Malbork, czyli miejsce, gdzie zmienialiśmy składy ekip – przywitał nas deszczową pogodą. Mimo to nie traciliśmy humorów i łódkę przejęliśmy pełni energii i ciekawi jutra. Jak się okazało, środa zaskoczyła nas pięknym słońcem. Mogliśmy więc realizować nasz plan.
W ekipie drugiej rejsu po Pętli Żuławskiej płyniemy w sześcioosobowym składzie: kapitan Piotr Jagielski i załoga: Witold Kołucki, Sebastian Kwiatkowski, Włodzimierz Raszkiewicz i pierwiastek kobiecy rejsu (a właściwie dwa pierwiastki) Basia Kopaczewska i Kasia Hirsz.
EKIPA ROWEROWA I WODNA
Mimo że przejęliśmy stery houseboata, to nie zamierzamy tylko „pływać”. Mamy ze sobą rowery, a w planie podróżowanie po Żuławach nie tylko drogą wodną, ale także lądową. Pomysł jest taki, że część ekipy płynie, część wsiada na rowery w poszukiwaniu przygód, ciekawych miejsc i co najważniejsze – ciekawych ludzi. Ale najpierw antenowe obowiązki, czyli łączenie ze studiem Radia Gdańsk i Infopilot prosto z Parku Północnego w Malborku.
Poranne łączenie ze studiem (Fot. Kasia Hirsz)
Infopilot (Fot. Basia Kopaczewska)
WSIADAMY NA ROWERY
Łączenie za nami. Możemy wsiadać na rowery i ruszać w drogę. Cel numer jeden: Miłoradz i okolice. Na jeden dzień do ekipy dołączył nasz redakcyjny kolega z Tczewa Wojtek Stobba. Zamek w Malborku podziwialiśmy więc zarówno z lądu, jak i… z wody. Przepiękne widoki w drodze do Miłoradza sprawiły, że co chwilę zsiadaliśmy z rowerów, aby żuławski krajobraz uwiecznić na zdjęciach. Jedni siedzieli na rowerach i pedałowali, pozostali mieli rowery… na pokładzie.
Sebastian i Wojtek gotowi do drogi (Fot. Włodzimierz Raszkiewicz)
Kapitan Piotr i Basia przygotowują rowery (Fot. Kasia Hirsz)
Zamek w Malborku podziwialiśmy więc zarówno z lądu…
Wojtek, Sebek i Basia (Fot. Kasia Hirsz)
A także z wody…
(Fot. Włodzimierz Raszkiewicz)
Przepiękne widoki w drodze do Miłoradza sprawiły, że co chwilę zsiadaliśmy z rowerów aby żuławski krajobraz uwiecznić na zdjęciach.
(Fot. Kasia Hirsz)
I samych siebie też…
(Fot. Sebastian Kwiatkowski)
Jedni siedzieli na rowerach i pedałowali…
(Fot. Basia Kopaczewska)
Pozostali mieli rowery… na pokładzie
(Fot. Włodzimierz Raszkiewicz)
DAWNA WOZOWNIA, CZYLI OKNA NA ŻUŁAWY
Po 12-kilometrowej jeździe dotarliśmy do Miłoradza
(Fot. Basia Kopaczewska)
Naszym celem była Dawna Wozownia, czyli część zabudowań należących do poniemieckiego gospodarstwa. Podczas II wojny światowej funkcjonował tu podstalag z około dwudziestoma jeńcami z Wielkiej Brytanii. Zostali oni oddelegowani z Malborka, aby pomagać w gospodarstwach rolnych na terenie dawnego Mielenz. Budynek Dawnej Wozowni służył do przechowywania sań, wozów, kół zapasowych oraz całego sprzętu niezbędnego do zaprzęgania koni.
(Fot. Kasia Hirsz)
Tu czekali na nas gospodarze: Katarzyna i Jan Burchardtowie. Niezwykli ludzie z prawdziwą pasją, którzy postanowili uratować zniszczony budynek, a co ważniejsze, związane z nim wspomnienia.
Rozmowa z gospodarzami Katarzyną i Janem Burchardt (Fot. Kasia Hirsz)
– U mnie to się wzięło z opowiadań dziadków. Później opowiadał mój ojciec. Szkoda by było, żeby te historie zostały zapomniane. Przecież to są konkretni ludzie, którzy tworzyli Żuławy, tę historię i należałoby ocalić te wydarzenia”.To dzięki tacie i jego opowieściom. Potrafi przedstawić to w taki fajny sposób, że zaraża a ja zarażam innych tą pasją – mówił pan Jan Burchardt.
– Tata mieszkał tu przed wojną i wrócił po wojnie. Uciekał, gdy była wielka ewakuacja. Nie przekroczył granicy i później wrócił tu i odzyskał swoje gospodarstwo – dodał.
(Fot. Kasia Hirsz)
– To, co robimy dzisiaj, robimy dla wszystkich dawnych mieszkańców naszej miejscowości, aby pamięć została zapisana – mówił Pan Jan.
Stół, który opowiada historię ojca pana Jana stał się bohaterem słuchowiska (Fot. Kasia Hirsz)
W Dawnej Wozowni można zobaczyć początki Miłoradza do roku 1945 i po wojnie. Jest też stodoła, gdzie będzie można posłuchać o ważniejszych wydarzeniach. Poza tym także część muzealna, w niej można zobaczyć dawne sprzęty.
Listy znalezione pod podłogą w domu okolicznych mieszkańców (Fot. Kasia Hirsz)
To budynek z 1896 roku i jak mówi Pani Katarzyna, dusza tego miejsca jest tu cały czas. – My cały czas widzimy, słyszymy i czujemy. Na pewno nie zniknęło to, co było kiedyś. Tu czuć ducha Dawnej Wozowni.
(Fot. Kasia Hirsz)
29 czerwca odbędzie się w Dawnej Wozowni otwarcie izby pamięci. Nie będzie to zwykłe muzeum, ale żywe miejsce historii. Opowieści z kawą, wieloma wydarzeniami i z duchem historii.
Ekipa RG i gospodarze: Katarzyna i Jan Burchardt oraz Sylwia Kaszuba (Fot. Kasia Hirsz)
Pani Sylwia pokazała nam okna, które nazwała oknami na Żuławy (Fot. Kasia Hirsz)
Z wielkim żalem opuszczaliśmy to miejsce, ale czas naglił i czekali na nas kolejni goście. Przed nami tylko 4 km jazdy, a potem…trafiliśmy do prawdziwej bajki.
DOM RYBAKA. OSTATNI TAKI DOM NA ŻUŁAWACH
Żuławy to nie tylko domy podcieniowe, ale także niewielkie, niepozorne, czasami skryte w krzakach, kryte strzechą chatki rybackie.Na tym terenie to ostatnia istniejąca chata rybacka. Wysokość Domu Rybaka jest jak na hausboacie. Trzeba się tu schylić, aby się zmieścić. Sebastian stwierdził, że można poczuć się jak w „Kingsajzie”.
Sebastian Kwiatkowski z gospodarzami (Fot. Kasia Hirsz)
Właścicielami Domu Rybaka w miejscowości Mątowy Wielkie są Lidia i Janusz Zawadzcy. Co ciekawe – nigdy nie chcieli mieć zabytkowego budynku.
– Chcieliśmy mieć dodatkową ziemię, która graniczyła z naszą ziemię. Potem okazało się,że kupując tą ziemię kupiliśmy też marzenia o tym, jak dom ma wyglądać. Już nie mieliśmy serca go zlikwidować. Stwierdziliśmy, że będziemy go remontować i odtwarzać – mówiła pani Lidia.
Chata (Fot. Radio Gdańsk/Kasia Hirsz)
– Miała to być odskocznia od pracy. Praca jest intensywna. Tu miał być relaks. Wszystkie problemy i stresy zostają w Gdańsku, w pracy. Tu na wsi są inne problemy, takim cyklem toczącej się przyrody – dodał pan Janusz.
– Trzeba mieć pasję, oczyma wyobraźni widzieć to, co będzie w przyszłości w tym budynku. I wokół budynku. Po drodze widzieliśmy kępki dziko rosnących ziół, w stylu angielskim – mówił pan Janusz.
Dom pochodzi z 1775 roku. To ostatni taki dom na Żuławach. I jeden z trzech, który przetrwał powódź w 1786 i 1855 roku. – Proszę zwrócić uwagę na niskie sklepienia, belki, nadproża. Jesteśmy w sieni. To narzędzia pracy kobiet – gospodyń domowych. Mamy dzieżę, nieckę, stępę, jarzmo, sierp.
Dzięki państwu Zawadzkim doświadczyliśmy na własnej skórze, że nie tylko miejsca są ważne, ale że istotni są ludzie. Dziękujemy za spotkanie, za uśmiechy, za chipsy z suszonej gruszki i sok z derenia ze świeżo zerwaną miętą z urodzajnej żuławskiej ziemi.
A na pożegnanie wspólne zdjęcie w pięknym ogrodzie państwa Zawadzkich (Fot. pan Janusz)
POWRÓT NA ŁÓDKĘ
Po miłych spotkaniach ruszyliśmy w dalszą drogę. Pożegnał nas Wojtek, który, niestety, musiał wracać do Tczewa. Następny kierunek: Biała Góra. Tam w przystani czekali już nasi koledzy. Ale po drodze jeszcze mały przystanek w miejscowości Piekło. Stąd postanowiłyśmy wejść do studia z Infopilotem. Niezawodna realizatorka Basia szukała zasięgu na wale przeciwpowodziowym Wisły.
(Fot. Kasia Hirsz)
Pierwszy dzień (a właściwie piąty rejsu) kończymy w sielsko-anielskiej przystani Biała Góra. Przed nami kolejny dzień. Co przyniesie? To się okaże. AHOJ!
Katarzyna Hirsz