Sukcesem zakończył się rejs pierwszej radiowej załogi, która pokonała nową drogę wodną z Zatoki Gdańskiej przez Mierzeję na Zalew Wiślany. Wyprawa była pełna wrażeń – bo wiadomo, że na morzu, jak to na morzu, wydarzyć się może wszystko. Musieliśmy zatem zmierzyć się z awarią silnika, później z problemami z łącznością, aż po pusty bak paliwa w drodze powrotnej i holowanie przez łódź policyjną z Sobieszewa do Górek Wschodnich.
– Pomimo takich przygód popłynęlibyśmy natychmiast po raz kolejny, gdyby nie trzeba było wrócić do pracy w redakcji – mówi bez wahania Anna Rębas, reporterka i publicystka morska z Radia Gdańsk, członek naszej radiowej załogi.
START WCZESNYM RANKIEM
Niedziela była pierwszym dniem, w którym żeglarze, rybacy i właściciele rozmaitych jednostek pływających mogli pokonać drogę wodną, potocznie zwaną „przekopem” i wypłynąć przez nowy polski kanał bez proszenia o zgodę Rosjan. – Zresztą, taka prośba i tak pozostałaby bez odpowiedzi, ponieważ od 24 lutego, czyli od momentu napaści na Ukrainę, Rosja żadnych zezwoleń na przepłynięcie na zalew nie wydawała, a Polacy nawet nie zamierzali jej o to prosić – powiedział naszej reporterce elblążanin, który w niedzielę przypłynął tu z rodziną i przyjaciółmi jachtem.
AWARIA NAPĘDU ŁODZI
Rejs naszych dziennikarzy obfitował w niespodzianki, ale ze wszystkimi problemami (a niektóre były naprawdę poważne) sobie poradzili. Oto relacja naszej radiowej koleżanki, reporterki i publicystki morskiej Anny Rębas, która nie tylko uczestniczyła w rejsie, ale też rozmawiała z innymi żeglarzami i ludźmi morza oraz zbierała ich opinie o tej nowej drodze wodnej.
– Poranek w Twierdzy Wisłoujście minął nam na próbie uruchomienia silnika jachtu. Poprzedniego dnia jeszcze działał, niestety o poranku, 18 września, nie chciał już „kręcić”. Podjęliśmy kilka prób (trwało to około 1,5 godziny) walki z urządzeniami, które miały pomóc wypłynąć naszej łodzi na Zatokę Gdańską. Niestety, nasza dziesięciometrowa „Bavaria” odmówiła posłuszeństwa. Zdecydowaliśmy jednak, że przepłynięcia „przekopu” nie odpuścimy. Po szybkiej naradzie stwierdziliśmy, że musimy znaleźć coś, czym moglibyśmy popłynąć i co bezpiecznie dowiezie nas na Mierzeję, pozwoli przejść przez śluzę i wrócić do Gdańska. Wybór padł na pięciometrową łódź pontonową typu Ribb z silnikiem. Czas naglił, a odległość z Twierdzy Wisłoujście do zamierzonego celu była spora. Na samym starcie mieliśmy już dwie godziny opóźnienia, a zamierzaliśmy przed południem przedostać się na drugą stronę Mierzei – opowiada Anna Rębas.
PROBLEMY Z ŁĄCZNOŚCIĄ
Stefan, Michał i Paweł z klubu 77 Racing sprawdzili, czy w baku pontonu jest wystarczająca ilość paliwa, by pokonać wyznaczoną drogę i w końcu załoga wystartowała. Ribb, którym ostatecznie popłynęli radiowcy, to dość duży ponton z silnikiem – a właściwie motorówka pontonowa ze sztywnym dnem, często używana przez wojsko, Straż Graniczną, policję czy Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Jest to bardzo szybka jednostka.
– Bez chwili namysłu wyruszyliśmy na Zatokę. Łódka dowiozła nas do przekopu. A tam niestety napotkaliśmy na kolejny kłopot, a mianowicie nie mogliśmy nawiązać łączności z kapitanatem. A było to niezbędne do kontynuowania podróży. Na dwóch kanałach my słyszeliśmy kapitana, ale on nas nie. Poprosiliśmy o pomoc załogę znajdującej się w pobliżu jednostki Morskiego Oddziału Straży Granicznej, funkcjonariusze w naszym imieniu wywołali kapitanat oraz podali wszystkie parametry łodzi i liczbę osób na pokładzie. W ten sposób udało nam się otrzymać zgodę na wejście przez port osłonowy do śluzy. Przydzielono nam numer 11, po czym ustawiliśmy się w kolejce, przy prawym brzegu, za drewnianym, historycznym jachtem Legia, na którym pływał pułkownik Kukliński w czasach zimnej wojny. Ta łódź jest obecnie pływającym eksponatem Muzeum Zimnej Wojny w Warszawie i także w tym symbolicznym dniu zamierzała pokonać przekop. Oczekiwanie dobiegło końca i o godz. 10:30 zgromadzone w śluzie jachty dostały sygnał do odcumowania i prześluzowania na drugą stronę. Cała operacja trwała zaledwie kilka minut, dość szybko wypłynęliśmy więc na wody Zalewu Wiślanego. Ponieważ otrzymaliśmy zaproszenie do wejścia na jacht pułkownika Kuklińskiego, nie traciliśmy czasu na Zalewie, zawróciliśmy i ponownie stanęliśmy tuż za jachtem, na pokład którego postanowiliśmy wejść – relacjonuje Anna Rębas.
– Korzystając z uprzejmości kapitana historycznego jachtu Legia w drogę powrotną z Zalewu na Zatokę, przez śluzę, udaliśmy się na pokładzie tej właśnie jednostki. Było to niesamowite przeżycie , widzieć tylu ludzi zgromadzonych na falochronach. Po przejściu śluzy wróciliśmy na swojego ribba. Nasz ponton umożliwiał nam podpłynięcie do innych żeglarzy i rozmowę na temat przekopu – opowiada Anna Rębas.
SPOTKANIE Z MINISTREM
Po drodze radiowa załoga zauważyła na brzegu spacerującego po falochronie ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka. Nasza reporterka nie mogła więc nie wykorzystać tak doskonałej okazji do rozmowy. Okazało się, że minister był tego dnia zupełnie prywatnie, został po uroczystościach, które odbyły się dzień wcześniej, by dokładniej przyjrzeć się inwestycji i porozmawiać z okolicznymi mieszkańcami i żeglarzami.
– Nie chciał, by go rozpoznano, więc dla niepoznaki założył strój sportowy. Ale, jak widać, i tak się nie udało – opowiada Anna Rębas.
Ponieważ minister miał sporo do opowiedzenia, rozmowa nieco się przedłużyła i trwała aż do momentu, gdy podano kolejny komunikat o śluzowaniu.
Posłuchaj rozmowy z ministrem Andrzejem Adamczykiem:
Po odwiedzinach na pokładzie „Legii” ustawiliśmy się naszą motorówką ponownie przy zachodnim falochronie, oczekując sygnału do przejścia. Tym razem wspólnie z nami czekało aż kilkadziesiąt jachtów, które przypłynęły tu z zalewu. Wśród nich byli właściciele przepięknych, drewnianych Pomeranek z Jastarni.
– Ta nowa droga to dla nas skarb. Nieoceniony prezent, z którego będziemy korzystać. W końcu normalnie można dopłynąć na zalew, w tej chwili po dziewięciu godzinach jesteśmy w Elblągu – powiedział Jan Gwardzik z Jastarni.
Posłuchaj rozmowy z Janem Gwardzikiem:
W drodze na zatokę naszej reporterce udało się porozmawiać jeszcze z kilkoma właścicielami łodzi i jednej tratwy o nazwie Pielgrzym. Płynęli nią przedstawiciele Ligi Morskiej i Rzecznej, a także miłośnik morza, emerytowany górnik w galowym stroju.
NIESPODZIEWANY I PRZYMUSOWY POSTÓJ
– Chętnych do rozmowy było wielu, zwłaszcza wśród czekających na falochronie wschodnim i zachodnim. Jednak granatowe niebo trochę nam ten pobyt skróciło, bo obawialiśmy się burzy w drodze powrotnej. Ale to nie burza zaskoczyła nas na wysokości Górek Zachodnich, a… pusty bak paliwa. Mieliśmy dopłynąć do twierdzy, a musieliśmy się zatrzymać tuż przed wejściem do portu. Na szczęście pomógł nam patrolujący wody policjant z Sobieszewa. Za wsparcie i hol składamy mu ogromne podziękowania. Po powrocie do twierdzy zgodnie stwierdziliśmy, że był to bardzo udany dzień. I od razu zapragnęliśmy kolejnego rejsu. Śluza, obsługa, atmosfera – wszystko było wspaniałe. Oczywiście zawsze coś można poprawić, jak choćby warto byłoby pomyśleć nad skróceniem czasu oczekiwania dla małych jednostek w śluzie na przejście na drugą stronę. Bo w tym czasie nic nie można zrobić, oprócz robienia zdjęć załodze, nie mówiąc już o wyjściu na brzeg. Po wpłynięciu do śluzy jesteśmy jakby w niej „uwięzieni”, aż do momentu, gdy nie otworzą się wrota. Ale nie nudziliśmy się – wspomina reporterka Radia Gdańsk.
POSŁUCHAJ RELACJI Z REJSU:
Anna Rębas/raf