Mewy to jeden z najczęściej spotykanych gatunków ptaków nad Bałtykiem. Osiedlają się także nieco dalej od brzegu morza – na przykład w Słupsku. Problem robi się wtedy, kiedy z jaj wyklują się młode. Właśnie w tym czasie bezpieczne wyjście na balkon graniczy z cudem. Są duże, krzykliwe, wyjadają śmieci i zostawiają pełno odchodów. Mewy srebrzyste, bo to przede wszystkim o nich mowa, w okresie pomiędzy czerwcem a sierpniem dla wielu mieszkańców miejscowości nadmorskich są prawdziwym koszmarem.
Słupszczanie skarżą się także na pobudki w środku nocy, mewy bowiem zaczynają hałasować już od trzeciej nad ranem.
– To jest tragedia. Skaranie boskie. Trzeba okna zamykać, bo w przeciwnym razie pobudka o 3:30 nad ranem gwarantowana – mówi słupszczanin. – Najgorzej, że poza tym hałasem one potrafią atakować ludzi i zwierzęta, a o odchodach już nie wspomnę – dodaje.
– W zeszłym roku na tarasie własnego domu byłam raz. Pranie wieszaliśmy biegiem, rozglądając się na wszystkie strony, bo mewy pikowały do połowy wysokości drzwi tarasowych – mówi mieszkanka Zatorza w Słupsku. – Jest to ogromny problem, który my, ludzie w dużej części sami sobie zafundowaliśmy, dokarmiając ptaki – zauważa.
SPOSÓB NA WYJŚCIE Z SYTUACJI
Zdaniem biologa z Akademii Pomorskiej w Słupsku dr Brygidy Radawiec istnieje tylko jedna możliwość ograniczenia ich populacji.
– Nie dokarmiajmy tych ptaków. Mniej odpadków i śmieci. Niestety poza tym nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Mewa srebrzysta, czyli ta, która zasiedla nasze miasto jest zwierzęciem, które przywiązuje się do miejsca. Jeśli więc założyła gniazdo na dachu państwa domu, to jest wielce prawdopodobne, że za rok wróci w to samo miejsce – mówi dr Brygida Radawiec.
MEWY NIE POTRZEBUJĄ NASZEJ POMOCY
Ornitolodzy apelują o nie dokarmianie tych zwierząt. Mewy poza okresem silnych mrozów oraz długotrwałych upałów nie potrzebują pomocy człowieka. Przypominają także, że są to ptaki znajdujące się pod ochroną.