Miał być wyrok, ale sąd wznowił proces. Chodzi o głośną sprawę tak zwanego gangu Braciaków, czyli 20 osób oskarżonych o sutenerstwo. Zdaniem śledczych mieli oni wykorzystać ponad 70 kobiet i zarobić na procederze prawie 6 milionów złotych.
Jak powiedział sędzia Marek Goc, w czwartek nie ogłoszono wyroku z uwagi na konieczność uprzedzenia stron o możliwości zmiany kwalifikacji karnej czynów wobec czworga oskarżonych. Chodzi m.in. o dwóch, spośród trzech braci B. Dokładnej argumentacji nie poznaliśmy, bo proces toczy się za zamkniętymi drzwiami.
NA CIAŁACH KOBIET TATUOWANO NAPISY
Według śledczych gang działał w Trójmieście od 2009 do 2013 roku. Kierowało nim trzech braci B. Oskarżeni byli bardzo brutalni. Za nieposłuszeństwo i niewykonanie poleceń kobiety były bite i karane finansowo. Część miała być tak zniewolona i podporządkowana szefom gangu, że tatuowano na ich ciałach różne napisy świadczące o ich oddaniu i podporządkowaniu braciom.
Wyrok poznamy 20 marca.
ZLECILI PODPALENIE
Gdański sąd w 2015 roku zwolnił mężczyzn z tymczasowego aresztu, a ci, jak twierdzą śledczy, przenieśli wtedy nielegalną działalność za granicę. W Danii zlecili podpalenie konkurencyjnej agencji towarzyskiej. W pożarze zginęła Polka, druga została ciężko ranna. Nie przeżył także podpalacz.
Grzegorz Armatowski/pOr