Grupa Sierleccy Czarni Słupsk znów zwycięscy. Prowadzą w serii play-off z Kingiem Szczecin 2:0

Plan wykonany. Grupa Sierleccy Czarni Słupsk wygrali pierwsze dwa spotkania w hali Gryfia z Kingiem Szczecin i utrzymują przewagę boiska w walce o półfinał play-off w Energa Basket Lidze. W drugim meczu słupszczanie pokonali szczecinian 89:80, ale było to inny mecz niż ten wtorkowy. Zdecydowanie trudniejszy dla gospodarzy.

Rozgrywający Jay Threatt nie pojawił się w ogóle w składzie Kinga, ale nikt chyba nie uwierzył w zgłoszoną oficjalnie kontuzję. To miała być kontynuacja porządkowania sytuacji wewnątrz drużyny, o której po pierwszym meczu mówi trener Arkadiusz Miłoszewski. Sytuacji, w której najdelikatniej rzecz ujmując zespół nie tworzy zgranej grupy. I zabieg ten częściowo się powiódł, bo goście zagrali dużo lepiej niż we wtorek, ale było to za mało by pokonać znów świetny zespół Czarnych Słupsk.

KING ZACZYNA MOCNO

Już początek zwiastował inny przebieg spotkania, gdyż w meczu wtorkowym Czarni w pierwszej kwarcie roznieśli rywali. Tym razem to King rozpoczął żywiołowo, z mocnym naciskiem w obronie i wykorzystaniem swojej najgroźniejszej broni – rzutów za trzy punkty, w czym są drugą drużyną w lidze, jeśli chodzi o skuteczność. Ale Czarni mają już play offową formę i w rzutach trzypunktowych nie tylko nie ustępowali Kingowi, ale wręcz go przewyższali. Na tym tle błyszczy formą Marek Klassen. Kapitan Czarnych rozegrał drugi z rzędu świetny mecz. Znów był nie tylko skuteczny (20 puntów w tym pięć trafionych trójek), ale znów zagrał nieźle w obronie, która nie jest jego mocną stroną. Gracz, który większość kariery spędził w mało znanych klubach kanadyjskich prezentuje się lepiej niż mający za sobą trzy sezony i 70 spotkań rozegranych w NBA Malachi Richardson. Ten ostatni dostał wreszcie więcej czasu gry, wyszedł w pierwszej piątce Kinga i był najlepszym strzelcem zespołu, ale Klassen i tak był lepszy. W drugiej połowie obrona słupszczan nie pozwoliła już Richardsonowi na zbyt wiele, a Kanadyjczyk z kolei znów kilka razy zagrał jak prawdziwy lider.

Ale w pierwszej kwarcie King był trudny do zatrzymania i obrona Czarnych nie funkcjonowała najlepiej. Upływające minuty działały jednak na korzyść gospodarzy i jeszcze przed przerwą wyszli na niewielkie prowadzenie. Indywidualnie i jako zespół są w dobrej dyspozycji. Może jedynie Marcus Lewis wydaje się być nieco rozkojarzony, co przejawia się w banalnych stratach, nie najlepszej skuteczności i braku wykorzystania swoich licznych atutów. Ale wciąż ma ważną rolę w zespole, bo w czwartek rozegrał zdecydowanie najwięcej minut (ponad 35) co podyktowane było koniecznością podjęcia fizycznej walki z mocnymi rywalami (Thomas Davis i Dorsey Walker), zdecydowanie atakującymi kosz Czarnych.

Znów wielką pracę wykonał Jakub Musiał. W obronie miał niezwykle ciężkie zadanie, aby upilnować grającego świetnie Filipa Matczaka. I choć często dawał się mu ogrywać, to jednak na tyle zmęczył rywala, że w decydujących minutach nie był już tak groźny. Sam Musiał odgryzł się w ataku dwiema ważnym trójkami, z których druga, trafiona na pięć minut przed końcem, dawała Czarnym bezpieczną już przewagę 11 punktów (80:69).

WŁASNA HALA OBRONIONA

O sukcesie zdecydowała jak zwykle defensywa. W drugiej połowie gospodarze pozwolili rzucić Kingowi tylko 32 punkty, równo po 16 w każdej kwarcie. Gdyby gospodarze wykazali nieco więcej więcej dokładności i precyzji w kilku kontrach, wynik końcowy byłby bardziej okazały. Ale nie ma to większego znaczenia. Po stratach rywali (18) Czarni zdobyli i tak aż 29 punktów, co jest wynikiem rewelacyjnym. To wiele mówi o tempie i intensywności gry słupszczan Czarnych, wobec tego co może zaoferować zespół ze Szczecina. Nawet grający dobrze, jak we w czwartek. Mimo, że rywal był zmotywowany i zagrał chyba najlepsze spotkanie od wielu tygodni, było to za mało na Czarnych.

Trener Mantas Cesnauskis: – wiedzieliśmy, że będzie to trudniejszy mecz, a oni bardziej zmotywowani i agresywni. Byli dziś dużo lepsi niż we czwartek i karcili nasz każdy błąd. Zaskoczyła nas nieobecność Threatta, podstawowego dotąd gracza. Najważniejsza jest jednak wygrana. Drugi kroczek został zrobiony, ale doświadczenie uczy, że ten trzeci, decydujący, bywa najtrudniejszy.

Trener Miłoszewski był zadowolony z poprawy gry, choć oczywiście nie z wyniku. – Jeśli do tej energii dołożymy większą mądrość i ograniczymy straty, w kolejnym meczu powinno być jeszcze lepiej – powiedział po meczu trener Kinga, a Filip Matczak wyraził wręcz nadzieję na powrót na piąty mecz do Słupska.

Czy tak się stanie wiele zależy od tego, czy zespół Kinga jest w stanie uwierzyć, że może wygrać teraz trzy mecze z rzędu, w tym jeden w Gryfii. Wydaje się, że Czarni potrzebują tylko formy z pierwszych dwu spotkań i powinno to wystarczyć na wygranie jednego meczu w Szczecinie.
Spotkanie numer trzy rozegrane zostanie w poniedziałek, 25 kwietnia o godz. 17 w niedużej hali przy ul. Twardowskiego w Szczecinie.

Grupa Sierleccy Czarni – King Szczecin 89:80 kwarty 21:28, 29:20, 19:16, 20:16

Czarni: Klassen 20(5×3), Lewis 9(1), Beech 15(3), Witliński 11, Garrett 14(3) oraz Musiał 6(2), Słupiński 3(1), Young 9, Jankowski 2
King: Richardson 19(3), Davis 14(2), Doresy – Walker 11(3), Langevine 11, Schenk 3(1) oraz Matczak 17(1), Borowski 3, Kikowski 2

Krzysztof Nałęcz

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj