Grupa Sierleccy Czarni Słupsk od zwycięstwa z Hydrotruckiem Radom 86:82 rozpoczynają rundę rewanżową rozgrywek Energa Basket Ligii. Znów słupszczanie pokazali ile znaczy waleczność i wiara w sukces.
Było ciężko, było krucho, było prowadzenie Czarnych przez zaledwie 39 sekund w całym 40 minutowym meczu, który przeciągnął się do ponad dwu godzin z powodu licznych przerw w grze. Ale wyniki końcowy jest znakomitym alibi na wszystkie niedociągnięcia.
GOŚCIE ZDETERMINOWANI I WALECZNI
Zespół z Radomia, choć osłabiony i z krótką ławką graczy rezerwowych, był do tego meczu przygotowany bardzo dobrze. Trener Mihailo Uwalin wie jak ukryć wady swoich zespołów i wyciągnąć maksimum zalet. Goście grali więc konsekwentnie pod kosz, a Anthony Ireland i groźny Mike Moore z łatwością łamali pierwszą linię obrony. A że zdarzało Hydrotruckowi całkiem skutecznie rzucić też z dystansu, do przerwy prowadzili różnicą 10 punktów, będąc wyraźnie lepsi. Czarni okazywali wszystkie swoje słabości z ostatnich spotkań – brak skuteczności wyrażany długi minutami bez zdobyczy punktowych, grzeszyli brakiem zespołowości, prostymi startami i problemami z obroną rzutów dystansowych.
SZTURM CZARNYCH PO PRZERWIE
Gra znacząco poprawiła się po przerwie, choć nie od razu. Na ławce bardzo długo przesiedział z czterema faulami Beau Beeach i znów nie było komu zdobywać punktów (cztery minuty III kwarty bez punktów z gry). Pierwszy raz to trafił trójkę w hali Gryfia Marcus Lewis, choć było to jego czwarty mecz. Potrzebował więc na przełamanie aż trzech spotkań, ale trafił od razu pakiet trzech trójek – jedna ważniejsza od drugiej. Ale co ważniejsze pojawił się w składzie Czarnych gracz, potrafiący w ataku wykreować „coś, z niczego”. Efektywnie i efektownie. Ma to „wartość złota” w sytuacji, kiedy atak Czarnych czołga się po parkiecie.
Czarni konsekwentnie odrabiali więc starty w tym meczu i błysnął nawet Marek Klassen, który równo z syreną kończącą trzecią kwartę trafił trójkę na remis 63:63.
W IV kwarcie zaroiło się w słupskiej drużynie od bohaterów. Najpierw Mikołaj Witliński popisał się czymś nieprawdopodobnym. Pięć minut przed końcem przy stanie 71:67 dla rywali, Czarni mieli nieco ponad trzy sekundy na rozegranie akcji z własnej połowy. Piłka trafiła do Witlińskiego, a ten bez namysłu palnął za trzy punkty z odległości 10 metrów. Wielki rzut. Wielki bo ważny i trafiony. Witliński rzucał za trzy zaledwie po raz czwarty w tym sezonie. Trafił, pierwszy raz.
EMOCJE DO KOŃCA
Radomianie nie zamierzali się jednak poddawać. Z wielką determinacją potrafili znów zbudować sześciopunktową przewagę (76:70). Jednak dwie dwie trójki trafił Bartosz Jankowski, jedną Jakub Musiał i o wygranej decydowała dramatyczna końcówka.
I wreszcie Błażej Kulikowski, obok występu którego nie można przejść obojętnie. Spędził on na boisku 4 minuty i 16 sekund i były to może najefektywniejsze cztery minuty w tym sezonie w PLK, a już na pewno w Czarnych. To właśnie jego pierwsze wejście niespodziewanie poderwało zespół do aktywniejszej walki. Z poświęceniem wywalczył piłkę będącą już na aucie, powalczył o zbiórkę w parterze i w krótkim epizodzie zaliczył trzy asysty. Aż dziwne, że nie pojawił się na kolejne minuty, bo wszedł na boisko dopiero 28 sekund przed końcem, zmieniając schodzącego za piąty faul Jakuba Musiała. Kulikowski cudownie odnalazł się pod tablicą radomian, zaliczył zbiórkę w ataku i dobił piłkę do kosza oraz nadzieje Hydrotrucku na wygraną. – Siedzenie na ławce rezerwowych może wydawać się frustrujące, ale nauczyłem się nad tym panować. Trenuję i czekam na szansę – mówił po spotkaniu Kulikowski.
Zdobycie ostatnich 13 punktów Czarnych w tym meczu przez trójkę graczy: Jankowski, Musiał i Kulikowski ma swoją wartość i wymowę. Kiedy młodzi, polscy koszykarze grają dużo i dobrze, zespołowi idzie znacznie lepiej.
CZARNI NA PRZEKÓR WSZYSTKIM
Na pomeczowej konferencji dziwnie zachował się trener Uwalin, który w ogóle nie odniósł się do meczu i zadawanych pytań powtarzając w kółko jak mantrę w różnych odmianach jeden przekaz: „Gratuluję, możecie być z siebie zadowoleni”. Był to chyba wyraz frustracji, bo jego drużyna zagrała bardzo dobrze i była bardzo blisko wygranej.
Z kolei trener Łukasz Seweryn, z ulgą mówił o powrocie do roli asystenta Mantasa Cesnauskisa, któremu kończy się okres zawieszenia. Odpowiedzialność ciążyła na Sewerynie ogromna, a odnosząc trzy zwycięstwa spisał się celująco. Choć podkreśla na każdym kroku jak ważne było wsparcie całego sztabu. Szczególnie aktywny na ławce był Mirosław Lisztwan, a kilka nieszablonowych rozwiązań na kilometr czuć było inspiracją doświadczonego szkoleniowca, który „znika” z ławki trenerskiej, i kto wie, czy trochę nie szkoda.
Gdyby mecz zakończył się przegraną Czarnych byłoby można znaleźć „sto” powodów porażki. Jest wygrana, która cieszy i każe chwalić zespół za waleczność i wiarę w sukces do końca, co jest fundamentem sukcesów tej drużyny w tym sezonie. Szczególnie to cenne, że praktycznie każdy gracz miał swój udział w tym ważnym zwycięstwie.
Słupszczanie podobnie jak w I rundzie, wygraną z Hydrotruckiem otwierają rundę oraz oczy niedowiarkom oczekującym, że Czarni muszą wreszcie zacząć przegrywać. Nic nie muszą. Mocno osadzili się na szczycie tabeli ligi i nie wyglądają, jakby mieli dać się szybko strącić.
Grupa Sierleccy Czarni Słupsk – HydroTruck Radom 86:82 kwarty 16:23, 22:25, 25:15, 23:19
Czarni: Jankowski 9(3×3), Beech 10(1), Klassen 10(1), Witliński 10(2), Garrett 10 oraz Lewis 22(3), Musiał 5(1), Kulikowski 2, Słupiński 2, Young 6.
Radom: Irealnd 8 (1), Moore 17(3), Ostoić 22(1), Zalewski 5(1), Żmudzki 0 oraz Amed Hill 8(2), Lewandowski 10(2), Zegzuła 3(1)
Krzysztof Nałęcz