To mogło się zdarzyć każdemu. Czteroletni Mikołaj z Elbląga, w przedszkolu jedząc drugie śniadanie, zakrztusił się winogronem. Chłopiec jest w śpiączce i potrzebuje drogiej rehabilitacji. Jego mama Michalina Orzeł z trudem wraca do wspomnień z dnia nieszczęśliwego wypadku.
– Nie było mnie wtedy przy nim. Przecież miał być bezpieczny. Tymczasem, zdarzyło się to, czego panicznie boi się każdy rodzic. Mój synek miał wypadek. W przedszkolu, podczas śniadania, Miki zakrztusił się winogronem. Zbyt późno wezwano pomoc, długie niedotlenienie i tragiczny skutek. Prawie straciłam dziecko. Miki przeżył, ale zapadł w śpiączkę. Walczymy, by go obudzić – mówi Michalina Orzeł, mama Mikołaja.
NAJPIERW GDAŃSK, POTEM WARSZAWA
Dwa zespoły karetki pogotowia ratowały chłopca, najpierw trafił do szpitala w Gdańsku, później do kliniki „Budzik” w Warszawie. Po ponad pół roku, gdy chłopcu przywrócono minimalna świadomość wrócił do domu w Elblągu.
– W szpitalach dobrze się nami zaopiekowali, niczego nie brakowało mi ani Mikołajowi. Teraz wróciliśmy do domu, nie mamy żadnej pomocy, sprzęt i leki musimy opłacać sami. Sama rehabilitacja to tygodniowo koszt 1 tysiąca złotych – dodaje mama Mikołaja.
Rodzina zorganizowała zbiórkę na stronie „siepomaga”. Potrzebne są środki na kosztowną rehabilitacje i specjalistyczny sprzęt. Do pomocy włączył się też elbląski samorząd, który zorganizował zbiórkę w miejskich przedszkolach.
Marek Nowosad/aKa