Zwykle z bohaterami moich wywiadów spotykam się na pół godziny, godzinę, na tyle żeby nagrać rozmowę. Tym razem chcę zrobić to inaczej. Niech to będzie dzień, albo wieczór przeciągnięty późno w noc. Tak żeby można było bliżej się poznać, dowiedzieć o sobie więcej, a nawet zaprzyjaźnić. Dlatego wyruszam przed siebie na rowerze, niespiesznie poszukując niebanalnych ludzi i opowieści o miejscach niezwykłych. Mogę przyjechać również do Was, jeśli będzie to w miarę po drodze. Zapraszam do dzwonienia lub pisania. Mój numer to: 695 36 00 28. Pozdrawiam, Włodek Raszkiewicz.
DZIENNIK ROWEROWEJ PODRÓŻY Z PRĘDKOŚCIĄ 16 KM/H.
Pierwsze kroki prowadzą na Żuławy. (Fot. Radio Gdańsk/Włodek Raszkiewicz)
JAKA TO BĘDZIE PODRÓŻ – PORADY RAFAŁA KRÓLA
To wyprawa trochę w nieznane. Podróż ma polegać na odwiedzaniu ciekawych ludzi, mam zamiar u nich pogościć jeden dzień, skorzystać z noclegu i następnego dnia szukać kolejnego niebanalnego człowieka i jego oryginalnego sposobu na życie. Nie mam specjalnych wymagań. Mogę spać w budce dróżnika, stodole, pod leśną wiatą, w pracowni garncarza. Chodzi o poczucie klimatu miejsca. Najbardziej interesują mnie ludzie. Nie wiem czy taka podróż może się udać. Zobaczymy. Tak czy inaczej, trzeba się do niej przygotować i tu o pomoc poprosiłem Rafała Króla. Jeśli chodzi o znajomość sprzętu wyprawowego, Rafał jest dla mnie prawdziwym autorytetem. Jego najważniejsza porada w tym wypadku brzmi – grunt to się dobrze wyspać.
Posłuchajcie rozmowy z Rafałem Królem z expeditions.pl:
Spotkanie z Rafałem Królem. (Fot. Radio Gdańsk)
DOKĄD TO BĘDZIE PODRÓŻ
Oczywiście to będzie eskapada po Pomorzu. Kierunek jazdy niech wyznacza przypadek i impuls. Tak też było z pierwszą jazdą, gdy zastanawiałem się: dokąd pojechać? Czy skierować pierwsze kroki na wschód, zachód, północ czy południe, zadzwonił telefon. Wiesław Zbroiński, mój dobry znajomy, rolnik z Mokrego Dworu, miał dla mnie fantastyczną informację – Obrączkujemy wszystkie bociany w gminie, warto o tym powiedzieć w radio, może wpadniesz. Dlaczego nie, oczywiście. Pierwsze kroki skieruję zatem na Żuławy. Pojadę do Wiesława Zbroińskiego, wezmę udział w akcji obrączkowania, będę mógł zanocować w wiatraku i dowiedzieć się jak rolnik został młynarzem i piekarzem. Fantastycznie.
ZOBACZYĆ ZAD ŁOSIA – JAK MARTA ANTONINA
Marta Antonina Łobocka wie o Żuławach wszystko. (Fot. Radio Gdańsk)
Jeśli już jadę do Mokrego Dworu, to warto dowiedzieć się czegoś jeszcze o Żuławach i dalej tam kontynuować podróż. Macie jakieś konkretne propozycje? Jeśli tak to napiszcie lub zadzwońcie. Mój numer, przypominam, to 695 36 00 28. Na razie skorzystałem z porad Marty Antoniny Łobockiej. To autorka bloga „Kochamy Żuławy”. Po tym regionie zjechała na rowerze tysiące kilometrów i to na miejskiej damce, którą nazywa pieszczotliwie Żuławką. Długo rozmawialiśmy o jej żuławskich przyjaźniach i miejscach, które rekomenduje w swoim „Niezbędniku Żuławskim”. Wydawnictwo można pobrać z jej bloga. A jedna z jej porad brzmi – uważaj na łosie!
Posłuchajcie sympatycznej rozmowy z Martą Antoniną Łobocką:
ALE MI BEATA I LIDKA ZAIMPONOWAŁY
No to jadę. Jedna z ważniejszych porad Marty Antoniny brzmiała – nie zapomnij o wodzie. Zapomniałem. Na rogatkach Gdańska zajeżdżam do małego sklepu spożywczego i spotykam przy nim dwie rowerzystki obładowane sakwami. Beata i Lidka są ze Śląska. Na rowerach przejechały trasę od Świnoujścia po Piaski. Są mniej więcej w moim wieku. Jak one dały radę, to ja też. Tylko czy wszystko co niezbędne mam w sakwach? Warto zapytać o ich wyposażenie, przecież jeszcze można w Gdańsku po coś wrócić do domu lub zrobić szybkie zakupy. Jak się okazuje ważne są kabelki, na szczęście mam chyba wszystkie potrzebne do jazdy i oczywiście do relacji radiowych.
Posłuchajcie rozmowy z Beatą i Lidką ze Śląska:
Lidka i Beata, wywiad na zakończenie ich wyprawy wzdłuż Bałtyku. (Fot. Radio Gdańsk)
ILE JEST TYCH BOCIANÓW
(Fot. Radio Gdańsk/Włodek Raszkiewicz)
Pierwszy dzień wyprawy spędzam na liczeniu bocianów. Po przyjeździe do Zagrody Edukacyjnej Wiesława Zbroińskiego w Mokrym Dworze dołączam do ekipy obrączkującej ptaki. Idea grupy zapaleńców to dojechanie podnośnikiem pod wszystkie gniazda w Gminie Pruszcz Gdański i założenie młodym boćkom obrączek – Tak żebyśmy wiedzieli czy nasze bociany wracają do nas – mówi Wiesław Zbroiński. Podnośnik wszędzie wzbudza sensację, zbiera się przy nim grupka sąsiadów i wszyscy rozmawiają o bocianach.
Bocianich gniazd jest w Gminie Pruszcz Gdański 27. (Fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)
Bociany wyjęte z z gniazda dla zaobrączkowania udają martwe. (Fot. Radio Gdańsk)
Posłuchaj rozmów przy obrączkowaniu:
W akcję obrączkowania zaangażowane są głównie trzy osoby: Wiesław Zbroiński, Sabina Buczyńska i Katarzyna Pilarska. Tą ostatnią wszyscy nazywają „Panią Bocianową” i wiedzą, że jej miłość do tych ptaków jest przeogromna.
Katarzyna Pilarska (Fot. Radio Gdańsk)
Posłuchaj rozmowy z Katarzyną Pilarską:
NIGDY NIE KUPUJE CHLEBA
Wiatrak w Mokrym Dworze. (Fot. Radio Gdańsk)
Wieczór spędzam w Zagrodzie Edukacyjnej w Mokrym Dworze u Wiesława Zbroińskiego. To marzyciel, robiący rzeczy niebanalne. Rolnik, zajmujący się produkcją warzyw, przeniósł z Wyszogrodu wiatrak i odnowił zrujnowany zabytek. Przy wiatraku, w małym rustykalnym domku, postawił piec chlebowy i w każdy piątek piecze chleb z własnej mąki. Tak więc rolnik stał się piekarzem i młynarzem oraz przewodnikiem po własnym wiatraku.
Posłuchaj rozmowy z tym, który nie kupuje chleba w sklepie:
Wiesław Zbroiński dał mi klucz do wiatraka. Obiekt jest cały mój 🙂 (Fot. Radio Gdańsk)
TU WSTAJE SIĘ Z PAWIAMI
Trzeba przyznać, że zasiedziałem się u Wiesława Zbroińskiego. Już drugą noc śpię w wiatraku. Pora pojechać dalej, to ma być wędrówka, a nie wczasy stacjonarne. Jak się śpi w wiatraku? – Twardo – odpowiadam na takie pytanie, bo karimaty na deskach komfortem nie można nazwać. Za to atmosfera wiatraka i jego aura są niezwykle wciągające i chce się tam po prostu być. To chyba zapach drewna, wymieszany z mąką daje ten narkotyczny efekt.
Sypialnia w wiatraku, karimata i śpiwór na deskach czyli klimat ponad komfort. (Fot. Radio Gdańsk)
Budzę się dość wcześnie, a raczej budzą mnie pawie hodowane w zagrodzie edukacyjnej. Ptaki mają naprawdę donośny głos.
Posłuchaj rozmowy, w której Wiesław Zbroiński przedstawia swoją wesołą, żywą menażerię:
Wiesław Zbroiński lubi porozmawiać z kozami 🙂 (Fot. Radio Gdańsk)
NAJLEPSZY POMIDOR ŚWIATA
Następny przystanek to Cedry Wielkie i gospodarstwo ekologiczne Mirosława Barczaka. To jedno z najstarszych certyfikowanych gospodarstw w Polsce. – Byliśmy pionierami i ideowcami, gdy 30 lat temu zajęliśmy się produkcją warzyw bez chemii – opowiada Pan Mirosław. Długo rozmawiamy o tym jak zmienia się krajobraz Żuław i to wcale nie na lepsze, jak są wycinane drzewa, używa się coraz więcej chemii. Rolników ekologicznych na Żuławach praktycznie nie ma, dlatego u Barczaka są ciągłe kontrole, bo urzędnicy mają za zadanie kontrole takich gospodarstw, muszą wypełnić formularze, to gdzie pójdą jak jest tylko Barczak, oczywiście do Barczaka. Spróbowałem pomidora z uprawy ekologicznej, w dalszej drodze cały czas chodzi mi po głowie jego aromat. To był zwykły, niezwykły pomidor, a do tego jeszcze ten kwas chlebowy, który robi żona Pana Mirka. Można się rozmarzyć, wszystkie moje sensory na samą myśl się uśmiechają.
Posłuchaj rozmowy z Mirosławem Barczakiem:
Mirosław Barczak poczęstował mnie ledwie czerwonym pomidorem. Nieziemski smak, aż trudno wyobrazić sobie jakim niebem w gębie będą dojrzałe pomidory. (Fot. Radio Gdańsk)
Warto dodać, jak mówimy o zdrowym jedzeniu, że takiej jajecznicy jak u Wiesława Zbroińskiego, to chyba w życiu nie jadłem. Jajka perliczek i kur z własnej hodowli trafiły pierwszego poranka na patelnię. Tylko sól i pieprz do tego i nic więcej. Nie wierzyłem, że tak intensywna i bogata w smaku może być jajecznica. Żadne jajka kupowane przeze mnie jako wiejskie tak nie smakowały! Potem z wieloma osobami na Żuławach rozmawiałem o tym, że często jajka zachwalane jako prawdziwie wiejskie z naturą nie mają wiele wspólnego. Pozostaje tylko westchnienie i stwierdzenie – każdy chce zarobić.
Jajka „prosto od chłopa” 🙂 (Fot. Radio Gdańsk)
ULE LECZĄ PO COVIDZIE
Rozmowa o pszczołach u Andrzeja Brzyszcza. (Fot. Radio Gdańsk)
Z Cedr Wielkich zajechałem do położonego nieopodal Długiego Pola. Zaintrygowała mnie informacja o oryginalnej działalności pszczelarza Andrzeja Brzyszcza. Pan Andrzej postawił domek z ulami w środku i proponuje uloterapię. Mikrowibracja i biopole wytwarzane przez pszczoły, powietrze z ula, zapach miodu i szum tysięcy pszczół działają podobno kojąco i uzdrawiająco. Pan Andrzej jest stuprocentowo przekonany do tej metody. Świadczy o tym jego historia. Miał zawał, musiał zrezygnować z pracy w polu i przestawić się na inną pracę. Wtedy to w jego życiu pojawiło się pszczelarstwo.
Posłuchajcie rozmowy o uloterapii:
W domku do uloterapii pszczoły od pacjentów są oczywiście oddzielone siatkami, przez które przenika powietrze z ula. Przed domkiem stoi ul figuralny przedstawiający sylwetkę świętego Ambrożego, patrona pszczelarzy.
Leczący wpływ pszczół na ludzkie zdrowie jest mało znany. Andrzej Brzyszcz nie narzeka na nadmiar zainteresowanych. Ostatnio pojawiło się jednak więcej chętnych do skorzystania z terapii. Przy domku pszczelarza spotkałem Mariolę Kupryciuk, kronikarkę z Rejonowego Koła Pszczelarz w Pszczółkach, która z koleżankami przyjechała na sesję terapeutyczną. Panie dość mocno przechorowały COVID-19, mówią że uloterapia regeneruje zdrowie.
Z Mariolą Kupryciuk i jej koleżankami oraz Andrzejem Brzyszczem zrobiliśmy sobie pamiątkowe, trochę niewprawne selfie 🙂
CHMIELOVE TO JA BARDZO LOVE
To zdjęcie postanowiłem oprawić w ramki. Jest historyczne. Zrobiłem je dwa lata temu, gdy po raz pierwszy trafiłem do Joanny i Jacka Chmielewskich z Drewnicy. Zrobiłem z nimi wywiad o remontowaniu starego, modrzewiowego domu. Opowiadali o przygodach z budową, jak budynek przemawia do ludzi i swoim nowym miejscu w życiu. Porozmawialiśmy i jakoś tak przypadliśmy sobie do gustu. Byłem u nich jeszcze raz z moją żoną. Joanna i moja Grażyna okazały się wielkimi miłośniczkami lawendy. Razem robiły syrop. Nasza znajomość nie jest być może spektakularnie intensywna, ale to ten typ ludzi o których myślę ciepło. W podróży po Żuławach nie mogło zabraknąć przystanku w CHMIELOVE, gospodarstwie o nazwie pochodzącej od nazwiska właścicieli. Tym razem prowadziliśmy rozmowę o odnawianiu domu, remoncie prowadzonym z szacunkiem dla historii miejsca i starannością w zachowaniu oryginalnych elementów.
Posłuchaj rozmowy prowadzonej po burzy. Ja schroniłem się przed ulewą w opuszczonym gospodarstwie. Joanna i Jacek Chmielewscy, w tym samym czasie wracając z pracy samochodem, stali na drodze przed zwalonym drzewem tarasującym drogę:
UPRAWA KONOPI, TO CAŁKOWICIE LEGALNE
Z Joanna i Jackiem rozmawialiśmy do późnego wieczora przy herbacie z konopi. Czy to czasami nie jest nielegalne? Wcześniej byliśmy na spacerze i Joanna zerwała z pola garść konopnych liści mówiąc – herbata z konopi jest dobra na sen.
Nasz herbatka z konopi. (Fot. Radio Gdańsk)
Posłuchaj rozmowy o uprawie konopi, roślinach które mają służyć do celów kosmetycznych:
Po prostu Chmielove. (Fot. Radio Gdańsk)
TAJEMNICE NATURALNEJ KOSMETYKI PILNIE STUDIOWANE
Joanna i Jacek Chmielewscy są technikami dentystycznymi. Mają zakład w Sopocie, ale mieszkają na Żuławach. To mieszkanie na wsi i czas pandemii sprawiają, że praca dentystyczna przestała być ich jedynym zawodem. Joanna od czasu koronawirusa zaczęła zajmować się produkcją kosmetyków naturalnych. To już jej drugi zawód. Jacek remontuje drugi dom, który będzie wykorzystywany agroturystycznie. Ich pracowitość jest zadziwiająca.
Mała próbka kosmetyków Joanny. Podobno doskonałe na upały i nie tylko , hydrolaty -wody kwiatowe niosą ze sobą moc roślin. (Fot. Chmielove)
Posłuchaj rozmowy o kosmetykach Cannablis 1825, robionych przez Joannę:
Do zobaczenia Chmielove. (Fot. Radio Gdańsk)
LUDZIE POTRAFIĄ ZASKAKIWAĆ
Najładniejsze miejsce do zatrzymania się jest w Lędowie. (Fot. W. Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
To było dla mnie najbardziej zaskakujące miejsce jakie spotkałem po drodze. Jadę, jadę czasami trzeba gdzieś przysiąść, odpocząć, albo popracować na komputerze, wysłać relację do radia. Tu na horyzoncie pojawia się wiata przystankowa, inna niż wszystkie, które spotkałem po drodze. Trawka przystrzyżona, całość ukwiecona pelargoniami, wkoło czysto, bez petów, porzuconych butelek i wulgarnych napisów. Wygląda to jak zadbane, prywatne miejsce do rodzinnych spotkań, a nie infrastruktura turystyczna, dozorowana przez gminę. Wiata nie jest odgrodzona płotem od drogi, zachęca do zatrzymania się, ale czy na pewno nikt mnie nie pogoni z terenu prywatnego? Zapytałem w domu obok i tak poznałem Irka, który zrobił wiatę dla turystów zupełnie bezinteresownie, dba o miejsce dla innych. Szacunek i zdziwienie nie mają granic.
Irek z Lędowa lubi, gdy turyści zatrzymują się przy jego domu. (Fot. W. Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
Posłuchaj rozmowy o wiacie i remoncie domu:
Dom z 1805 roku w Lędowie. (Fot. W. Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
ŚWIĘTOWANIE W MAŁYM HOLENDRZE
Ta podróż jest tak pomyślana, że każdy tydzień oznacza wędrówkę po innym rejonie Pomorza. W następnym tygodniu przenoszę się na Kaszuby. Żuławski etap świętuję w Małym Holendrze w Żelichowie koło Nowego Dworu. To moim zdaniem najciekawsza restauracja na Żuławach. Tam każde danie zanurzone jest w historii i legendzie. Założył ją fotograf i lokalny aktywista Marek Opitz z synami.
Marek Opitz z synem Jackiem na ganku Małego Holendra. (Fot. W. Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
Na obiad jadłem zupę klopsikową i babkę ziemniaczaną, popijałem lemoniadą z kwiatów czarnego bzu, a na koniec wybrałem deser kolejarza. O każdym z tych dań opowiadał mi Marek. Na przykład taki deser to mus ze śmietanki lekko zaprawiony kawą zbożową, bo przecież dawniej piło się zbożówkę. Polane to wszystko melasą z buraków, bo przecież wąskotorówka na Żuławach służyła do wożenia płodów rolnych w dużej mierze buraków.
Posłuchajcie rozmowy z Markiem Opitzem:
„Nagromadzenie” historii w Małym Holendrze jest spore 🙂 (Fot.W. Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
TERAZ TO NIE JEST SER
Jadąc przez Żuławy nie zobaczyłem ani jednej krowy na polu. Gdy miałem mniej lat niż obecnie, krowy były charakterystycznym krajobrazem regionu. Podobnie jak ser Żuławski, topiony czy żółty był obecny na półkach w każdym sklepie i rozpoznawalny. – Gdy przed II Wojną Światową robiono na Żuławach konkurs dla serowarów, to brało w nim udział ponad 100 producentów. Świat się zmienił, ale tradycją produkcji sera jest mocno zainteresowany Jacek Opitz. Zapraszam do posłuchania rozmowy nie tylko o serach, ale też o przyjemności odkrywania różnych historycznych wątków historii Żuław:
Znaki zostały, zwierząt nie widać. Hodowla całkowicie przeniosła się do obór. (Fot. W. Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
Wracam do Gdańska z Nowego Dworu Gdańskiego „starą siódemką”. Gdy jeździłem, samochodem do Warszawy, nową dwupasmówką to często myślałem o tym jak dobrze byłoby się przejechać na rowerze starą drogą, wyglądającą na opuszczoną, zupełnie bez ruchu kołowego. I przyznam, że chociaż droga jest gładka i prosta, to jechanie nią na rowerze nie jest żadną frajdą. Huk samochodów mknących, położoną w sąsiedztwie, trasą szybkiego ruchu pozbawia rowerową wycieczkę jakiegokolwiek uroku.
Tablice stoją na pamiątkę, miejscowość została zlikwidowana przy budowie nowej drogi do Warszawy. Fot. W. Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
(Fot. W.Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
Posłuchajcie wesołej rozmowy z Andżeliką Szulfer:
Mnóstwo różności z kaszubskimi motywami znaleźć można w sklepiku Andżeliki Szulfer. Ja męskich wysoikich trampek nie dostałem, bo nie było mojego rozmiaru, ale Andżelika mówi, że maluje też na butach przyniesionych przez klientów. Tu wiele rzeczy jest możliwych. (Fot.W.Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
Pytana, jakich twórców warto odwiedzić w Kościerzynie, Andżelika sugeruje wyprawę do jakiejś pracowni ceramicznej. Szybko wybieram numer jedne z nich i po rozmowie otrzymuję zaproszenie do Beaty Linette. To pracownia z tradycjami rodzinnymi. Tato ceramiczki, Bohdan Welowiejski, zaczynał swoją karierę zawodową w znanych zakładach porcelany Lubiana i to w czasach powstawania przedsiębiorstwa. Jego specjalność to modelarstwo, pracował przy tworzeniu pierwszych modeli porcelany z Lubiany, które co ciekawe, były wykonywane we Włocławku i Ćmielowie.
Beata Linette (Fot. W.Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
Posłuchaj rozmowy z Beatą i jej tatą:
Bohdan Welowiejski przy robieniu ogrodowego grilla. (Fot. W.Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
Muszę się pochwalić. Nie wspominałem Państwu o tym, że moja podróż zyskała ogromną fankę. Jadę w towarzystwie, miłym, kobiecym. Oto nagle moja żona stwierdziła, że podoba jej się taka wędrówka, ona też chce tak jechać przed siebie w nieznane. – Ale co w tym trudnego, wsiadaj na rower i jedziemy, razem kręcić się po świecie raźniej. Tylko gdy wyjechaliśmy z domu okazało się, że jej rower niemiłosiernie zaczyna piszczeć i w kole widać coraz wyraźniejszą ósemkę. Szczęśliwie po drodze był zaprzyjaźniony zakład Zbyszka Lewickiego.
Posłuchaj rozmowy w warsztacie rowerowym:
Krótka wizyta w zakładzie Zbyszka Lewickiego i tyle przygód technicznych, sprawnymi rowerami można ruszać dalej (Fot. W. Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
Przyznam, że nie jestem wielkim fanem zwiedzania zabytkowych budowli. Wolę spotkania z ludźmi przy kawie i rozmowę o życiu niż oglądanie murów, cegieł, i wnętrz, ale od kilku osób w Kościerzynie usłyszałem o Dworku Wybickich w Sikorzynie, że można się zdziwić, bo atmosfera tam jest inna niż wszędzie. Zdziwiłem się rzeczywiście, tak jak zaskoczone były rowerzystki z Katowic, spotkane w herbaciarni umiejscowionej w dworze odrestaurowanym przez Leszka Zakrzewskiego.
Leszek Zakrzewski to konserwator zabytków, który kupił i odbudował Dwór Wybickich w Sikorzynie (Fot. W Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
Dwór Wybickich w Sikorzynie, nazwa miejsca pachnie patriotycznym patosem, ale gorąco polecam, nawet dzieci w zielonym labiryncie nie będą się nudzić. Na zdjęciu herbaciarnia w dworze (Fot. W. Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
Wnętrza dworu wyglądają tak jakby się czas zatrzymał. Wszystko jest bardzo autentyczne. Można też tutaj zatrzymać się na nocleg (Fot. W Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
Posłuchaj rozmów w Gołubiu
Największą frajdę ze zwiedzania ogrodu ma moja żona Gina. Trzeba przyznać, że chociaż prowadzę w Radio Gdańsk stałą audycję ogrodową z projektantką Agnieszką Hubeny-Żukowaką, to naszym prywatnym ogrodem raczej zajmuje się Gina. Nasz ogród to jej królestwo i to ona ma ogrom pytań do Zbigniewa Butowskiego, związanych z hodowlą różnych gatunków.
Ma niebieskie szyszki! Co to może być? Takich roślinnych odkryć w Gołubiu można mieć setki
(Fot. W. Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
KRAINA KOZIM MLEKIEM PŁYNĄCA
Kukówka, położona w dolinie w okolicach Stężycy. (Fot. W Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
Posłuchaj rozmowy o życiu w Kukówce
Rano Rafał wyszedł z kolegą na pieszą, prywatną pielgrzymkę do Sianowa, a my zostaliśmy w Kukówce z Klara i rozmawialiśmy o serach (Fot. W Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
Posłuchaj rozmowy z Klarą o życiu za miastem
Klara robi sery od 17 lat. Rafał ją w tym wspiera. Chociaż wyroby z Kukówki są najwyższej jakości, to jednak produkcja serów zagrodowych jest biznesem na granicy opłacalności. Klara zbiera na zrzutka.pl fundusze na kocioł serowarski. – Nauka przyjmowania, jest trudniejsza od dawania – mówi serowarka.
CHCESZ WESPRZEĆ KLARĘ I JEJ ZBIÓRKĘ, WARTO >>> KLIKNIJ TUTAJ
Więcej o serach robionych przez Klarę Łojko usłyszeć będzie można w „Kawałku Świata i Herbacie”. Na antenie we wtorek 13.07.2021 po godzinie 18.00, a ja jadę dalej do domu w którym straszy. Ciekawe jaka to będzie noc?
Przede wszystkim to zmoczył nas z Giną deszcz. Przypominam, że cały czas jadę z moją żoną. To był trudny odcinek. GPS poprowadził nas przez piach i koleiny, a najtrudniejsza była jazda z górki po mokrych kocich łbach. Opony naprawdę niebezpiecznie ześlizgiwały się z kamieni. Tak całkowicie mokrzy dotarliśmy do letniego domku pisarki Magdaleny Witkiewicz. To miejsce tajne przez poufne. Magda prosi żebyśmy nie robili zdjęć.
Posłuchaj rozmowy o azylu Magdaleny Witkiewicz
Wizjer – taki tytuł nosi najnowsza książka Magdaleny Witkiewicz. Thriller traktujący o tym – czy naszym życiem można rządzić przy pomocy algorytmów i komputera. Jak się okazuje pisarka przewidywała przyszłość, pracując kiedyś w banku. Ale zanim o książce i jej genezie, to rozmawiamy o internetowym życiu Magdy
(Fot. W. Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
Tyle o Wizjerze, a może za jakiś czas Magda napisze horror, bo w domu ma portret, który podobno straszy.
W rozmowie z Magdaleną Witkiewicz, która jak zwykle jest wielowątkowa, nagle pojawia się temat ducha domu i tajemniczej postaci z portretu (Fot. W Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
Dobrze się spało, miło rozmawiało, ale pora ruszać w dalsza drogę. Kolejny przystanek to Lipusz i Zielony Kot. Magdalena Witkiewicz robi nam zdjęcie jak odjeżdżamy (Fot. W Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
Na trasie podróży z prędkością 16km/h to była, do tej pory, najbardziej luksusowa noc. Żadne tam śpiwory i karimaty tylko biała pościel, wygodne łóżko, ciepła woda, zimna woda i czyste ręczniki. Wszystko to w agroturystyce Zielony Kot, prowadzonej przez Joasię i Daniela Sawickich w Lipuszu.
Z Joasią i Danielem rozmawialiśmy długo w noc. Nic dziwnego, że zaspałem (Fot. W Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
Posłuchaj śniadaniowych rozmów w Zielonym Kocie
Na śniadaniu, które w Zielonym Kocie je się przy wspólnych stołach, pojawiają się nie tylko turyści, ale też znajomi gospodarzy. W czasie mojej obecności wpadła na kawę Grażyna Sadowska z Wdzydzkiego Parku Krajobrazowego. Przywiozła materiały edukacyjne dla dzieci turystów odwiedzających Lipusz. Przy okazji okazało się, że edukatorka jest chiropterologiem, a w Zielonym Kocie są nietoperze
Takie rzeczy przywiozła Grażyna Sadowska
Zielony Kot słynie z tego, że właścicielka agroturystyki, gdy jest brzydka pogoda, lub po prostu taka potrzeba, organizuje dla swoich turystów warsztaty ceramiczne. Joasia ma tu swoja pracownię, którą można zwiedzić. Ja raczej nie mam talentu plastycznego, ale za to moja Gina była w siódmym niebie. Zrobiła sobie serię małych maków do ogrodu. Kwiatki zostały o Joasi schną i czekają na wypalenie. Umówiliśmy się, że w sierpniu wrócimy po ginowe ceramiczne kwiaty
Przed wyjazdem Joasia oprowadziła mnie po swojej pracowni ceramicznej i opowiedziała o tym co tam lepi i wypala
Do zobaczenia Zielony Kocie. Dziękuję za Wasz uśmiech i otwartość. Niedługo wrócimy z Giną po ceramiczne maki
Przyznam, że plan tej podróży zupełnie został zmieniony i nie przypomina wstępnych założeń. Na Kaszubach miałem być tydzień, przeciągnęło się to troszkę, do półtora. Z założenia miał być jeden region Pomorza w tygodniu, ale za sprawą sympatycznych ludzi i nagromadzenia ciekawych historii, które pojawiają się po drodze, wszystko się poprzestawiało. Zupełnie mi to nie przeszkadza. W końcu to tylko wakacje i nie ma co tego czasu traktować bardzo formalnie. Tym niemniej pora pożegnać Kaszuby i zmienić miejscówkę. Moja Gina wraca do domu, ale obiecuje, że jeszcze do mnie dołączy. Ja wsiadam w pociąg do Malborka i jakiś czas spędzę pedałując po Powiślu. Na zakończenie wspólnej jazdy zjedliśmy pyszne lody na rynku w Kościerzynie.
MAM POCIĄG DO MALBORKA, ALE BYĆ W MALBORKU I NIE WIDZIEĆ ZAMKU?
Mogłem właściwie z Trójmiasta do Malborka pojechać na rowerze, co to jest tych 50 kilometrów z hakiem. Wybieram jednak opcję kolejową. Tu znowu ostrzegam. Rower pociągiem jest przewieźć łatwo i trudno zarazem. Na dworcu Gdańsk Główny była ogromna kolejka do kas i przyjście na pół godziny przed odjazdem pociągu nie wystarcza na kupno biletów. Wskakując do pociągu bez biletu, trzeba to zrobić z czoła składu i zameldować konduktorowi o braku biletu. Inaczej mogą być kłopoty i posypać się kary. Dużo słyszałem o takich przypadkach, zdarzających się szczególnie latem, gdy w natłoku pasażerów wsiadamy tam gdzie się da. No i miejsca na rower może nie być, bo ta liczba miejsc jest ograniczona. Lepiej zrobić rezerwację wcześniej i kupić bilet internetowo. Co też może być problemem. Bo ja na przykład nie mam karty kredytowej i nie płacę blikiem, a opcji „zapłać z rachunku” akurat nie było. Warto to wszystko przećwiczyć i zorientować się przed wyjazdem, jakie są możliwości.
W pociągu do Malborka miałem szczęście. Wskoczyłem bez biletu do zatłoczonego ostatniego wagonu. Konduktor do następnej stacji nie przyszedł sprawdzać bilety. Na kolejnym przystanku wysiadłem i przeszedłem po peronie na czoło składu do konduktora, a właściwie bardzo miłej konduktorki i kupiłem bilet, oczywiście z Gdańska Głównego do Malborka.
No i jestem w Malborku! Od czego zacząć? Od rzutu okiem na zamek. Zwiedzanie krzyżackiej warowni, zwykle główny cel wycieczek do miasta, nie jest moim celem. Ja jestem nastawiony na spotkania z ludźmi. Wystarczy mi jedno, dwa pamiątkowe zdjęcia. Taka okazja zdarza się przed bramą główną, gdzie fotkę można sobie strzelić z sową i rekonstruktorami historii z grupy „Szponem i mieczem”.
Posłuchaj rozmowy o sowach, turystach i rekonstruktorach:
Rozmowa z Olą, przy bramie malborskiego zamku, była bardzo sympatyczna, obiecuję sobie, że grupę „Szponem i mieczem” jeszcze kiedyś radiowo odwiedzę.
MARKOWE KRZESŁO I NIEKOŃCZĄCE SIĘ ZAMKOWE ZACHWYTY
Z centrum miasta jadę do zamkowych przewodników, żeby o historii porozmawiać, ich historii i zawodzie będącym ogromną pasją. Do domu zaprosili mnie Ania Kussowska-Sekuła i jej mąż Rysiek., jadę do nich pod Malbork i bardzo się cieszę na to spotkanie. Poznałem ich, bodajże 10 lat temu, kiedyś pod zamkiem przy okazji jakiegoś letniego radiowego wyjazdu,rozmawialiśmy raz i to krótko, a gdy się widzimy obecnie, to rozmawiamy tak jakbyśmy się znali i lubili od zawsze.
Zamiast rozprawiać o historii, na początku z Ryśkiem znajdujemy wspólny temat – ekwipunek turysty. Jak się okazuje on ma 8 plecaków, każdy na inny rodzaj wyprawy. Ja mu się chwalę moja lekką nadmuchiwaną karimatą, on pokazuje mi swoją i do tego wyciąga śpiwór z moskitierą, a ja pokazuję nowe nieprzemakalne sakwy. Jednym słowem lubimy być chłopcami dobrze wyposażonymi. Następnie Rysiek opowiada o swoich wyprawach po fortyfikacjach i pokazuje kolekcję książeczek wojskowych z czasów I Wojny Światowej.
Posłuchaj rozmowy o 8 plecakach Ryśla
Tu wielkie podziękowania dla Katarzyny Czykowskiej, która poznała mnie z Anią i Ryśkiem. Łączy ich jedna pasja – Zamek w Malborku, który w ich opowieściach, odczuciach i emocjach jest czymś więcej niż ważnym miejscem na ziemi. Tam dzieje się prawdziwa magia. Jeśli chcecie to zrozumieć, posłuchajcie rozmowy z Anią
Posłuchaj rozmowy o ważnych przedmiotach z duszą i historią oraz magicznym zamku:
Ania pozwoliła mi usiąść na markowym krześle. To tez była wzruszająca opowieść o ocaleniu kawałka przemijającego świata od zapomnienia
Tu powinna nastąpić pochwała wind na dworcach kolejowych. Nigdy nie myślałem, że to może być tak potrzebny sprzęt. Zawsze zbiegałem szybko po schodach do tunelu i wbiegałem na peron. Co innego, gdy jesteś z rowerem obciążonym sakwami. Właśnie przy takiej windzie na stacji w Malborku poznałem Alę i Przemka. Wracali z podróży rowerowej Zamość-Białystok. Młodzi, inteligentni, aktywni ludzie. Świat wydaje się lepszy po takich spotkaniach.
Posłuchaj rozmowy z Alą i Przemkiem
Ala i Przemek w pociągu do Trójmiasta. (Fot. W Raszkiewicz/Radio Gdańsk)
Jak już wiadomo, ważnym elementem tej podróży jest spanie u bohaterów moich rozmów. Im dziwniejsze miejsce tym lepiej, bez wymagań, wystarczy podłoga i dach nad głową. Tak żeby poczuć klimat miejsca. Gdzie tu wybrać się na nocleg w Malborku? Dzwonię do Beaty Grudzieckiej i pytam – Beata! Ty masz zakurzoną, zapylona pracownię czy nie? – U mnie nie ma pyłu, to czysta robota – odpowiada Beata i zaprasza mnie do swojej pracowni ceramicznej.
Beata Grudziecka słynie ze swojej miłości do fliz. Najprościej mówiąc pomalowane w niebieskie ornamenty lub scenki, białe holenderskie kafelki skradły całkowicie jej serce. Nie dość, że praktykowała w Delft to jeszcze pisała o nich prace naukowe i odwiedziła chyba wszystkie żuławskie domy w których zachowały się flizy. Beata robi je oryginalnymi starymi technikami.
Posłuchaj rozmowy o noclegu w pracowni ceramiczki i flizach
Z Beata spędzam kawałek dnia. Idziemy na obiad do, położonych przy zamku straganów „Sklepów Cynamonowych”. Bardzo klimatycznie można tam zjeść siedząc przy stole z maszyną do szycia lub przy maglu. Mój bigos być może nie jest kulinarnym mistrzostwem świata, ale atmosfera jest.
Beata po drodze opowiada mi o swoich różnych flizowych akcjach. Między innymi o wspólnym malowaniu fliz z mieszkańcami miasta. Robiło to 70 osób a efekt pracy jest oprawiony w ramy, wystawiony w bramie Muzeum Miasta Malborka i cieszy oko. Beata zrobiła mi pamiątkowe zdjęcie.
Posłuchaj rozmowy w drodze do „Sklepów Cynamonowych”
Poranek w pracowni ceramiczki jest zaskakująco przyjemy. Beata przychodzi rano ze śniadanie do łóżka, bardziej do podłogi i karimaty. Częstuje przepysznymi naleśnikami z mąki gryczanej z mascarpone i owocami. Pijemy kawę i rozmawiamy o flizach i nie tylko.
Posłuchaj rozmowy o flizach przy porannej kawie
Na koniec dostaję jeszcze prezent. Kubek pomalowany przez Beatę. Bardzo dziękuję za gościnność i pędzę dalej. No, bez przesady z tym dalej, przyznać trzeba, że niezbyt daleko bo do Dąbrówki Malborskiej. Tam mieszka pisarka Sylwia Kubik.
Wystawę prac Beaty Grudzieckiej można teraz oglądać w domu podcieniowych w Trutnowach. A stronę artystki znajdziecie klikając TUTAJ.
SYLWII KUBIK POWIEŚCI Z KRAJOBRAZEM POWIŚLA I ŻUŁAW
Taki krajobraz mijam jadąc do Sylwii Kubik
Kolejny przystanek to Dąbrówka Malborska i świat pisarki Sylwii Kubik. Jest o czym rozmawiać, bo właśnie ma premierę jej książka „Krok do miłości”. Sylwia pisze powieści zanurzone w rzeczywistości Żuław i Powiśla. To jest beletrystyka z kategorii „literatura kobieca”, ale ostatnia książka nie jest słodką powieścią o miłości. Bohaterka Ewa ma partnera przemocowca, uwolnienie się od toksycznego związku nie przychodzi łatwo, a ona wpada z deszczu pod rynnę.
Rozmowę z Sylwią zaczynam jednak nie od książek, ale od wędlin domowej roboty, którymi na dzień dobry częstuje mnie pisarka. Posłuchaj
U Sylwii Kubik zatrzymałem się w ogrodowym domku. Nie spałem w środku, wybrałem zadaszony przedsionek. Na świeżym powietrzu śpi się doskonale.
Były rozmowy nie tylko z Sylwią, ale też z jej mężem Wojtkiem, który jak się okazuje lubi zrobić własne wędliny.
Posłuchaj:
Spanie latem na świeżym powietrzu to jest to. Lubię przez uwielbiam i polecam, bo komarów u Sylwii w ogrodzie nie było 🙂
Na zakończenie rozmawiamy o klimacie współczesnej wsi, której obraz zmienia się na naszych oczach. Posłuchaj:
OLEJ POROWY SMACZNY I ZDROWY
Marlenę Jaworski poznałem, tuż przed moją podróżą rowerową, na Jarmarku Żuławskim w Trutnowach. Częstowała gości olejem porowym. Kilka kropli na chlebie sprawiło, że zaniemówiłem. Niebo w gębie, nowy smak, co to za cudo? Nie było czasu na dłuższą rozmowę. Umówiliśmy się, że odwiedzę jej gospodarstwo w podróży radiowo-rowerowej. No i jestem u Marleny w Janówce koło Starego Pola w okolicach Malborka.
Marlena opowiada mi, jak to 5 lat temu powrócili z Niemiec do Polski, a ona zafascynowana smakami i zapachami żywności produkowanej bez nawozów sztucznych, chemii i innych „dopalaczy”, założyła gospodarstwo ekologiczne i z inżyniera przeistoczyła się w rolnika.
Posłuchaj rozmowy z Marleną Jaworski
Olej porowy z gospodarstwa Marleny zajmuje ważne miejsce w mojej lodówce. Wystarczy kilka kropli do zielieniny i sałatka o niebanalnym smaku gotowa. Tu na zdjęciu olej porowy obok mojej roboty syropu miętowego.
STRONĘ GOSPODARSTWA ZNAJDZIESZ TUTAJ >>> KLIKNIJ
Marlenę z jej produktami można spotkać od czasu do czasu na targach w Trójmieście. W najbliższym czasie tj. 8 sierpnia, będzie przy Parku w Oliwie. Fot. Szkółka Jaworscy
ZMIANA KIERUNKU – TERAZ OKOLICE WEJHEROWA
W ogrodzie Nadleśnictwa Wejherowo Izabela Kashyna-Pleskot i Jacek Szulc. Fot.W.Raszkiewicz
W eskapadzie następuje kolejna zmiana kierunku, z okolic Malborka przenoszę się do Wejherowa. Krótka jazda koleją wystarczy żeby to zrobić. Ta podróż, jak wspominałem wcześniej, ma pokazać jak łatwo można zrobić sobie fantastyczny wakacyjny dzień. Sam się przekonuję, że to takie proste. Wystarczy zabrać rower, wsiąść do kolejki i już po godzinie jesteśmy w Wejherowie, a tam piękna Puszcza Darżlubska i możliwość zanocowania w lesie. W puszczy nie nocowałem, ale o taką możliwość zapytałem w Nadleśnictwie Wejherowo nadleśniczego Jacka Szulca i odpowiedzialną za kontakt z mediami Izabelę Kashynę-Pleskot.
Posłuchaj rozmowy w Nadleśnictwie Wejherowo
Lasy Darżlubskie to wyśmienite trasy rowerowe, jedzie się po wygodnym asfalcie, alb po dość przyzwoitej jakości szutrze. Fot.W.Raszkiewicz
SZPONY ZAMIAST ŻĄDEŁ
Z Wejherowa pojechałem do Muzy. To ośrodek edukacyjny prowadzony przez Lasy Państwowe w którym pszczoły założyły rój w oknie. Pomiędzy szybami można zobaczyć jak są zorganizowane i jak pracują. Leśnicy prowadzą tam lekcje o życiu pszczół, w lesie umiejscowili barć. I tu niespodzianka, bo zamiast pszczelarza, na polanie zastałem sokolnika. Jak się okazało hodowla ptaków szponiastych to pasja leśnika Mateusza Heise.
Mateusz wyjaśnia jaka jest różnica pomiędzy ptakami szponiastymi a drapieżnymi. Posłuchaj
Dwa, trzy, cztery ptaki na słupkach, a czasami i więcej. Takie obrazki można zobaczyć na podwórku przy domu leśnika.
Następny przystanek to Sławutowo i Osada Słowiańska. Ale o tym opowiem na antenie w poniedziałek. Zresztą plan podróży zmienia się z chwili na chwilę. Pojadę do Dębek i tam nagrywać będą rozmowę z naszą radiową zielarką Dorotą Grądzką, będę też w Swarzewie, gdzie Dorota Kobierowska ma ogródek permakulturowy. Ta rozmowa ukaże się w sobotnim w Magazynie Ekologicznym. Jazda na rowerze jest miła, ale to nie wakacje ale praca, trzeba zorganizować stałe punkty programu antenowego.
NASI PRZODKOWIE „NA PRAWDZIWO”
Z Muzy najpierw jadę do Sławutowa. O osadzie słowiańskiej opowiadał mi kiedyś antropolog Mikołaj Jarmakowski. Mikołaj w stroju sprzd lat, oprowadza latem wycieczki i opowiada o życiu naszych przodków.
Marcin Selonke. Fot. W.Raszkiewicz
To bardzo ciekawe, bo osady w tm miejscu nie było. Wymyślił ją sobie i postawił Marcin Selonke. Kilka chałup za palisadą robi wrażenie całkowicie autentycznej. Jak mówi mój wnuk Borys i bardzo lubię to określenie – wszystko jest na prawdziwo. W odróżnieniu od wielu innych parków rozrywki powstających z myślą o turystach ciągnących nad morze, tu naprawdę czuje się prawdziwego ducha miejsca. Do tego opowieści rekonstruktorów historii i wyśmienity podpłomyk, koniecznie spróbujcie, sprawiają, że będę osadę uważał za miejsce wyjątkowe.
Posłuchaj rozmowy z Marcinem Selonke:
Mikołaj Jarmakowski wśród posągów dawnych bogów. Fot.W.Raszkiewicz
Miałem zamiar spać w osadzie, ale gospodarze przygotowali mi łóżko w domu. Trudno było odmówić, za to z Mikołajem Jarmakowskim posiedzieliśmy długo w noc w osadzie i rozmawialiśmy o antropologii, rekonstruktorach historii i życiu Słowian. O świcie, który nam współczesnym trudno zrozumieć. Podczas rozmowy, cały czas z oddali, dobiegało do nas głośne pochrapywanie. Słychać je było w całej osadzie i w domu właścicieli.
Kto chrapie w osadzie Słowian? Posłuchaj nagrania:
Pobyt w osadzie może być okazją do spotkania zarówno z historią jak i anegdotą. Czy wiece, że kobiety są wartościowsze od mężczyzn! Są na to przykłady i cennik sprzed lat.
Posłuchaj kolejnej rozmowy ze Sławutowa.
Wizytę w Sławutowie kończę wybornym podpłomykiem. Czasami dzieci krzyczą do rodziców – Oooo! Pan robi pizzę! A ja dowiaduję się, że dawniej wszyscy powszechnie pili piwo, dorośli, starcy i dzieci.
Posłuchaj opowieści o podpłomykach i piwie:
Mikołaj Jarmakowski jako zielarz. Fot.W.Raszkiewicz
ŚMIERTELNIE POWAŻNA SPRAWA NA PLAŻY
Anna Jochim-Labuda w swojej prywatnej odsłonie. Fot.W.Raszkiewicz
W Dębkach, w których z Dorotą Grądzką witałem dzień, miałem się też spotkać z dyrektorką Puckiego Hospicjum Anną Jochim-Labudą. Byliśmy umówieni i nie umówieni jednocześnie, dynamicznie traktując rozwój wydarzeń. Ostatecznie okazało się, że nie uda nam się w Dębkach spotkać, a Anna Jochim – Labuda ma w Dębkach swój ukochany domek letni, za to nic nie stoi na przeszkodzie żeby porozmawiać w Pucku. Spotkałem się z nią w jej domu rodzinnym. To była bardzo nieoczywista, jak na letnie wakacje, rozmowa.
Posłuchaj rozmowy o nieplanowaniu, pomidorach i bliskości.
Ważnym miejscem w tej rozmowie jest szklarnia i smak pomidorów taty Stanisława. Fot.W.Raszkiewicz
Tematyka hospicyjna wypełnia mój czas w Pucku. Jak się okazuje Puckie Hospicjum organizuje w najbliższy weekend akcję na plaży w Dębkach „Zakotwicz dobro”. Wydarzenie odbędzie się już po raz piąty, a wymyśliła je hospicyjna wolontariuszka Irmina Gerszewska. Będzie się działo dużo dobrego, ciekawego, artystycznego.
Posłuchaj rozmowy o „Zakotwicz dobro”
Irmina Gerszewska Fot.W.Raszkiewicz
Jutro zmieniam kierunek jazdy. Z Pucka wracam do Gdańska i jadę do Blizin przez Kolbudy i Buszkowy. W trasie, oprócz rowerowych relacji z podróży, muszę też realizować moje stałe punkty radiowego programu, w końcy to praca nie wakacje. W Blizinach spotkam się zatem z Agnieszką Hubeny-Żukowsą i nagram kolejne spotkanie z projektantką i ogrodniczką. Po drodze zamierzam odwiedzić joginkę Ewę Baniecką i Artura Radomskiego, który mieszka w domu z gliny.
BLASK CZASZKI ZAMIAST KAWY I SPACER MEDYTACYJNY W LESIE
Pojechać z Gdańska w stronę Kolbud! Nic prostszego. Do Kolbud spod Obwodnicy prowadzi ścieżka rowerowa. Można stanąć na wiadukcie i przeżyć chwilę satysfakcji rowerzysty. Ci tam na Obwodnicy Gdańska stoją w korkach, a Ty jedziesz przed siebie. Ja mam spod domu tylko 17 km i po godzinie jazdy jestem u trenerki jogi Ewy Banieckiej.
Ewa wita mnie tradycyjnym pytaniem – czego się napijesz? Proponuje oczywiście w pierwszej kolejności kawę. I od tej kawy i od tego, że stanowczo za dużo jej piję, rozpoczynamy rozmowę. – Ponad 10 kaw dziennie to rzeczywiście stanowczo za dużo – stwierdza joginka. Proponuje, zamiast kawy, pobudzającą technikę oddechową nazywaną „blaskiem czaszki”. Ewa kiedyś wieczorem wypróbowała ją na sobie, efekt był taki, że przez całą noc nie mogła zasnąć.
Posłuchaj rozmowy o „blasku czaszki i o tym jak Ewa Baniecka, z wykształcenia doktor nauk humanistycznych, z wykładowcy akademickiego stała się nauczycielką jogi.
Rozmowę o jodze przerywa dźwięk mojego telefonu. No tak, mamy tych rozpraszaczy wokół sienie sporo. Jesteśmy przebodźcowani i ta nasza wielozadaniowość w jednym czasie nie sprzyja zdrowiu – stwierdzamy z Ewą Baniecką. Tu zaczynamy inny wątek rozmowy – wrażliwe, medytacyjne spacery po lesie. Robi się bardzo ciekawie. Koniecznie posłuchajcie tej rozmowy.
Ewa Baniecka o leśnych spacerach medytacyjnych
Taką fotkę można strzelić w okolicach Kolbud, gdy GPS wyprowadzi nas na manowce 🙂 Fot.W.Raszkiewicz
OGLĄDAMY NIEBO LIPCOWE NA WORKACH PO KAWIE
Po Kolbudach jadę w stronę Blizin i zahaczam o Buszkowy. Tam chcę porozmawiać o tym jak się żyje w domy z gliny.
Taki dom wybudowali Roksana i Arek Radomscy. Na pierwszy rzut oka nie wygląda na chałupę z glinianymi ścianami tylko na konstrukcję drewnianą. Dopiero jak się wejdzie do środka widać, że ściany mają swoistą fakturę. Ten dom to nie wycekolowane, sterylne pudełko, on ma duszę i charakter.
Jak się okazuje do Roksany i Arka niebawem przychodzą goście, żeby wspólnie przy ognisku oglądać lipcowe niebo. Jeszcze przed sierpniowymi Perseidami ma mieć miejsce mniejszy wysyp spadających gwiazd. Na ognisko trafia patelnia i smażone są placki ziemniaczane, a przy ogniu siedzi się na jutowych workach wypchanych słomą. Bardzo podobają mi się takie pomysły.
Posłuchaj rozmowy o glinianym domu.
Placki na ognisku. Smakują o niebo lepiej niż robione w kuchni.
ZAMEK W CHMURACH ZAGADKOWY BARDZO
No i jestem w ostatecznym celu mojej eskapady. Bliziny koło Przywidza to miejscowość w której mieszka projektantka i ogrodniczka znana z anteny Radia Gdańsk Agnieszka Hubeny-Żukowska. Mam zamiar nagrać kolejny odcinek naszych stałych, poniedziałkowych rozmów w jej ogrodzie. Jak się okazuje Agniezka musiała na chwilę wyjechać z domu, ale czeka na mnie jej mąż Rafał. Jedziemy do pobliskiego Labiryntu Bliziny. – Chcesz spać w labiryncie, śmieje się Rafał.
W labiryncie z kukurydzy nie chcę spać, ale bardzo interesująco słucha się Rafała o tym jak powstaje takie pole pełne dróżek w których można się zagubić.
Posłuchaj rozmowy z Rafałem Żukowskim
Gdybyśmy spojrzeli na 4 hektarowe pole z góry, to ścieżki układają się we wzór zamku w chmurach. Projekt stworzył Adrian Fischer.
– A może tak będziesz spał pod mostem, kusi Rafał Żukowski.
FINAŁ
To już koniec wojaży z prędkością 16km/h. Lipiec minął, a w sierpniu rowerową radiową przygodę będą proponowali słuchaczom Rafał Kątnik i Tymoteusz Kobiela. Spotkaliśmy się w rozgłośni, żeby porozmawiac o ich planach i moich wrażeniach. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy gościli mnie u siebie, za ogrom życzliwości, sympatyczne rozmowy i po prostu dobry czas. Uciekam na wakacje, chociaż wydaje mi się że ja już miałem wakacje.
Posłuchaj rozmowy z sierpniową ekipą radiowej audycji rowerowej: