Pomorskie lasy nadal są spustoszone po styczniowych nawałnicach. Wichury, które przeszły przez nasz region w połowie stycznia, a potem pod koniec tego miesiąca sprawiły, że wiatrołomy spotkać można prawie na każdym kroku.
Leśnicy przyznają, że ostatni raz nawałnica przyniosła tak znaczne zniszczenia w 2017 roku. Jednak tym razem charakter uszkodzeń jest zupełnie inny.
– Drzewa nie są uszkodzone powierzchniowo. To pojedyncze sztuki rozproszone na dużym obszarze – mówi Piotr Kamiński z nadleśnictwa Kolbudy.
WIATROŁOMY UTRUDNIAJĄ PORUSZANIE SIĘ PO LESIE
Mieszkańcy często narzekają na to, że przez las miejscami niełatwo jest przejechać lub przejść. – Nie sprzątają. Jednak chodzą panie i rodziny z wózkami. Warto posprzątać – mówią.
Największe straty w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Gdańsku poniosły nadleśnictwa Kartuzy, Kościerzyna, Lipusz i Kolbudy. Łącznie dziesięć hektarów trzeba będzie odtworzyć, a 63 tysiące metrów sześciennych drewna pochodzącego z wiatrołomów to dwie trzecie tego, co w ciągu roku pozyskuje przeciętne nadleśnictwo. W niektórych miejscach doraźne prace przy udrażnianiu szlaków zostały już wykonane, ale w większości przypadków dopiero mają się zacząć.
– Mają miejsce perturbacje związane z początkiem roku. Jesteśmy trochę opóźnieni w związku z późniejszym wyborem zakładu usług leśnych, który będzie dla nas pracował. Kolbudy mają to już za sobą, będziemy mieli bardzo szybko to zrobione – zapowiada Piotr Kamiński.
BRAKUJE PILARZY
Pilarze, z którymi rozmawiał nasz reporter, przyznają, że brakuje rąk do pracy, bo – jak twierdzą – młode pokolenie do zawodu się nie garnie.
Według leśników uprzątanie większości wiatrołomów potrwa do końca lutego, a w niektórych przypadkach nawet do końca marca.
W ostatnich dniach stycznia żywioł pozbawił prądu ponad 100 tysięcy gospodarstw. Strażacy interweniowali ponad 2500 razy.
Sebastian Kwiatkowski/MarWer