Jego małe serduszko zatrzymało się na 23 minuty. Tyle trwała reanimacja Jasia po porodzie. Dawano mu 1 proc. szans na to, że przeżyje więcej niż tydzień. Dziś ma już trzy lata i ogromną wolę walki. Jego rodzice zbierają środki na kolejny przeszczep komórkami macierzystymi.
Życie Jasia zaczęło się właściwie od… końca. „Pana syn jest reanimowany od 10 minut, nie podjął funkcji życiowych. Robimy, co w naszej mocy” – to usłyszał tata Jasia, Filip, kiedy przyjechał do szpitala, by zobaczyć syna.
– Kolejny komunikat o tej samej treści usłyszałem o 08:02, po 20 minutach… To, co dzieje się z duszą i ciałem ojca, który słyszy takie słowa… Nie da się opisać. Nie da się opowiedzieć. To było najdłuższe 20 minut mojego życia. O 08:05 usłyszałem, że serce podjęło akcję i mogę zobaczyć syna… póki jeszcze żyje – tak Filip Bisztyga wspomina początki bycia tatą.
TRZY LATA WALKI
Na przekór lekarzom, Jaś skończył już trzy lata. To trzy lata nieustannej walki o życie i zdrowie. Janek nie chodził, nie mówił, nie siedział. Nie widział, miał ponad 200 napadów padaczki dziennie, chorował na zapalenie płuc przynajmniej raz w miesiącu. I tak przez półtora roku. Później, jako najmłodsze dziecko z Polski i drugie najmłodsze dziecko na świecie, przeszedł przeszczep komórek macierzystych w Bangkoku. Terapie były już dwie i przyniosły ogromne efekty.
– Jaś zwiększył swoją odporność. Przed wyjazdem, kiedy nie miał skończonego 1,5 roku, przynajmniej raz w miesiącu chorował na zapalenie płuc. Teraz nie mamy już tego problemu. Jaś do marca tego roku był karmiony przez sondę. W marcu odstawiliśmy sondę. Używamy jej tylko do podawania leków rano i wieczorem, i dopajania. Karmiony jest przez rodziców, połyka samodzielnie – opowiada tata Jasia, Filip Bisztyga. – Jaś pionizuje się i kroczy z moją pomocą, kiedy trzymam go za bioderka lub ramiona. Wyraża swoje emocje. Komunikuje, czy coś jest dobre czy złe, czy się boi, czy cieszy. Teraz jest masa rzeczy, których to my, rodzice, musimy się uczyć, żeby wiedzieć, jak zrobić jak najlepszą robotę dla naszego Jasia – dodaje.
DALSZY ROZWÓJ CHŁOPCA
Chłopczyk powinien odbyć terapię komórkami macierzystymi od 2 do 4 razy do ukończenia 5 roku życia. Taką rekomendację otrzymali rodzice Jasia od lekarzy w klinice w Bangkoku.
– To ma przynieść najlepszy efekt w rozwoju Jasia. Po tych dwóch razach mamy mnóstwo dowodów na polepszenie stanu naszego syna i liczymy, że kolejny wyjazd przyniesie znowu masę dobrych rzeczy – mówi pan Filip.
Na terapię komórkami macierzystymi potrzeba ponad 100 tysięcy złotych. Zbiórka prowadzona jest na portalu www.siepomaga.pl. Aby dotarła do jak największej liczby osób do akcji wkroczyły… kasztany.
KASZTANY DLA BOHATERA
– Pewnego wieczoru zadzwonił do nas nasz przyjaciel Sebastian Wilk, który prowadzi profil Tata i Wataha. Rzucił hasło „Zbieraj kasztana dla bohatera Jana”. Pojawił się u nas w kolejnym dniu, nagrał promocyjny filmik i założył zbiórkę na Facebooku. Odzew był ogromny. Do akcji włączyły się szkoły, przedszkola, kawiarnie i prywatni ludzie. W skupie kilogram kasztanów kosztuje 70 groszy. Zbieramy kasztany po to, by pieniądze wpłacić na konto na portalu siepomaga.pl. Dzięki akcji coraz więcej osób dowiaduje się też o zbiórce dla Jasia – wyjaśnia pan Filip.
W akcji „Zbieraj kasztana dla bohatera Jana” udało się zebrać kilkaset kilogramów. Gdyby ktoś jeszcze chciał dołączyć do akcji, to szczegóły są dostępne na facebookowej stronie Bohatera Jasia.
Na terapię komórkami macierzystymi potrzeba ponad 100 tysięcy złotych. Do dnia 19 października udało się zebrać 5500 kg kasztanów. Zbiórka pieniędzy odbywa się >>>W TYM MIEJSCU. Stronę wydarzenia można znaleźć >>>TUTAJ.
POSŁUCHAJ:
Magda Manasterska/ako