Porodówka w Miastku zostaje. Przynajmniej na razie. Władze miasta i szpitala oficjalnie nie chcą zamknięcia oddziału położniczo-ginekologicznego, ale może ich do tego zmusić sytuacja finansowa placówki. W czwartek podczas obrad komisji zdrowia rady miejskiej zarówno burmistrz Danuta Karaśkiewicz, jak i prezes szpitala miejskiego w Miastku Beata Kiempa zapewniały, że decyzja o zamknięciu porodówki nie zapadła i na razie nie zapadnie.
– To bardzo trudna sytuacja. Wciąż prowadzimy rozmowy. Z mojej strony nie ma zgody, żeby zlikwidować porodówkę w Miastku, chociaż liczby są nieubłagane – mówiła burmistrz Miastka Danuta Karaśkiewicz.
NIE WIERZĄ W DEKLARACJE
Położne z oddziału oraz kobiety, które przysłuchiwały się obradom, nie do końca wierzyły w deklaracje, że likwidacji porodówki nie będzie.
– Część osób skrzyknęła się przez internet. Deklaracja, że nie będzie likwidacji nas cieszy, ale jak będzie, to chyba nikt nie wie. Nie widzę żadnych wyników planu naprawczego. Wszystkie panie powinny bronić tego oddziału – mówiły kobiety.
PRAWIE DWA MILIONY STRAT
Oddział ginekologiczno-położniczy przyniósł już szpitalowi w Miastku prawie 2 miliony złotych strat. Przychodzi tu na świat około pół tysiąca dzieci rocznie. By oddział się bilansował finansowo, porodów musiałoby być około 1200. Potrzeba też inwestycji w wyposażenia, których koszt jest szacowany na 1,5 mln złotych.
PROBLEMY KADROWE
Niepewna jest też sytuacja kadrowa oddziału. Część lekarzy chce odejść z Miastka, 6 z 18 pielęgniarek i położnych jest w wieku emerytalnym. Placówka konkuruje z lecznicami w Słupsku, Bytowie i Szczecinku. Niewykluczone, że docelowo szpital w Miastku zlikwiduje porodówkę, zostawiając część ginekologiczną oddziału. Podzieli w ten sposób rynek usług szpitalnych w powiecie bytowskim pomiędzy Miastko i Bytów. Żadne ostateczne decyzje jednak nie zapadły.
Przemysław Woś/mkul