Były prezes Grupy Lotos, Paweł Olechnowicz, krytykuje fuzję tej spółki z PKN Orlen. W wywiadzie dla portalu wnp.pl twierdzi, że „to ostatni moment”, by ją zatrzymać. Jednocześnie nie określa się jako przeciwnika prywatyzacji firmy.
Paweł Olechnowicz był prezesem Grupy Lotos w latach 2002-2016. W tamtym czasie wiele mówiło się o potencjalnym przejęciu spółki przez inne podmioty.
„Nie powinniśmy być przywiązani, jeżeli nowy kapitał wejdzie i wprowadzi znak, który da jeszcze lepszą wartość” – przytaczał jego wypowiedź portal forsal.pl. – „Osobiście jestem w stanie dogadać się z inwestorem, jaką markę ma nosić firma po wprowadzeniu większościowego inwestora i to na dzisiaj nie jest problemem – dodał. Zastrzegł jednocześnie, że znak „Lotos” jest tak poważnym znakiem, że zdziwiłby się, „gdyby ktoś się zabierał do jego zmiany, bo będzie na tym tracił” – czytamy dalej.
KIEDYŚ BYŁO INACZEJ
W aktualnym wywiadzie dla portalu wnp.pl potwierdza, że „nie jest przeciwnikiem prywatyzacji”. – Sam opracowałem różne warianty pozyskania finansowania dla Lotosu. Było to jeszcze za czasów ministra Jacka Sochy – przypomina.
Przeszłość przypomina też przeprowadzająca rozmowę Aleksandra Helbin. – Obejmował pan stery w Lotosie w 2002 roku, w czasie próby sprzedaży Rafinerii Gdańskiej. Później była próba przejęcia – z Rosjanami w tle, a z kolejnymi ministrami Skarbu Państwa powracały również koncepcje łączenia Lotosu z Orlenem – czytamy na portalu wnp.pl.
– To nie jest łączenie dwóch firm. Zasadniczym pytaniem tu jest, co leży u podstaw likwidacji firmy, która ma bardzo dobre wyniki i jest jedną z lepszych w indeksie WIG20? Jakie są podstawy, żeby realizować program, który – i to podkreślę – nie jest programem fuzji ani przejęcia, tylko programem parcelacji Lotosu – odpowiada Olechnowicz. – Dodatkowo poprzez tę transakcję, Orlen wprowadza na rynek trzech konkurentów, bardzo niebezpiecznych graczy – Saudi Aramco, MOL i Unimot. – dodaje.
– Owszem, gdy przyszedłem w 2002 r. do rafinerii, faktycznie był to mały, niedoinwestowany zakład i wtedy był czas na takie decyzje, wtedy można było ją włączyć do Orlenu, zamiast prywatyzować – wspomina dalej. – Zorientowałem się jednak, że wówczas w tej transakcji – w podtekście – było przekazanie tych aktywów innym graczom, bardziej wschodnim niż zachodnim, co nie było politycznie bezpieczne dla polskiej gospodarki. Dlatego zdecydowałem się na znalezienie nowego modelu biznesowego dla rafinerii, innej ścieżki rozwoju. Zbudowaliśmy model koncernu pionowo zintegrowanego. Oczywiście każdą nogę tego biznesu trzeba było odpowiednio rozwinąć i doinwestować, ale udało nam się do tego przekonać właściciela, czyli Skarb Państwa – wyjaśnia.
DEMAGOGIA I LISY
Twierdzenie, że „tylko jeden czempion ma szansę na rynku” były prezes Lotosu nazywa „demagogią”. – Ci, którzy tak twierdzą, dla jakichś powodów zdecydowali o zaoraniu Lotosu, wspaniałej firmy – przekonuje.
Współpracę PKN Orlen z Saudi Aramco nazywa później „wpuszczeniem stada lisów do kurnika”, a przejęcie Lotosu przez płocki koncern „wielką tragedią obywatelską i osobistą”.
oprac. mrud