Wydobywaliśmy ziemię z odpadami z rezerwy terenowej, a nie ze składowiska – wskazuje Michał Dzioba. Prezes Zakładu Utylizacyjnego w Gdańsku w ten sposób tłumaczy jego zdaniem niesłusznie nałożoną karę na zakład. Opozycja nie daje wiary tym wyjaśnieniom.
Milion złotych to suma, którą musi zapłacić zarządca gdańskiego wysypiska za wydobywanie odpadów ze składowiska. W spornym miejscu ma powstać spalarnia odpadów.
– Działka miała inne przeznaczenie. Była to rezerwa terenu. Tymczasem odpady zalegające w ziemi pochodziły z lat 70. i 80., kiedy tutaj było żwirowisko i później zostało przekazane jako tzw. „wysypisko” – przekonuje Michał Dzioba, Prezes Zakładu Utylizacyjnego.
Władze wysypiska podkreślają też, że ustawa regulująca kwestie odpadów obowiązuje od 2001 roku. Teren, na którym powstaje spalarnia, nie był nigdy w jej rozumieniu składowiskiem.
OPOZYCJA OSTRZEGA
– Władze Gdańska ryzykują. Dziwi, że na początku tej inwestycji doszło do sporu: czy miejsce pod spalarnię jest wysypiskiem, czy nie jest nim. Znaleziono tam artefakty, które świadczą jednak, że są tam świeże śmieci – odpady komunalne. W związku z tym spór będzie trwał. Jeżeli będzie sprawa w sądzie, to kto wie, czy Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej czy Fundusz Europejski nie wycofa się z inwestycji – wskazuje Kazimierz Koralewski, przewodniczący klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości.
Dodajmy, Zakład Utylizacyjny w Gdańsku będzie się odwoływał od nałożonej kary.
KTO JEST INWESTOREM?
Dotąd spółka Port Czystej Energii (PCE) zajmowała się budową spalarni. Wydawać się mogło, że jest też inwestorem. Okazuje się jednak, że pozwolenia na budowę zostało wydane na Zakład Utylizacyjny w Gdańsku. Będzie tak do czasu przejęcia gruntu, na którym realizowana jest spalarnia przez PCE. Ma to nastąpić w połowie tego roku.
Maciej Naskręt/mw