Z pomorskich rzek zniknął narybek troci wędrownej i łososia atlantyckiego. Winni są kłusownicy, którzy wybili większość ryb… prądem. Ichtiolodzy alarmują – oba gatunki są w tej chwili zagrożone.
– Sytuacja na rzekach jest tragiczna – mówi kierownik Parku Krajobrazowego Dolina Słupi Marcin Miller. – Kłusownictwo to odwieczny problem. Ratujemy tarlaki, przerzucając je spod bariery hydrotechnicznej na drugą stronę. To wyścig, wcześniej mogą zrobić to kłusownicy, którzy nie posługują się widłami, siatkami czy szarpakami, ale prądem.
RYBY ZABITE PRĄDEM
Ichtiolog przyznaje, że dzieje się to w sposób nieumiejętny, przez co giną wszystkie ryby i inne organizmy żywe w rzekach.
– Taka sytuacja jest w Skotawie na Pojezierzu Bytowskim. Mieliśmy tam bardzo dużo narybku troci i łososia atlantyckiego, w tej chwili nie ma nic. Ryby zostały zabite, wytłuczone prądem. To jest coś potwornego, a my jesteśmy po prostu bezradni – twierdzi.
KIEDYŚ BYŁA KRÓLOWĄ RZEK
Podobna sytuacja jest także w Słupi, która do niedawna była królową rzek łososiowatych i trociowatych.
– Są tutaj jedynie pojedyncze egzemplarze. Na punkcie odłowu tarlaków do tej pory odłowiliśmy zaledwie dwie sztuki, a ta ryba jest przecież pod ochroną – dodaje Marcin Miller.
„NIE KUPUJMY TYCH RYB”
Służby, które ochraniają rzeki przed kłusownikami wskazują dodatkowo na jeszcze jedno zagrożenie, o którym nie wiedzą kupujący rybę od kłusowników.
– Nie kupujmy tych ryb, one są chore. Ryby cierpią na wrzodziejącą martwicę skóry, chorują zwłaszcza samce. Z sanitarnego punktu widzenia ta ryba nie nadaje się do jedzenia. Kłusownicy oczyszczają lub filetują je, a na nich są głębokie wżery i ropnie. Nie nadają się absolutnie do konsumpcji – zgodnie twierdzą strażnicy.
Okres ochronny na połów troci i łososia obowiązuje od 1 października do końca grudnia. W tym czasie oba gatunki ryb idą w górę rzek na tarło, by z początkiem stycznia wyruszyć w stronę morza.
Naszemu słuchaczowi udało się nagrać chore ryby pływające w Słupi.
Autor: Łukasz Chowaniec
Marcin Kamiński/pOr