AKTUALIZACJA, GODZINA 17:00
Policjanci znaleźli pęknięcie na głównej linie od bungee. Nie wiadomo jednak, czy było to bezpośrednią przyczyną niedzielnego wypadku. W tej kwestii musimy poczekać na opinię biegłego – poinformował Jarosław Biały z Komendy Miejskiej Policji w Gdyni.
Już wszczęto dochodzenie w kierunku narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Jak wyjaśnia komisarz Michał Sienkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku, na razie nie wiadomo, dlaczego doszło do wypadku.
– Wyjaśniamy szczegóły tego zdarzenia. Przesłuchaliśmy pięć osób z załogi, która obsługiwała urządzenie. Zabezpieczone ślady na miejscu, narzędzia, które były używane podczas skoku, wykonana dokumentacja oraz szczegółowe oględziny pozwolą nam wyjaśnić okoliczności tego zdarzenia i ustalić, dlaczego osoba wypadła z tej liny – informuje Michał Sienkiewicz.
DWIE HIPOTEZY
Po uwagę brane są dwie hipotezy – uszkodzenie uprzęży lub błąd człowieka podczas mocowania jej na nogach skoczka. Za narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu grożą trzy lata więzienia.
OŚWIADCZENIE OPERATORA
Operator urządzenia na swojej stronie na facebooku wydał krótkie oświadczenie w sprawie niedzielnego zdarzenia.
– Cały sprzęt używany przez naszą firmę posiada wszystkie wymagane atesty. Natomiast skoki prowadzą wykwalifikowani i doświadczeni instruktorzy zgodnie ze wszystkimi procedurami. Jako jedyna firma organizująca skoki bungee w Polsce używamy profesjonalnego skokochronu – tzw. „poduszki”. I właśnie dzięki niej i naszej zapobiegliwości nie doszło do tragedii – czytamy.
Grzegorz Armatowski/mrud