Po wybuchu pożaru katedry Notre Dame w Paryżu wiele osób zastanawiało się, dlaczego tak szybko rozprzestrzeniającego się ognia nie próbuje się gasić z wykorzystaniem samolotów czy helikopterów. Jak przekonuje starszy brygadier w stanie spoczynku Andrzej Rószkowski, takie działanie mogłoby przynieść więcej szkód niż pożytku.
MOŻLIWE WIĘKSZE STRATY
„CIĘŻKA, STRAŻACKA ROBOTA”
Jak podkreśla ekspert, akcja gaszenia paryskiej katedry była bardzo trudna. Strażacy właściwie nie mogli opanowywać pożaru z wnętrza kościoła.
– To była ciężka, strażacka robota, bo w środku panowała bardzo wysoka temperatura. Ponadto zawalił się dach, przez co gaszenie było możliwe tylko z drabin z zewnątrz – zaznacza.
Strażak przypomina, że jedną z podstaw powodzenia akcji jest podpięcie obiektu, w tym również świątyni, pod system informowania służb. Tu każda minuta może mieć znaczenie.
– W takich obiektach najważniejsze jest to, by straż pożarna pojawiła się jak najszybciej, żeby czas od wybuchu pożaru do rozpoczęcia gaszenia był jak najkrótszy. W przypadku pożaru w kościele św. Katarzyny od powstania ognia do zgłoszenia do straży minęło pół godziny, strażacy dojechali po kolejnych pięciu minutach i w związku z tym po kilkunastu minutach akcji gaśniczej, dach spadł – przypomina Rószkowski.