Sierpień jest miesiącem trzeźwości. Jednak niektórzy turyści na urlopie piją dużo alkoholu. Często zdecydowanie za dużo, uprzykrzając w ten sposób życie wszystkim dookoła. Dlaczego urlop bywa postrzegany jako czas, w którym „pobiera się procenty”? Odpowiedzi na to pytanie poszukiwali Joanna Matuszewska i psycholog Adam Mańkowski.
Adam Mańkowski wskazywał, że źródła przyzwolenia na nadużywanie alkoholu w trakcie urlopu należy szukać w podejściu do niego na co dzień.
– To wiąże się bezpośrednio z rolą alkoholu w naszej kulturze jako takiej, nie tylko kulturze odpoczywania. Alkohol jest wszędobylski, dotyczy nas na co dzień, szczególnie wtedy, gdy pozwalamy sobie na więcej luzu, a czasu robi się więcej. Na wakacje bardzo często pakujemy do walizki przede wszystkim klapki, kąpielówki i właśnie butelkę alkoholu – wyjaśniał.
ABSTYNENT JAKO „TEN ZŁY”
Picie alkoholu na urlopie mało kogo dziwi. Przeciwnie, ludzie bywają bardziej zaskoczeni, gdy słyszą, że ktoś odmawia „kieliszka”.
– Jeśli znakomita większość pije, to osoby niepijące wydają się podejrzane. Od razu pojawia się dużo skojarzeń i niekoniecznie miłych konotacji. Zakłada się, że ta osoba ma coś do ukrycia, dlatego nie chce, żeby alkohol „rozwiązał jej język”. Kulturowo i psychospołecznie niestety jesteśmy uwarunkowani na to, że wolny czas spędza się przy alkoholu. Niezależnie od tego, co się dzieje: czy celebrujemy, czy chcemy zażegnać z kimś konflikt albo dobić interesu, pojawia się alkohol. Dobrze jest mieć ze sobą „coś” i nie mówię o oranżadzie czy soku malinowym. Jednak w perspektywie psychologów, zajmujących się kwestią uzależnień, widzimy pewien trend „na plus” – podkreślał psycholog.
POSŁUCHAJ CAŁEJ ROZMOWY: