Polski „Dom z Papieru”. Najbardziej brawurowe i zaplanowane w każdym detalu napady ostatnich kilkunastu lat

Rabusie, którzy okradli jubilera w Centrum Handlowym Auchan w Gdańsku Karczemkach, nadal są na wolności. Policjanci nad sprawą pracują niemal bez przerwy, ale wykrycie sprawców będzie niezwykle trudne. Grabież była perfekcyjnie przygotowana i przemyślana. Podobnych brawurowych napadów w północnej Polsce w ostatnim dziesięcioleciu było kilka.

Noc z niedzieli na poniedziałek. Tuż przed godziną 4:00 Volkswagen Golf z impetem taranuje wejście do centrum handlowego od strony obwodnicy Trójmiasta. Za nim wjeżdża SUV BMW, który rozbija znajdującą się kilkadziesiąt metrów dalej witrynę sklepu jubilerskiego. 

Trzech zamaskowanych sprawców wyskakuje i błyskawicznie pakuje do pięciu worków biżuterię, w tym brylanty i inne kosztowności. Sprawcy uciekają na Kaszuby. W Lniskach palą volkswagena, drugie auto zostaje spalone w pobliżu Osowej. W Borczu sprawcy przebierają się i palą ubrania, w których dokonali napadu. Dzięki temu zatarli większość ważnych śladów. Policja zabezpieczyła monitoring sklepu i przesłuchała ochronę oraz obsługę placówki. Właściciel nie policzył jeszcze strat, ale można się spodziewać, że mogą wynosić nawet milion złotych.

Funkcjonariusze mówią nieoficjalnie, że napadu dokonali zawodowcy, którzy wszystko wcześniej dokładnie przygotowali. Ich wykrycie będzie bardzo trudne, a jeśli się uda, będzie to zapewne duży sukces policji.

NIE TYLKO GDAŃSK

Jak się okazuje, scenariusz rabunku jest znany nie tylko z filmów gangsterskich, ale też z policyjnej praktyki. I to na północy Polski. Niemal takie same wydarzenia miały miejsce rok temu w Koszalinie. Tam również auto wjechało do centrum handlowego, tym razem o nazwie „Forum”. Bandyci ukradli biżuterię o dużej wartości, uciekli, a samochód porzucili. Sprawców rabunku z Koszalina nie złapano. W tej sytuacji pojawia się kluczowe pytanie – czy to ta sama grupa złodziei? Być może. Inny rozważany scenariusz głosi, że sprawcy tylko wzorowali się na „sukcesie” rabusiów z Koszalina.

KRADZIEŻ BARDZO ZUCHWAŁA…

W 2016 roku na celowniku włamywaczy znalazł się salon jubilerski w Galerii Bałtyckiej we Wrzeszczu. Placówka była zamknięta i chroniona przez całą dobę. Bandyci weszli wyjściem ewakuacyjnym. Ukradli biżuterię wartą milion złotych. Ówczesna rzecznik gdańskiej policji, Lucyna Rekowska, informowała tak: „Do zdarzenia doszło o godz. 3:30. Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że trzech zamaskowanych mężczyzn włamało się do jednego z obiektów w Galerii Bałtyckiej. Napastnicy użyli gazu wobec jednego z ochroniarzy. Szczęśliwie nic poważnego mu się nie stało”.

Śledztwo w tej sprawie umorzono, bo sprawców nie udało się wykryć.

…I JEJ NAŚLADOWCA

To nie jedyny napad w Galerii Bałtyckiej w Gdańsku. Nie tak dawno, bo w połowie października, złodziej w zaledwie 20 minut okradł jeden ze sklepów na prawie 700 tysięcy złotych. Śledczy ustalili, że zamaskowany sprawca niedługo po zamknięciu punktu podniósł roletę zabezpieczającą, wszedł do środka i ukradł pióra, koszule oraz spinki do koszuli. Następnie bez zaniepokojenia i z wypchaną torbą wyszedł z centrum handlowego. O tym, że było włamanie, zorientowano się dopiero dzień później.

KRADZIEŻ STULECIA, BRAK SUKCESU POLICJI

Nie udało się znaleźć także sprawców spektakularnej kradzieży diamentów z 2007 r. W trakcie targów Amberif w Gdańsku nieznany sprawca pobrał z depozytu walizkę z 230 brylantami, należącą do belgijskiego wystawcy. Ochroniarze, którzy wydali powierzoną im biżuterię wykazali, że złodziej dysponował specjalną kartą identyfikacyjną, wydaną właścicielom biżuterii. Karta ta, jak wykazało śledztwo, została skradziona Belgom. Belgijscy wystawcy swoje straty wycenili na 1,5 mln dolarów. Sprawcy wykazali się zatem sprytem i znakomitą znajomością procedur, obowiązujących w czasie targów. Rabusiów nie udało się wykryć. Policja nie udowodniła także, że kradzież była sfingowana lub obliczona na wyłudzenie odszkodowania. Takie teorie pojawiały się w czasie śledztwa, ale nie znalazły potwierdzenia w faktach.

DROGA POKRYTA GOTÓWKĄ

Znane są jednak przypadki, gdy sam pokrzywdzony staje w obronie swojego majątku. Jeden z takich napadów miał miejsce w Kościerzynie w październiku 2009 roku. Media obiegła informacja, że ktoś obrabował wracającego z utargiem właściciela Kantoru w Bytowie. Mężczyzna miał w torbie kilkadziesiąt tysięcy złotych, euro i dolarów. Bandyci podjechali autem, sterroryzowali go pistoletem i ukradli łup. Pokrzywdzony nie dał jednak za wygraną. Wsiadł do swojego samochodu i zaczął ich gonić. Złodzieje uciekali trasą 214 w kierunku Zblewa. Nie odjechali daleko, bo kilka kilometrów za Kościerzyną stracili panowanie nad kierownicą. Auto rozbiło się na drzewie, jeden ze sprawców zginął, drugi trafił do szpitala. Na miejscu wypadku zauważyć można było porozrzucane banknoty. Były wszędzie – na drodze, poboczu i w lesie, a policjanci wraz z właścicielem kantoru zbierali je.

Grzegorz Armatowski/mw

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj