Siedem osób zmarło, a ponad trzysta zostało rannych. Dziś mija 30. rocznica tragicznego pożaru w hali widowiskowej Stoczni Gdańskiej. Po trwającym szesnaście lat procesie stwierdzono, że przyczyną było podpalenie, ale sprawców nie ustalono.
Ogień wybuchł około godz. 21:00. Pod drewnianą trybuną w głębi sali zapaliły się materace. Mimo interwencji ochrony, nie udało się ich zgasić. Otwarte dla publiczności koncertu było tylko jedno wyjście. Część osób nie zdołała uciec przed ogniem, spanikowani ludzie tratowali się.
TRWAŁ KONCERT
Poparzony w czasie pożaru Rafał Borowski widział ogień w kilku miejscach. – Gdy obróciłem się przez prawe ramię, zobaczyłem płomienie sięgające około metra. To były dwa czy trzy ogniska płomieni, a więc już nie były to przelewki. Przy samych trybunach, gdzie się paliło, zrobiło się trochę mniej tłoczno, młodzież kierowała się w kierunku głównych drzwi – wspomina Borowski.
– Gdy tylko zobaczyłem pierwsze płomienie, postanowiłem nie czekać na rozwój wydarzeń, tylko jak najszybciej stamtąd wyjść. Jak się okazało, była to dobra decyzja – dodał Jarosław Turbiarz z Golden Life, czyli członek zespołu, po którego koncercie wybuchł pożar.
Posłuchaj reportażu „Wyjście z piekła” Marzeny Bakowskiej, w którym o swoich doświadczeniach opowiedzieli uczestnicy i świadkowie pożaru:
Halę podpalono w czasie transmisji z Berlina rozdania nagród MTV. – Nielicznym udało się bez uszczerbku pokonać swoisty slalom zgotowany przez organizatorów koncertu. O leżących potykali się następni. Rosnący stos był przypierany do zamkniętych drzwi bocznych. Wielu leżących ludzi tłum wypychał przez otwarte główne drzwi, a potem tratował na płytach chodnika, przypierając do podmurówki i siatki ogrodzenia – czytamy w raportach Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Gdańsku.
– Od strony głównego wyjścia z hali prowadzącego na chodnik o szerokości około 2,5 m, ograniczony z jednej strony murem stoczniowym, z drugiej zaś podmurówką i płotem z siatki rozpiętej na stalowych ramach, znajdowało się wysokie na 1,5 m kłębowisko ludzi (…) Za tym stosem szamotali się ludzie, którzy w panice usiłowali znaleźć wyjście z ogniowej pułapki. Część z nich gołymi rękami próbowało wyrwać rozsuwane skrzydła boczne bramy wejściowej – zamknięte na kłódkę – zbudowane z mocnych, stalowych krat – dodano w raporcie.
13-letnia Dominika było jedną z dwóch ofiar, które poniosły śmierć na miejscu tragedii. Przy ul. Jana z Kolna zginął także Wojciech Klawinowski, operator telewizji Sky Orunia. Wrócił do płonącej hali, by wynieść z niej sprzęt telewizyjny. W wyniku ciężkich obrażeń w szpitalach zmarło pięć osób. Wśród nich było dwóch ochroniarzy, którzy wynosili z płonącej hali nieprzytomne osoby. Pozostałe to młodzi uczestniczy koncertu.
Sprawcy lub sprawców podpalenia nigdy nie udało się schwytać.
SETKI POSZKODOWANYCH
Poszkodowani trafili do szpitala Akademii Medycznej w Gdańsku. Przyjmowała ich doktor Hanna Tosińska-Okrój, która mówi, że pamięta tamte wydarzenia jakby zdarzyły się wczoraj.
– Nie byliśmy przygotowani na tak dramatyczną sytuację. W izbie przyjęć działy się dantejskie sceny. Pamiętam wielu młodych ludzi, oparzone twarze, oparzone ręce, kłębowisko ciał, krzyk, ból. Dosłownie piekło. Do tego brakowało nam wówczas opatrunków i sprzętu. W pierwszych sekundach staliśmy bezradni – wspomina Hanna Tosińska-Okrój, ówczesna kierowniczka Kliniki Chirurgii Plastycznej i Leczenia Oparzeń Akademii Medycznej w Gdańsku.
PAMIĘĆ O OFIARACH WCIĄŻ TRWA
W hołdzie ofiarom tragedii zespół Golden Life nagrał utwór pod tytułem „24.11.94”. W miejscu, w którym była jedyne otwarte wyjście z płonącej hali, ustawiono pomnik, składający się z dwóch kolumn i metalowej belki. Na belce znajduje się fragment refrenu tego utworu: „Życie choć piękne tak kruche jest, zrozumiał ten, kto otarł się o śmierć”.
W rocznicę tych tragicznych wydarzeń, w niedzielę 24 listopada o godz. 13:00, przedstawiciele władz Gdańska zapalą znicze przed Pomnikiem Ofiar Pożaru.
RG
Przeczytaj też:
Konferencja naukowa w przeddzień rocznicy tragicznego pożaru w hali Stoczni Gdańskiej