Przejechał 700 km rowerem, niemal samotnie przepłynął prawie całą Amazonkę, a na koniec pobiegł dystans dwóch maratonów. Marcin Gienieczko był gościem Radia Gdańsk. Trójmiejski podróżnik opowiadał na naszej antenie o swojej wyprawie, książce, kontrowersjach wokół rekordu Guinnessa i nieprzychylnych osobach w środowisku podróżniczym.
– Jestem z Trójmiasta, mieszkałem w Gdańsku i Gdyni, ale pływałem na statkach. W trakcie pływania, po nocnych wachtach, pisałem. Przelewałem na papier to, co przeżyłem na Amazonce. Książka kosztowała mnie praktycznie trzy i pół roku pracy. W pisaniu to jest tak, że nim się zrealizuje jakiś duży projekt, on musi odpocząć, żeby nabrał rumieńców w dalszym krzepieniu przelewania swoich myśli – mówił gość Radia Gdańsk.
Marci Gienieczko szczegółowo wyjaśnił, jak wyglądały poszczególne etapy jego podróży. – 405 km przepłynąłem z partnerem Gadielem Sanchezem Riverą. A później od Atalya do miejscowości Belém do Pará realizowałem samotny spływ, gdzie na poszczególnych etapach spotykałem się z moim partnerem logistycznym i marynarką brazylijską, bo ona mnie też wspierała. Wcześniej 700 km na rowerze, 6000 km kanoe i później 80 km biegu. Dlatego to był taki triathlon – wyjaśnił.
Podróżnik odniósł się także do kontrowersji wokół gdyńskich Kolosów. W 2016 roku Kapituła Kolosów odebrała Marcinowi Gienieczce honorowy tytuł wyróżnionego. – To był dla mnie niebezpieczny etap. Byłem pomawiany przez środowisko, członka kapituły Piotra Chmielnickiego, który za plecami bardzo dużo przykrych rzeczy mi zrobił. Muszę zawsze się tłumaczyć i z tym walczyć, dlatego chciałem, żeby ukazała się moja książka. Próbowano mi odebrać rekord Guinnessa, po moich interwencjach okazało się, że posiadam ten rekord na pięć lat. Teraz przed wydaniem mojej książki okazało się, że jest na tyle niebezpieczna, że chcieli ją zablokować i jednocześnie znowu odebrać rekord Guinnessa. To jest absurd, to jest śmieszne, walczymy o wolność słowa, wolność mediów, a ludzie blokują różnego rodzaju informacje. To jest dla mnie bardzo przykre. Przeżyłem trudny etap i on się czasami toczy kołem. Dlatego chciałem pewne rzeczy wyjaśnić ostatecznie – podkreślał.
Bieg w stronę plaży Carananduba (fot. archiwum prywatne)
Marcin Gienieczko mówił także o bardzo o dużym wsparciu Polskiego Komitetu Olimpijskiego. – To jest najważniejsza organizacja sportowa, ważniejszej nie ma. Polski Komitet Olimpijski bardzo mocno mnie wspierał. Pan Andrzej Kraśnicki, pan Andrzej Braiter, który też jest członkiem PKOl. – wyliczał. – PKOl. sprawuje patronat nad moim kolejnym projektem – nad przejściem Antarktydy przez Biegun Południowy – dodawał podróżnik.
Posłuchaj całej rozmowy:
mm