King Kong Szczecin silniejszy od Czarnych Słupsk. Rywale nie dali szans gospodarzom

Grupa Sierleccy Czarni Słupsku ponieśli pierwszą w sezonie porażkę na własnym boisku. Ulegli w hali Gryfia zdecydowanie lepszemu w niedzielę zespołowi Kinga Szczecin 77:92. To był świetny mecz w wykonaniu szczecinian. 

 

To miał być dla gospodarzy trudny mecz, i był. Zespół Wilków Morskich skoczył na Czarnych od pierwszych sekund ostro, zgodnie ze swoim przydomkiem. Kiedy w przeszłości Kingowi często nie szło, prześmiewczo nazywano ich Wilczkami. W niedzielę zachowali się jak prawdziwe Wilki głodne zwycięstw i pokazali kły. Wspomagani przez liczną i dobrze zorganizowaną grupę kibiców ze Szczecina od pierwszych minut narzucili szybkie tempo i fizyczną grę, w której byli zdecydowanie górą.

BYŁA WALKA, EFEKTÓW MNIEJ

Ta przewaga fizyczna, głównie na pozycjach obwodowych, widoczna była w właściwie przez całe spotkanie. Na grę Sherrona Dorseya-Walkera Czarni na pewno byli przygotowani. Ale zaplanować coś, a potem skutecznie wykonać, to dwie zupełnie różne sprawy. To za sprawą właśnie Dorseya-Walkera pierwsza kwarta dała gościom już 10 punktów przewagi, a druga dodatkowe pięć. Walker wprawdzie pod koniec I połowy słaniał się już na nogach, ale zdobył 16 cennych punktów i dał zespołowi potężną zaliczkę.

Druga kwarta meczu zaczęła się od sytuacji rzadko spotykanej na boiskach koszykarskich. W ciągu pierwszej półtorej minuty gracze ze Szczecina popełnili aż pięć przewinień (przy ani jednym rywali). Ale i tego nie potrafili wykorzystać słupszczanie. Jeśli już wywalczyli rzuty wolne, fatalnie pudłowali. Za to Walker był precyzyjny jak szwajcarski zegarek. Przez trzy kwarty trafił 9 z 9 wykonywanych rzutów osobistych. Podobnie jak cały zespół ze Szczecina, który 31 rzutów osobistych wykonał w tym meczu ze świetną skutecznością 84 proc. Czarni trafiali tylko co drugi taki rzut (17/34).
Na boisku było mnóstwo zaciętej walki i momentami mecz mógł się podobać publiczności, która w komplecie zasiadła w hali Gryfia. Czarnym nie można odmówić ambicji. W grze trzymał ich niezawodny Billy Garrett, który punktował ze skutecznością podobną do Dorseya-Walkera. Dalej było jednak gorzej, bo King to nie tylko Walker. Boleśnie mocny był także Amerykanin Stacy Davis. Z kolei Filip Matczak, łatwo uwalniał się od obrońców i świetnie wywiązywał się z wyznaczonej roli strzelca.

Rozgrywający Jakub Schenk wykonał tytaniczną pracę w obronie i skutecznie powstrzymał Marka Klassena. Do tego stopnia, że Kanadyjczyk większość trzeciej kwarty przesiedział na ławce rezerwowych, bo najzwyczajniej niewiele wnosił do gry. Rolę rozgrywającego przejął Garrett, ale to pozbawiło go innych atutów. Wiele piłek nie wpadło Czarnym do kosza, mimo że wypracowywali dobre pozycje. Wspomagani dopingiem Gryfii nadludzkim wysiłkiem odrobili w III kwarcie część strat i kiedy wynik brzmiał 60:66, wydawało się, że King może być w opałach. W tym momencie znów ciężar gry wzięli na siebie Dorsey-Walker i Davis. Kiedy minęła mu pierwsza trema świetne momenty miał także słupski wychowanek z Kinga Kacper Borowski, który ostatecznie przyczynił się do wygranej swojego zespołu 12 punktami.

Wygranej gości nie było by bez dobrej obrony, z której King wyprowadził wiele skutecznych kontr, co podkreślał po meczu trener Arkadiusz Miłoszewski, jeszcze do niedawna asystent w zespole Zastalu Zielona Góra. – I z meczu w Zielonej Górze zapamiętałem, że nawet przewaga 19 punktów to może być na Czarnych za mało. Dlatego musieliśmy być skoncentrowani przez całe spotkanie – podkreślał trener Kinga.
I byli skoncentrowani – zespół i trener. Dosłownie na każdy zryw Czarnych, King reagował kontrą. Trener Miłoszewski dokonywał bardzo trafnych zmian, co w konsekwencji oznaczało jego pełną kontrolę nad tym meczem.

CZY CZAS NA ZMIANY?

Czarni w całym sezonie mają problemy ze skutecznością z linii rzutów wolnych. W tym meczu było jednak najgorzej. Skuteczność 50 proc. oznacza celny zaledwie co drugi rzut i jest to „wyrok śmierci” dla statystyk w przypadku zespołu, który należy do najczęściej faulowanych w lidze. Jednak tłumaczenie porażki źle wykonywanymi rzutami wolnymi byłoby wymówką. King był w tym dniu zespołem lepszym, miał lepszych graczy, liderów oraz dobry pomysły na wyłączenie atutów Czarnych. Pole manewru trenera Mantasa Cesnauskisa wyraźnie się zawęża i jeśli od początku sezonu mówi się o wzmocnieniu słupskiego zespołu, to moment ten bez wątpienie właśnie nastąpił. A może już nawet minął.

W składzie Wilków zagrało za to tylko trzech obcokrajowców, ale dwaj z nich to naprawdę klasowi gracze – Walker i Davis. Z kolei Schenk to obecnie bez wątpienia najlepszy polski rozgrywający. W Słupsku wygrał więc zespół w tym momencie lepszy od większości drużyn w lidze, będący w formie i dowiódł, że równie pewna wygrana przed tygodniem z Anwilem we Włocławku nie była przypadkowa. Jeśli do zespołu zgodnie z planem dojdzie jeszcze dwóch mocnych obcokrajowców, a trener Miłoszewski nadal będzie prowadził zespół z taką energią, to Wilki będą jednym z poważniejszych kandydatów do medali.

Czarni za to muszą szybko przełknąć gorycz porażki, bo za chwilę seria kolejnych ciężkich spotkań, z których każde jest ogromnej wagi. Za tydzień Grupa Sierleccy Czarni Słupsk zagrają mecz w Dąbrowie Górniczej z MKS.

Grupa Sierleccy Słupsk – King Szczecin 77:92 kwarty: 16:26, 22:27, 24:15, 15:24

Czarni: L.Beech III 16 (3×3), Garrett 19(1), Jankowski 8(1), Klassen 19(1), Witliński 1 oraz Musiał 4(2), Young 10, Słupiński 0, Kulikowski 0, Kordalski 0

King: Dorsey-Walker 24(1), Davis 18, Matczak 16(2), Schenk 13(1), Salić 2 oraz Borowski 12, Bartosz 4, Kroczak 0

Krzysztof Nałęcz

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj