Końcówka minionego roku była dla słupskiego schroniska dramatyczna – brakowało pieniędzy na wiele rzeczy, w tym także na leczenie zwierząt. „Gwoździem do trumny” okazał się rachunek za grudniowe ogrzewanie placówki, który wynosił 17 tysięcy złotych.
Potrzebna kwota wpłynęła na konto schroniska już w niecałe pół doby po dramatycznym apelu w mediach społecznościowych. Do piątku udało się zebrać w sumie 48 tysięcy złotych.
– Drżę na myśl o styczniowym rachunku. Zakładając zbiórkę na ten wcześniejszy olbrzymi rachunek za ogrzewanie myślałam sobie, że znów muszę żebrać. Niestety, nie mogliśmy go opłacić z bieżącej dotacji, bo był on za rok miniony. Widziałam, jak z minuty na minutę ta kwota na koncie rosła i tak naprawdę udało się ją zebrać w cztery godziny – mówi Marta Śmietanka, kierownik słupskiego schroniska.
– Na dziś mamy już ponad 48 tysięcy, co pozwoli nam zapłacić styczniowy i być może również kolejne rachunki. Patrząc na to, wiedziałam, że damy radę, że są dobrzy ludzie na świecie i nie jesteśmy sami – dodaje kierownik słupskiego schroniska.
POTRZEB JEST WIĘCEJ
– Niestety, mamy wiele innych potrzeb, które są poza naszą statutową działalnością. Na nie też zmuszeni jesteśmy zakładać kolejne zbiórki i prosić o pomoc tych, którym los zwierząt nie jest obojętny. Dotacje przyznano nam w kwocie 675 tysięcy złotych. Otrzymujemy ją w dwóch transzach. Te pieniądze wystarczą na podstawowe potrzeby placówki, leczenie zwierząt i płace dla pracowników – tłumaczy Marta Śmietanka.
Posłuchaj całej rozmowy z kierowniczką słupskiego schroniska dla zwierząt:
Joanna Merecka-Łotysz/pb