Rosną „na dziko” w mieście i, jak co roku o tej porze, uginają się pod ciężarem owoców. Zbiory jabłek, śliwek czy rokitnika świetnie nadają się do przygotowania przetworów. Gdańszczanie chętnie korzystają z tej możliwości.
Co oczywiste, zbierając owoce z drzew rosnących w mieście, najlepiej unikać miejsc przy ruchliwych drogach. – Z rur wydechowych samochodów wydostają się metale ciężkie, jak kadm, ołów czy związki rtęci, które mogą kumulować się na roślinach. Owoce nie są długo wystawione na ich działanie, bo czas ich powstawania z zapłodnionych kwiatów trwa kilka tygodni bądź dłużej. Ilość metali ciężkich nie jest więc dużym problemem, jeśli owoce zostaną dokładnie umyte. Jednak jak już mamy je zbierać, lepiej robić to w innych miejscach, z dala od ulic – mówi dr hab. Piotr Rutkowski z Katedry Taksonomii Roślin i Ochrony Przyrody na Wydziale Biologii Uniwersytetu Gdańskiego.
Jak dodaje, choroby, które dotykały ludzi w związku z działaniem metali ciężkich najczęściej wiązały się z częstym spożywaniem ryb żyjących w skażonych wodach. Choroby związane z przekroczeniem norm kadmu, rtęci czy manganu dotyczyły głównie Japonii i Stanów Zjednoczonych. Mimo to zaleca unikanie zbiorów przy drogach i dokładne mycie owoców.
WIELE DZIKICH DRZEW OWOCOWYCH ROŚNIE NA MORENIE I W POŁUDNIOWYCH DZIELNICACH GDAŃSKA
Pani Karolina robi z miejskich dzikich owoców między innymi dżemy, soki i nalewki. Wykorzystuje głównie mirabelki.
– Drzewka mamy właściwie na wyciągnięcie ręki, ale trzeba ich szukać w odpowiednim miejscu, nie blisko ulicy, najlepiej na obrzeżach osiedli czy na terenach leśnych. Sporo takich miejsc jest na przykład na Morenie. Te owoce są smaczne, dojrzałe, mięsiste, słodkie i wychodzą z nich pyszne przetwory – zaznacza.
Sporo dzikich drzew owocowych rośnie też w południowych dzielnicach Gdańska. – Tam, gdzie teraz są blokowiska, a kiedyś były sady i ogródki przydomowe można trafić na wiśnie, czereśnie czy jabłka. Wszystkie nadają się na przetwory. Z jabłek można zrobić mus do ciast, a jeśli chodzi o nalewki, to świetnym materiałem są mirabelki, których zwłaszcza w tym roku jest bardzo dużo. Można próbować też specjałów z rokitnika. Nie wszyscy wiedzą, że ta roślina jest bardzo smaczna. Rokitnik nazywany bywa syberyjskim ananasem. W tym roku też jest go dużo właśnie w południowych dzielnicach miasta. W tym roku planuję zrobić również nalewkę z jarzębiny, spacerując po łąkach, znalazłem odpowiednie drzewko. Zastanawiam się też nad nalewką z czarnego bzu. Z jego owoców można też zrobić mus czy dżem – opowiada pan Michał.
POZOSTAŁY PO DAWNYCH SADACH I DZIAŁKACH
Miejskie drzewa owocowe najczęściej są pozostałościami po dawnych sadach czy ogródkach działkowych. Mimo braku regularnych zabiegów pielęgnacyjnych, w tym przycinania, potrafią obficie owocować. Z czasem owoce mogą być mniejsze i nawet różnić się w smaku, ale dla ich jakości nie ma to znaczenia.
– W starych sadach mogą być nawet odmiany jabłoni czy grusz, które kiedyś były modne. Ich owoce smakowo mogą się różnić, ale na pewno są zdrowe, a nawet zdrowsze niż owoce z niewiadomego źródła. Chodzi na przykład o owoce sprzedawane w sklepach. Są one długo przechowywane, a więc wcześniej poddawane zabiegom, by ładnie wyglądały. Jednak ich smak może być mniej wyrazisty – mówi dr hab. Piotr Rutkowski. Dziko rosnące drzewa owocowe nie są też opryskiwane środkami owadobójczymi, dzięki czemu zawierają mniej niepożądanych związków.
Aleksandra Nietopiel/MarWer