Gdyby burza nie „przeszła bokiem”, mogłoby być źle. Specjaliści mówią wprost: groziła nam trąba powietrzna

Kilkucentymetrowy grad, nawalny deszcz i trąby powietrzne – to cechy burzy, jaka przeszła minionej nocy nad Pomorzem. Strażacy z województwa wyjeżdżali do akcji ponad 400 razy od poniedziałkowego wieczora. Nikomu nic się nie stało, ale bywały miejsca, gdzie chwilami ratownicy nie byli w stanie stawić czoła żywiołowi.

Jak mówi Robert Marcinowicz z Sieci Obserwatorów Burz, nawałnica na pewno była najsilniejszą od początku roku.

– Powstał rozbudowany wielokomórkowy układ burzowy, w skład którego wchodziły tak zwane superkomórki burzowe, czyli silnie wirujące chmury, posiadające rotujący prąd wstępujący, zwany mezocyklonem. Te właśnie komórki cechują się bardzo dużą aktywnością elektryczną i gwałtownością. Mają potencjał do tworzenia trąb powietrznych – tłumaczy ekspert.

MOGŁO BYĆ GORZEJ

Choć w Borach Tucholskich, na Kaszubach i w Gdańsku nawałnica poczyniła wiele szkód, nie okazała się tak groźną, jak mogłaby dla regionu. W Kujawsko-pomorskiem padał 4-centymetrowy grad. Jak mówi Robert Marcinowicz, być może Trójmiasto zostało ominięte przez najbardziej intensywne zjawiska dzięki wpływowi Zatoki Gdańskiej, która jest silną blokadą. Wpływ mogła mieć też dość późna, jak na burzę, pora dnia. Najczęściej występują około godziny 17:00-18:00.

Według pomiarów hydrologów, w Gdańsku-Jelitkowie od 22:00 do 1:00 w nocy spadło ponad 60 mm deszczu. To półtora raza więcej niż średnio przez cały czerwiec.

Posłuchaj rozmowy z Robertem Marcinowiczem:

Sebastian Kwiatkowski/mk

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj