W Polsce zdarzają się kilkanaście razy w roku. Choć nie są tak mocne, jak te w Stanach Zjednoczonych, mogą mieć niszczycielską siłę. Mowa w trąbach powietrznych. Ostatnia w miniony piątek przeszła nad Ustroniem Morskim, doszczętnie niszcząc osiem domków holenderskich i raniąc sześć osób.
Jak zauważa Robert Marcinowicz z Sieci Obserwatorów Burz – takie zjawiska zdarzają się także na Pomorzu.
– Wiele osób nie ma świadomości, że nasze warunki pogodowe, oczywiście słabsze niż te amerykańskie, ale także potrafią być zbliżone. 14 lipca to jest kolejna rocznica takiego zdarzenia z roku 2012, kiedy najpierw przez Bory Tucholskie, później w okolicach Sztumu i Gniewu, przeszła trąba powietrzna o dość dużej, jak na skalę polską, sile. Wiatr przekraczał wtedy 300 km/h – mówi Robert Marcinowicz.
SĄ NIEPRZEWIDYWALNE
Przewidywanie trąb powietrznych jest bardzo trudne – dodają pasjonaci meteorologii. Takie zjawiska potrafią zaskakiwać nawet doświadczonych synoptyków. W Ustroniu Morskim nic nie wskazywało na to, że może się pojawić.
– To była niepozorna burza. Prognozowane warunki dla północnej Polski były średnie, nie oszukujmy się, wręcz słabe i nie każdy tego dnia wydał prognozę burzową. W praktyce okazało się, że niepozorna chmurka znad Niemiec przeszła nad Zatoką Pomorską. Tam nabrała wilgoci. Potem znowu weszła nad ląd w okolicach Kołobrzegu. Szybko zmieniła się w mini-superkomórkę burzową, mającą średnicę paru kilometrów i trudną do wypatrzenia na radarach – wyjaśnia Marcinowicz.
Największe notowane w Polsce tornado spod Lublina w 1931 roku niosło wiatr przekraczający 450 km/h. Najwyższa zanotowana na świecie prędkość tornada to 550 km/h, w 1999 roku, w Oklahoma City.
POSŁUCHAJ ROZMOWY:
Sebastian Kwiatkowski/ako