W czasach pandemii wielu przedsiębiorcom trudno jest utrzymać własną firmę, pracowników i dochód na przyzwoitym poziomie. Jedną z branż, która dotkliwie odczuła wprowadzone restrykcje, jest gastronomia.
– To co się stało, zamknięcie lokali, jest dla nas katastrofą. Prowadzimy restaurację wegańską przy jednej z najbardziej uczęszczanych ulic w Słupsku. Jednej z tych, na których do tej pory tętniło życie. Niestety od połowy marca wszystko się zmieniło. Na szczęście nie musiałyśmy zwalniać naszych pracowników i oczywiście prowadzimy swój biznes w tej chwili jak wszyscy, czyli na dowóz – mówią Monika i Kasia, właścicielki słupskiej Falli.
– Nasi pracownicy w większości są na „postojowym”, ale często dzwonią i pytają kiedy albo czy już mogą wrócić do pracy. My mamy tylko nadzieję, że już od 18 maja zaczniemy powoli wracać do normalności. Nasze obroty spadły o prawie 80 procent. Wszystkie inwestycje, w tym nowy sprzęt do kuchni, musiałyśmy odłożyć na lepsze czasy – mówią Monika i Kasia.
BEZ PIENIĘDZY LOKAL TONIE
– Nasza branża jest bardzo specyficzna. Mamy przychody codziennie – w gotówce i płatnościach kartą. Gdy wszystko się kręci i pieniądze są, to na bieżąco płacimy faktury i zobowiązania. Gdy ich nie ma – toniemy. To nie jest biznes, który gromadzi duże oszczędności. Jest wysokonakładowy. Cały czas musimy kupować surowce. Nie możemy gromadzić zapasów, bo produkty tracą świeżość. Nieustannie musimy inwestować, bo zużycie sprzętów, naczyń jest bardzo duże. Teraz część kosztów odeszła, ale tylko część – dodają właścicielki restauracji.
– Gdy 11 marca biznes stanął, straciliśmy z dnia na dzień płynność. Zabrakło bieżących środków, z których w normalnych czasach zapłaciłabym rachunki. Dziś głównym celem jest opłacenie naszych pracowników i finansowanie bieżącej działalności. Nasze wynagrodzenie nie jest w ogóle brane pod uwagę. Nie istnieje. Pracujemy charytatywnie. Trzeba uratować biznes – przyznają restauratorki.
WSPARCIE OD MIASTA
Słupski Ratusz chce obniżyć opłaty za zajęcie pasa drogowego na letnie ogródki. Ma to służyć wsparciu miejscowych barów i restauracji.
– Tego typu rozwiązanie zdecydowanie pomogłoby słupskim gastronomikom w tak trudnych warunkach w jakich się znajdują. Jeszcze w tym miesiącu przedstawię projekt uchwały na sesji rady miasta i mam nadzieję, że nasi radni poprą mnie w tej decyzji – mówi Krystyna Danilecka-Wojewódzka prezydent Słupska.
OGRÓDEK ALBO PRACOWNIK
– Nam zniesienie tej opłaty „ogródkowej” bardzo pomoże. Dla nas to blisko 3 tysiące złotych, a w obecnych czas mieć tyle, a nie mieć, to dużo. To prawie koszt jednego pracownika – dodaje Monika z Falli.
Zjedzenie posiłku w restauracji na razie dla mieszkańców Polski stanowi odległe marzenie. Chodzenie do restauracji może okazać się dobrem luksusowym. Trzymamy kciuki za to, żeby pogoda dopisała, a być może już za chwilę wypijemy kawę w ulubionym knajpianym ogródku.
Posłuchaj materiału dziennikarki Radia Gdańsk:
Joanna Merecka-Łotysz/pb