Trwa spór władz miasta Gdańska z Pomorskim Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków. Niedawno magistrat wezwał konserwatora Igora Strzoka do debaty. Ten przyjął propozycję pod warunkiem, że debata będzie merytoryczna, a nie zacznie stanowić pole do walki politycznej. My postanowiliśmy zapytać Tomasza Korzeniowskiego, prezesa Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, o to, jak wygląda ochrona konserwatorska w mieście nad Motławą.
– Do listy największych zbrodni przeciwko dziedzictwu, których źródło należy upatrywać we wręcz przestępczych decyzjach planistów, zaliczyć należy zdewastowany urbanistycznie obszar Wyspy Spichrzów, Targu Rakowego i Targu Siennego, zdewastowanie nawierzchni historycznych ulic, w tym ul. św. Ducha. To są obszary, które na kilkadziesiąt lat zostaną zniekształcone. Ich wartości historyczne i naukowe zostały zatarte, doznały ogromnego uszczerbku. Olbrzymią stratą dla Gdańska pod względem krajobrazowym jest zaniedbanie gminy miasta Gdańska w zakresie ochrony dziedzictwa w obszarze, który graniczy z pomnikiem historii, a więc obszar Stoczni Gdańskiej – mówi Tomasz Korzeniowski.
Prezes Towarzystwa Ochrony nad Zabytkami twierdzi, że „gmina miasta Gdańska nie miała żadnych oporów, aby wydać zgodę na budowę jednego z największych koszmarów urbanistycznych, czyli Bastion Wałowa – dominantę czterech wież mieszkalnych, które z powodzeniem mogłyby stać na Zaspie lub Przymorzu”. – Myślę, że mieszkańcy nie byliby zachwyceni takim tworem – twierdzi.
MIASTO TEŻ POWINNO DBAĆ O ZABYTKI PRZY INWESTYCJACH
Zdaniem naszego rozmówcy magistrat w Gdańsku zapomina, że jest też powołany do dbania o zabytki.
– Miasto zawsze będzie mówić, że Pomorski Wojewódzki Konserwator Zabytków nie wniósł żadnych zastrzeżeń. Gmina umywa ręce mówiąc, że wszystko jest winą konserwatora. Nic podobnego. Jeszcze raz przypomnę, że Sąd Najwyższy z końca lat 90. ubiegłego wieku zobowiązał wszystkie organy państwa do strzeżenia dziedzictwa, a więc ochrony zabytków. Przy czym do zadań gminy miasta Gdańska, zgodnie z ustawą o samorządzie gminnym, należy również ochrona zabytków. To mogło się wyrazić również w planach miejscowych, które stworzono bezrefleksyjnie, bez najmniejszej wrażliwości, dopuszczając do dzikiej zabudowy, która dewastacyjnie wpływa na centrum miasta – wyjaśnia Tomasz Korzeniowski.
– Na pewno dobrą formą w partycypacji w tym powszechnym obowiązku ochrony zabytków jest udzielanie dotacji na prace konserwatorskie i restauratorskie, a także roboty budowlane. Gdańsk łoży pieniądze na ratowanie najcenniejszych zabytków, ostatnich autentycznych, które ocalały w wyniku hekatomby II wojny światowej. Tych zabytków rejestrowych na terenie Gdańska jest około 500 – przekonuje prezes Towarzystwa Ochrony nad Zabytkami.
SĄ POZYTYWY W DZIAŁANIU MIASTA
Korzeniowski podkreśla też, że „jest wiele przejawów dobrej woli, również związanych z chęcią remontów elewacji na głównym mieście”. – Ten pomysł niestety zszedł na manowce. W momencie kiedy dopuszczono do tego artystów, którzy zaczęli realizować koncepcję własnej sztuki, doszło do konfliktu z podstawowym brzmieniem ustawy o ochronie zabytków. Szczęśliwie konserwator zablokował ten projekt, jakkolwiek intencje miasta były bardzo dobre. Zabrakło kompetentnych osób, które mogłyby ten kapitał skierować na właściwe legalne tory – tłumaczy.
Są także działania wyjątkowe.
– Kiedy spojrzę wstecz, jednym z największych dokonań był bezprecedensowy zakup wielkiej kolekcji bursztynów, obiektów sztuki bursztyniarskiej, kupionej od kolekcjonerskiej rodziny Laue, która gromadziła skarby gdańskiego bursztynnictwa. To, że udało się wówczas przejąć, decyzją prezydenta Pawła Adamowicza, jeden z największych skarbów w dziejach Gdańska, zaliczam do największych sukcesów gminy w zakresie ochrony dziedzictwa narodowego – uważa Korzeniowski.
POSŁUCHAJ:
Maciej Naskręt