Są pierwsze kontrole zwolnień lekarskich nauczycieli. Dyrekcje szkół wnioskują do ZUS-u

Dyrekcje szkół wnioskują o kontrole elektronicznych zwolnień lekarskich nauczycieli. Jak powiedział nam Krzysztof Cieszyński z pomorskiego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, do wtorku wpłynęły wnioski z trzech szkół z Gdańska i z powiatu gdańskiego.

Wnioski to reakcja na protest nauczycieli, którzy domagając się podwyżek, masowo biorą zwolnienia lekarskie.

PONAD PÓŁ TYSIĄCA NAUCZYCIELI NA ZWOLNIENIACH

Tylko w Gdańsku do wtorku na zwolnieniu przebywało 516 nauczycieli. W samych szkołach podstawowych ponad 350 osób.

ZUS reaguje na każdy wniosek o kontrolę ze strony pracodawcy. W celu kontroli zakład może skierować pracownika na badania lekarskie, badania u lekarza specjalisty lub też zażądać dostarczenia dokumentacji medycznej.

BEZ SPECJALNYCH KONTROLI

– Nie przewiduję sytuacji szczególnych kontroli – tak z kolei protest nauczycieli komentuje szefowa Ministerstwa Edukacji Narodowej Anna Zalewska, pytana o to, czy jej zdaniem nauczyciele biorą zwolnienia z uzasadnionych powodów. Dodała, że do 30 kwietnia resort i związki zawodowe dali sobie czas, by uzgodnić kwestię wysokości podwyżki.

We wtorek prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz poinformował o rozpoczęciu ogólnopolskiej akcji protestacyjnej pracowników oświaty. Jak podkreślił, ZNP popiera działania nauczycieli, którzy udają się na zwolnienia lekarskie. ZNP domaga się m.in. podwyżek wynagrodzeń nauczycieli o 1000 zł netto do płacy zasadniczej. Podwyżek takiej wysokości domaga się też Sekcja Krajowa Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”.

Posłuchaj materiału naszego reportera.

„SYTUACJA NIE DO WYTRZYMANIA”

– To pokazuje ogromną determinację, która jest w środowisku – komentuje Wojciech Książek, przewodniczący oświatowej Solidarności. – Solidarność wybrała inną drogę. We wrześniu była pikieta. Sytuacja jest naprawdę trudna w szkolnictwie i trudno się dziwić ludziom, że podejmują różne działania – dodaje związkowiec.

– Nauczyciel stażysta, po studiach, przez dwa lata zarabia na rękę ok. 1800 zł. Potem przez 6 lat jest nauczycielem kontraktowym, tam jest pewien procent dodatku stażowego, dodatek za wychowawstwo, ale nauczyciel kontraktowy średnio dostaje na rękę 2000-2100 zł. To jest sytuacja nie do wytrzymania – mówi Wojciech Książek. – Zastanawiamy się jak do sprawy podejść. Na rynku pracy jest ogromna konkurencja. Oferta pracy w marketach zaczyna się od 3000 zł brutto, to jest pytanie kto będzie trafiał do zawodu nauczycielskiego, kto będzie uczył informatyki, matematyki, przedmiotów zawodowych, bo już teraz dyrektorzy mają problem ze znalezieniem fachowców. Ma być podwyżka o 5 proc. od 1 stycznia, a jeszcze nie ma projektu tabel wynagrodzeń. Absolwenci wyższych uczelni są wsysani przez rynek na wejście. W przemyśle płaca dochodzi do 5000 zł brutto, ale oświata i nauczyciele też chcieliby skorzystać z tego rozwoju gospodarczego. Myślę, że ta koniunktura zaskoczyła też rządzących. Przed wojną rządzący robili wszystko żeby do szkolnictwa trafiali najlepsi, nauczanie było prestiżem – dodaje szef oświatowej Solidarności.

EKSPERT O SYGNAŁACH ZE STRONY RZĄDU

O komentarz poprosiliśmy Zbigniewa Canowieckiego, prezydenta Pracodawców Pomorza i eskperta od rynku pracy. Jego zdaniem pracownicy sfery budżetowej dostając jasny sygnał od rządu o rozwoju gospodarczym, mogą oczekiwać wzrostu płac. – Jeżeli ze strony rządzących płynie komunikat do wszystkich obywateli naszego kraju, że będzie wielomiliardowa nadwyżka w budżecie, jeżeli z drugiej strony premier występuje publicznie i mówi, że w Polsce musimy doganiać płace europejskie i że podniesienie płac jest priorytetem rządu, to logiczną konsekwencją tych dwóch komunikatów jest wniosek, że rząd zacznie od siebie. Że rząd zacznie w budżetówce, a nie tylko będzie podnosił płacę minimalną, której konsekwencje są dla przedsiębiorców – mówi Zbigniew Canowiecki. – Jeżeli pójdziemy tą ścieżką myślenia, to wszyscy pracownicy sfery budżetowej mogli dojść do wniosku, że należą im się podwyżki. Jeśli policja i pracownicy sądów wymusili podwyżki metodą na L4, to inne grupy zawodowe uważają, że mogą tę samą metodę zastosować, ponieważ tam ją zaakceptowano. Podejrzewam, że na tym się nie skończy. Zaraz tą metodą może zareagować służba zdrowia i tu się zacznie dramat. W służbie zdrowia już jesteśmy na progu wytrzymałości jeśli chodzi o liczbę pracowników medycznych. Radziłbym podejść kompleksowo jeśli chodzi o poziom płac w sferze administracyjnej – dodaje prezydent Pracodawców Pomorza.

„METODA NA L4 ZAAKCEPTOWANA PRZEZ RZĄDZĄCYCH”

Zdaniem Zbigniewa Canowieckiego „kontrolowanie zwolnień lekarskich jest bardzo trudne i w zasadzie niemożliwe”. – Po pierwsze każdy z nas jest na coś chory, każdy z nas na coś się leczy, i nawet jeśli ktoś coś symuluje i mówi lekarzowi, że coś go boli to nawet gdy lekarz podejrzewa, że pacjenty symuluje, to może odpowiedzieć karnie jeśli ból zlekceważy. Lekarz podchodzi asekuracyjnie do tego typu sprawy – podkreśla Zbigniew Canowiecki. – Udowodnić lewe zwolnienie lekarskie możemy w momencie gdy ktoś twierdzi, że jest chory, a pojechał na Majorkę lub dorabia gdzieś indziej, tylko w takich skrajnych wypadkach. Metoda na L4 została w pewnym stopniu zaakceptowana przez rządzących i tej metody będą się chwytać inne grupy – dodaje ekspert.

Rafał Mrowicki/mmt/PAP
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj