rzecz mieszkańców i miasta, nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej.
Kto w Sopocie dostał się do rady miasta? Listę nowych radnych znajdziesz >>> TUTAJ.
Piotr Puchalski
Napisz do autora: p.puchalski@radiogdansk.pl