Kierowca porsche, który w sobotę na gdańskim Jasieniu staranował przystanek autobusowy, sam zgłosił się na policję. Przyszedł ze swoim adwokatem. Nie usłyszał jednak żadnych zarzutów i po przesłuchaniu został zwolniony. Policja wciąż ustala dokładny przebieg zdarzenia i przesłuchuje świadków. Wiadomo już, że 18-latka, która stała na przystanku i została ranna w zdarzeniu, ma skręconą nogę. Nie są to obrażenia ciężkie, zagrażające życiu.
Materiały trafią do prokuratury, która zdecyduje, co dalej w sprawie. Być może skończy się na zwykłym wykroczeniu w ruchu drogowym, czyli spowodowaniu kolizji.
SAM PRZYSZEDŁ NA KOMENDĘ
Porsche kierował 42-latek z Gdańska. Mężczyzna wiedząc, że szuka go policja, we wtorek, razem ze swoim adwokatem, przyszedł na komendę. Śledczy nie ujawniają, jak się tłumaczył i dlatego uciekł.
Policja wie już, do kogo należy sportowe auto. Właściciel ma zostać przesłuchany jutro. To on prawdopodobnie był pasażerem auta w chwili wypadku. Obaj mężczyźni po zajściu uciekli. Przypomnijmy, do zdarzenie doszło w sobotę wieczorem na Myśliwskiej. Porsche wpadło w poślizg i uderzyło w przystanek autobusowy, na którym było kilka osób.
Grzegorz Armatowski/mk