Rocznica największej katastrofy morskiej w powojennej historii polskiej żeglugi. W 1993 roku zatonął prom „Jan Heweliusz”

To była największa morska katastrofa, niezwiązana z działaniami wojennymi, w dziejach polskiej floty handlowej. Nierówna walka promu „Jan Heweliusz” ze sztormem o niespotykanej, przekraczającej 12 stopni w skali Beauforta sile wiatru, zakończyła się rankiem 14 stycznia 1993 roku. Tragedia wydarzyła się nad ranem, w czasie rejsu ze Świnoujścia do Ystad, u wybrzeży niemieckiej wyspy Rugia. Zginęło 55 osób, w tym 20 marynarzy i 35 pasażerów.

Na promie w chwili katastrofy znajdowało się 29 członków załogi i 35 pasażerów. Pomimo zaangażowania w akcję ratunkową niemieckich i duńskich służb ratownictwa morskiego, polskiego statku ratowniczego „Huragan”, niemieckich i polskich śmigłowców, a także jednostek pływających przebywających w tym czasie w rejonie katastrofy, z trudem uratowano tylko 9 osób. Ocaleni wspominali, że uderzony w burtę potężnym podmuchem huraganu „Heweliusz” przewrócił się tak szybko, że nie udało się nawet opuścić szalup na wodę.

Nie odnaleziono ciał kilku osób. Kapitan Andrzej Ułasiewicz, pierwszy oficer Roger Janicki i trzeci oficer Janusz Lewandowski do końca pozostali na mostku kapitańskim.

PROM NIE POWINIEN WYPŁYNĄĆ 

Przyczyny zatonięcia jednostki badały trzy Izby Morskie: szczecińska, gdyńska i odwoławcza. Po 6 latach zapadło orzeczenie, w którym zawarto sformułowanie, że Jan Heweliusz nie był zdatny do żeglugi. Odpowiedzialnością obarczono jednocześnie armatora, Polski Rejestr Statków, administrację morską, a także załogę (w tym kapitana promu, który zginął w katastrofie). Zarzucono mu między innymi wydanie zgody na rejs przy niesprawnej furcie rufowej, czyli klapie zamykającej pokład samochodowo-kolejowy, a także nieodpowiedni wybór trasy rejsu oraz zbyt późną decyzję o podejściu bliżej lądu, by osłonić jednostkę przed silnym wiatrem.

Orzeczenie wzbudziło kontrowersje, zwłaszcza że kapitan i oficerowie, którzy zginęli w katastrofie, nie mogli się bronić. Wdowy po marynarzach zaskarżyły werdykt do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. W 2005 roku Trybunał orzekł, że procesy nie były rzetelne, polskim sądom zarzucono brak bezstronności i pominięcie ważnych dowodów. Stąd pojawiające się opinie, że przyczyny katastrofy należałoby wyjaśnić od nowa.

PAMIĘĆ POZOSTAJE ŻYWA

– Pomimo upływu lat pamięć o katastrofie promu „Jan Heweliusz” pozostaje wciąż żywa. Tuż obok siedziby Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku na Ołowiance znajduje się pomnik poświęcony „Tym, którzy nie powrócili z morza”. Tworzy go spoczywająca na ziemi kotwica awaryjna wydobyta z wraku promu i dwa połączone bloki marmuru (kamienia, który barwą i strukturą przypomina falującą morską toń) – mówi dr Robert Domżał, dyrektor Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku.

To właśnie pod obeliskiem, jak co roku, zapalono znicze, by uczcić pamięć wszystkich tych, którzy zginęli w katastrofie z 14 stycznia 1993 roku.

KOŁO RATUNKOWE WYŁOWIONE Z WODY

Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku jest w posiadaniu niezwykle cennej pamiątki pochodzącej z promu „Jan Heweliusz””, a mianowicie oryginalnego koła ratunkowego.

– Zabytek ten został przekazany w darze przez Duńskie Królewskie Muzeum Morskie w Kopenhadze w 1995 roku. Koło ratunkowe zostało podniesione z powierzchni wody przez duński śmigłowiec podczas akcji ratunkowej. Nasze Muzeum prezentowało je w 2018 roku na wystawie czasowej pod tytułem „Bałtycka autostrada”, na której prom „Jan Heweliusz” został pokazany w kontekście historii i rozwoju polskiej żeglugi promowej – wyjaśnia Patryk Klein z działu historii żeglugi i handlu morskiego, cytowany przez PortalMorski.pl.

W zbiorach Muzeum znajdują się również inne zabytki związane z „Heweliuszem”: model promu, a także obraz pt. „Prom Hewelisz” autorstwa Grzegorza Nawrockiego przedstawiający moment katastrofy.


oprac. raf

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj