W życzeniach objawia się prawda o naszych relacjach z innymi i to ona bywa bardziej bolesna niż sama treść życzeń – mówią Dorota Majkowska-Szajer i Małgorzata Roeske współtworzące w Muzeum Etnograficznym w Krakowie, zespół, który badał formuły i konteksty składania życzeń.
Małgorzata Roeske: To życzenia, które powodują, że czujemy się niekomfortowo. Dotykają tych sfer naszego życia, w jakich jesteśmy niespełnieni. Mogą wskazywać, że osoba składająca je nie akceptuje nas i naszego życia takim, jakie jest, chce wpłynąć na nasze życiowe decyzje i wybory.
PAP: Negatywnie są też oceniane życzenia schematyczne, oparte na powtarzalnej, wyklepanej formułce, kojarzone z pośpiechem i brakiem zaangażowania, nawet jeśli są składane w dobrej wierze.
Dorota Majkowska-Szajer: Rzeczywiście, równie bolesne mogą okazać się życzenia, które odbieramy jako wtargnięcie w intymne sfery naszego życia, jak i te, które są powieleniem znanych formuł. Mam wrażenie, że najbardziej zranieni czujemy się wtedy, gdy życzenia mijają się z naszymi oczekiwaniami. Boli świadomość, że ktoś, kto się do nas zwraca, nie wie o nas tego, co naszym zdaniem powinien wiedzieć: na czym nam zależy, co jest dla nas w tym momencie najważniejsze i co może nas dotknąć. Jak wynika z wielu wypowiedzi uczestników badań, wierzymy, że w życzeniach objawia się prawda o naszych relacjach z innymi i wydaje mi się, że to ona jest częściej powodem zranienia niż sama treść życzeń.
PAP: „Klasyczne” bolesne życzenia to…
Małgorzata Roeske: „Życzę Ci, żebyś znalazła męża”, „Żebyście wreszcie mieli dzieci”, „Żebyś skończyła studia”. Pamiętam, że u młodej kobiety bardzo silne emocje wywołało: „Życzę ci, żebyś zrobiła magisterkę”. Osoba, która je usłyszała miała dobrą pracę, była spełniona zawodowo i finansowo, uważała, że magisterka nie jest jej do niczego potrzebna. To był moment, kiedy nasza rozmówczyni uznała, że w tym miejscu kończy się możliwość wpływu na jej życie. Inny przykład: dziewczyna życzyła koleżance kontynuacji kariery tanecznej, a tymczasem ta miała poważne problemy zdrowotne i to było już niemożliwe. Bolesne życzenia nie muszą być zamierzone ze strony życzącego. To kwestia tego, jak je odbieramy.
PAP: Przystępując do badań spodziewałyście się, że pojawi się ten wątek czy negatywny wymiar życzeń jest raczej nieuświadomiony?
Dorota Majkowska-Szajer: Wątek życzeń źle odbieranych objawił się bardzo mocno i ta intensywność była dla mnie zaskoczeniem. Naprawdę w wielu rozmowach padało stwierdzenie, że życzenia wiążą się z ryzykiem zranienia lub nadużycia.
Małgorzata Roeske: Nie spodziewałam się, że tego typu życzenia stanowią aż taki problem. Nie pamiętam, żeby mnie osobiście kiedykolwiek to dotknęło. Rozmowy prowadzone w pierwszym etapie badań pokazały, że jest to jednak istotny problem społeczny.
PAP: Jakie reakcje budzą takie życzenia?
Małgorzata Roeske: Pierwsza reakcja to często milczenie, ale duże poczucie dysonansu. Dopiero po chwili dociera do nas, że to nie powinno się wydarzyć. Wiele osób po prostu dziękuje i tyle. Rzadkie są reakcje gwałtowne typu złość. Jeden z moich rozmówców mówił, że słysząc takie życzenie odpowiadał z nieco złośliwym uśmiechem: Tobie również, życzę ci tak samo „dobrze”.
Dorota Majkowska-Szajer: Sytuacja bywa obezwładniająca i opresyjna. Jest miło, wszyscy jesteśmy dla siebie życzliwi… W takiej atmosferze trudno osobom, które poczuły się dotknięte, zareagować wprost i powiedzieć: nie mów tak do mnie, nie chcę tego słyszeć, nic nie wiesz o moim życiu. Nie jesteśmy pewni intencji osoby wypowiadającej życzenia. Może ktoś działał w dobrej wierze a zranił niechcący?… Nie chcemy odwzajemniać ciosów, zwłaszcza że często „winnymi” bywają najbliżsi. Zdradzają nas reakcje ciała: serce mocniej bije, pocą się dłonie, zaciskamy palce. Zupełnie inaczej niż moglibyśmy sobie wyobrazić w sytuacji bliskości, wzajemnego zaufania.
PAP: Co leży u podłoża takich życzeń, co chcą osiągnąć ci, którzy je składają?
Małgorzata Roeske: Próbowałam pytać czy ci, którzy doświadczają takich życzeń sami je składają. Ale to się nie pojawiło w odpowiedziach naszych rozmówców. Prawdopodobnie dlatego, że rzadko dostajemy reakcję zwrotną, że nasze życzenia nie zostały dobrze przyjęte. Dlaczego składamy takie życzenia? Wydaje mi się, że chcemy dla kogoś dobrze, ale to nasze „dobrze” nie zawsze jest dobre dla innych. Mamy różne wizje właściwego życia, często rozmija się nasz system wartości. Myślimy co jest dobre dla kogoś, a tak naprawdę to jest dobre dla nas samych.
Dorota Majkowska-Szajer: Może prowokuje nas do tego sytuacja: rytualna, obrzędowa? Wchodzimy w rolę członka społeczności i przejmujemy jakoś uwspólnione wyobrażenia na temat tego, jak powinniśmy żyć. Niełatwo mają ci, którzy tych wzorców nie akceptują. Samo składanie życzeń jest też sytuacją trudną – niewielu ludzi ma przecież doświadczenie zabierania głosu publicznie, formułowania na głos myśli, dotyczących oczekiwań wobec życia, przyszłości, marzeń… Nie mamy też zbyt wielu okazji, by stawać naprzeciwko siebie i obdarzać się uwagą. Nie ułatwia sprawy przeczucie, że głośno wypowiedziane słowa mają znaczenie, działają.
PAP: Czy badani wypracowali jakieś sposoby obrony?
Małgorzata Roeske: Są różne strategie. Możemy się emocjonalnie odciąć: przyjmujemy życzenia, dziękujemy, ale tak naprawdę nie przejmujemy się tym, co ktoś powiedział i co o nas myśli. Tylko, czy to jest możliwe, skoro życzenia dotykają najważniejszych sfer naszego życia?… Możemy też spróbować przepracować te sfery naszego życia, które wpływają negatywnie na naszą samoocenę – wówczas takie życzenia mają szansę nie dotknąć nas tak bardzo.
PAP: Co przesądza o tym, że odbieramy życzenia jako złe?
Małgorzata Roeske: Chodzi o relację z inną osobą i o stan emocjonalny odbiorcy, o to, jak czuje się on sam ze sobą w danym momencie, na jakim etapie życia jest. Wpływ na odbiór życzeń mają też okoliczności zewnętrzne: napięcie świąteczne, to ile osób jest wokół, kto to może usłyszeć. Ale najważniejsze jest, czy spodziewamy się, że życzenia są wypowiadane szczerze, z myślą o naszym dobru i to jak poradzimy sobie z tym, co słowa, które padły robią z naszymi emocjami. Życzenia bywają porównywane do prezentu. Młoda kobieta wspominała swoją babcię, osobę konserwatywną, o tradycyjnym stylu życia. Ale ponieważ miała z nią bliską relację traktowała jej życzenia tak jakby dostała rysunek od dziecka, który nie spełnia estetycznych norm, ale ważniejsza jest intencja, będąca pochodną relacji.
PAP: Bolesne życzenia mają sens?
Dorota Majkowska-Szajer: Na pewno sens mają życzenia – budują więzi, są okazją do okazywania bliskości, czułości. Ale warto pamiętać, że dla niektórych przymus związany z przyjmowaniem i składaniem życzeń może okazać się nieznośny. Usłyszałyśmy o tym, że w niektórych rodzinach na początku kolacji wigilijnej zapowiedziano, że zwyczaj składania życzeń „każdy z każdym” odkładamy na półkę. I były rodziny, którym to przyniosło ulgę. Ale były też takie, w których wywołało konsternację i w kolejnym roku wrócono do tradycyjnej formuły. Podchodząc do siebie, składając sobie życzenia, otwieramy się, zdejmujemy zbroję, którą mamy na sobie na co dzień. To też powoduje, że życzenia są dotkliwe. Czasem dostajemy coś, co nas otula ciepłym kocem, a czasami igłę, która trafia gdzieś głęboko. Zapadła mi w pamięć wypowiedź młodej kobiety, która opowiadając o wigilii w miejscu pracy, powiedziała: „Nigdy nie wiem, czy to będzie fajne, czy obrzydliwe”. To jest rodzaj napięcia. Wystawiamy się na ryzyko. Ale nagle objawiająca się w takiej sytuacji życzliwość potrafi też być bardzo krzepiąca.
Małgorzata Roeske: To jest konwencja społeczna, która pozwala nam powiedzieć, coś o czym normalnie nie mówimy. Życzenia mogą być impulsem do rozmowy, do przeformułowania relacji i zgłoszenia się po pomoc. Z naszych rozmów wynika, że powinniśmy przemyśleć, jak możemy składać życzenia – może trzeba czynić to w sposób bardziej świadomy i delikatny?
PAP: Sposób składania życzeń się zmienił?
Dorota Majkowska-Szajer: Starsze osoby, wspominając Wigilię z dzieciństwa, nie skupiały się na tym, czego im życzono. Mówiły o tym w kategoriach oczywistości. Przecież wiadomo, że dziecku trzeba życzyć żeby dobrze się uczyło, żeby było zdrowe, grzeczne. Ale dziś nie odbieramy tych formułek jako oczywiste i niewinne. Zmieniły się oczekiwania, także wobec relacji. Zmieniły się wyobrażenia na temat tego, kto w rodzinie ma prawo mówić jak mamy żyć, kto wyznacza standardy.
Małgorzata Roeske: To też kwestia wielości światopoglądów i stylów życia, której wtedy nie było. Kiedyś życzyło się tego, czego chcieli wszyscy. Teraz mamy często inną wizję życia niż nasi rodzice.
PAP: Jakie życzenia są wobec tego najlepsze?
Małgorzata Roeske: Takie, które pokazują, że ktoś dla nas jest i my jesteśmy dla kogoś ważni. Mogą to być rozbudowane w słowa życzenia, będące dowodem jak dobrze ta osoba nas zna, a może to być zwykłe przytulenie. Jeśli wiemy o kimś sporo, przemyślmy to dobrze. Zastanówmy się, jak ta osoba to odbierze i zminimalizujmy potencjalne szkody. A jeśli nie wiemy o tej osobie wiele, bezpiecznie jest powiedzieć: życzę ci tego, czego sam byś chciał. Ważne są też niewerbalne gesty, żeby dać tej osobie odczuć, że jesteśmy blisko. Nawet słowa tak proste jak: „cześć”, co oznacza „wiedz, że tu jestem”.
Dorota Majkowska-Szajer: Tak jak powiedziała jedna z uczestniczek naszych badań: „Życzę przede wszystkim zdrowia. Nieustającego zdrowia. Bo to jest właściwie najważniejsze. Cała reszta jakoś się ułoży, ale ważne, aby się ułożyła dobrze i po myśli każdemu. Żeby być sobą, spełniać marzenia, nie ustawać w wysiłkach. I żeby każdy żył, nie porównywał się z innymi, tylko był sobą, znalazł swoje miejsce w życiu”.
Rozmawiała: Małgorzata Wosion-Czoba
Dorota Majkowska-Szajer – antropolożka kultury, absolwentka Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UJ, członkini Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego. Pracuje w Muzeum Etnograficznym w Krakowie, zaangażowana w przedsięwzięcia badawcze („Pamiątka rodzinna”, „Wesela 21”, „Wesela 21: audioportret”, „Życzenia”, „Nasze życie w czasach zarazy”) oraz edukacyjne, wystawiennicze i wydawnicze.
Małgorzata Roeske – antropolożka, filozofka, doktorantka w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej UJ. Autorka szeregu artykułów oraz książki „Piwnica bliżej śmierci, strych bliżej nieba. Etnografia ukrytych przestrzeni domu” (Kraków 2018). Redaktorka naczelna czasopisma antropologicznego „Barbarzyńca”.