Zawarcie umowy na usługi ze stowarzyszeniem bez doświadczenia, przekazanie drogiego sprzętu do ratownictwa, a także bałagan w dokumentacji umów. To główne zastrzeżenia wobec Gdańskiego Ośrodka Sportu, które wynikają zaledwie z jednej umowy o współpracy. Wspomniane stowarzyszenie było kierowane przez niedawnego pracownika ośrodka. Władze GOS nie widzą w tym problemu.
Niedawno informowaliśmy o konferencji radnych Prawa i Sprawiedliwości przed Gdańskim Ośrodkiem Sportu. 17 tysięcy złotych miało niesłusznie trafić z miejskiej kasy do firmy zabezpieczającej czerwcowy triathlon na gdańskich Stogach. Chodzi o sytuację, w której Gdański Ośrodek Sportu, mimo że był tylko patronem imprezy, przeprowadził na rzecz organizatora przetarg. Władze ośrodka odpierały zarzuty.
UMOWA Z NIEZNANYM STOWARZYSZENIEM-PRZEDSIĘBIORCĄ
W 2016 r. w Gdańskim Ośrodku Sportu przy ul. Traugutta 29 pojawił się Roman Rudzki, prezes stowarzyszenia Gdańskiego Ratownictwa Wodnego. Podmiot siedzibę miał w sąsiedztwie GOS-u, bo na ul. Traugutta 14. To stowarzyszenie, prowadzące działalność gospodarczą, które zaczęło działać 9 sierpnia 2016 r. (26 lipca złożono wniosek o ustanowienie do sądu rejestrowego).
Rudzki przyszedł z propozycją współpracy o charakterze barterowym, co potwierdzają władze GOS. – Chęć współpracy zadeklarowało Gdańskie Ratownictwo Wodne. Jej zakres został uzgodniony na spotkaniach pomiędzy przedstawicielami Gdańskiego Ośrodka Sportu oraz Gdańskiego Ratownictwa Wodnego. Ustalenia zostały zawarte w umowie o współpracy – wyjaśnia Dagmara Kleczewska, obsługująca medialnie GOS.
Nie badano rynku, nie sprawdzono, czy umowa jest korzystna. Nie zapytano innych firm czy stowarzyszeń o współpracę w tym zakresie. Co ciekawe, wartość umowy nie przekracza 120 tysięcy złotych. Gdyby wynosiła więcej, należałoby zastosować przepis dotyczący zamówień publicznych.
Umowę podpisano 27 września 2016 r. Stowarzyszenie jednak nie miało żadnego doświadczenia w prowadzonej przez siebie działalności. Funkcjonowało zaledwie półtora miesiąca w chwili podpisywania umowy.
Fragment umowy pomiędzy GOS (wtedy MOSiR), a Gdańskim Ratownictwem Wodnym.(mat. GOS)
BYŁY PRACOWNIK GOS PREZESEM NOWEGO STOWARZYSZENIA
Co ważne, udało nam się ustalić, że Roman Rudzki wykonywał tymczasowe zlecenia na potrzeby GOS (wcześniej MOSiR). W 2016 roku współpracował na podstawie umowy cywilnoprawnej w zakresie wykonywania zleceń:
– 13-17 maja – obsługa techniczna (PZU Gdańsk Maraton);
– 13-24 czerwca – rozkładanie infrastruktury kąpielisk morskich;
– 9-10 września – obsługa techniczna (Bieg Westerplatte).
Ponadto był zatrudniony na umowę o pracę w okresie od 29 lipca 2016 r. do 14. sierpnia 2016 r. jako jeden z koordynatorów kąpielisk morskich w Gdańsku. I to właśnie wtedy Roman Rudzki zakładał swoje stowarzyszenie.
Nasz reporter skontaktował się z nim, ale nie był on zainteresowany rozmową.
OŚRODEK SPORTU PRZEKAZUJE MIEJSKI QUAD, LOKALE, ŁÓDŹ MOTOROWĄ
W ramach umowy stowarzyszenie miało przez rok zabezpieczać niestrzeżone akweny, wspierać akcje szkolenia wśród młodzieży potencjalnych ratowników i organizować zajęcia z ratownictwa sportowego na basenie przy ul. Chałubińskiego.
Gdański Ośrodek Sportu na skutek zawartej umowy przekazał w posiadanie stowarzyszeniu Romana Rudzkiego należący do miasta majątek, czyli m.in.:
– basen w niedzielę pod szkolenia dla młodych adeptów ratownictwa;
– łódź motorowodną i quad;
– pomieszczenia w budynkach na plaży w Brzeźnie i Stogach;
– sprzęt dla ratowników sportowych.
Gdańskie Ratownictwo Wodne w zamian zapewniło:
– 2 instruktorów w niedzielę na szkolenia dla młodych adeptów ratownictwa;
– jednego instruktora w godz. od 6 do 7 na pływalni przy ul. Chałubińskiego;
– ratownika na rok do zabezpieczania plaż niestrzeżonych;
– obsługę szkoleń dla młodych wraz z organizacją zawodów.
Dlaczego władze Gdańskiego Ośrodka Sportu zdecydowały się powierzyć majątek stowarzyszeniu, którego historia była krótka? Jak tłumaczą, stały za tym szczególne względy, czyli zasoby ludzkie, jakimi dysponowało Gdańskie Ratownictwo Wodne.
Gdańskie Ratownictwo Wodne miało zapewniać ratownika (fot. Mateusz Ochocki/KFP)
BAŁAGAN W DOKUMENTACJI
Uwagę reportera Radia Gdańsk przykuł także fakt źle wpisanej daty do umowy ze stowarzyszeniem – 12 lipca 2016 r. Tu warto przypomnieć, że Gdańskie Ratownictwo Wodne powstało 9 sierpnia 2016 r., czyli prawie miesiąc później, niż podpisano wspomnianą umowę.
Władze GOS tłumaczą, że w dacie doszło do pomyłki pisarskiej. Właściwa data powinna przypadać na 27 września. Na dowód przekazano reporterowi notatkę służbową z 2018 r., przygotowaną przez biuro audytu w urzędzie miejskim, która to potwierdziła. Jednak w oryginale umowy nie dokonano już usunięcia błędu, co powinno mieć miejsce. Ponadto w innym fragmencie umowy wskazano, że współpraca rozpoczyna się od 1 września. W efekcie dokument jest czasowo niespójny.
W rozmowie z jednym z współpracowników Gdańskiego Ratownictwa Wodnego nasz reporter dowiedział się, że „mają tam straszny bałagan”. Potwierdza to fakt, że stowarzyszenie nie złożyło jeszcze do sądu sprawozdań finansowych za 2018 r. Powinno to nastąpić do końca czerwca.
DYREKTOR GOS NIE CHCE ROZMAWIAĆ
Nasz reporter próbował się dowiedzieć, dlaczego dyrektor GOS – Leszek P. – wysyła do kontaktów z Radiem Gdańsk pracowników średniego szczebla, zamiast samemu wyjaśnić kwestie umowy, pod którą się podpisał. Pracownik jednostki budżetowej miasta wyjaśnił nam, że to on odpowiadał za umowę i otrzymał polecenie wyjaśnienia tej kwestii w mediach.
Przyczyna tego może być jednak gdzie indziej. Na początku 2018 r. Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Wrzeszcz postawiła dyrektorowi GOS-u zarzut z art. 231 Kodeksu karnego, czyli nadużycie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej. Sprawcy takiego przestępstwa grozi od 1 roku do 10 lat więzienia.
Do zarzuconego przez śledczych czynu miało dojść na przełomie czerwca i lipca 2016 r. Wbrew przepisom regulującym postępowania przetargowe, Leszek P. zawarł z nieznaną z nazwy firmą ochroniarską umowę na zapewnienie bezpieczeństwa podczas gdańskiego maratonu. Dokument opiewał na kwotę ponad 57 tys. zł. Trwa w tym zakresie postępowanie sądowe.
Maciej Naskręt