Pół tysiąca ofert na tysiąc stanowisk pracy – tak wygląda propozycja gdańskiego „pośredniaka” dla obywateli Ukrainy. Gdański urząd pracy każdego dnia przyjmuje sto osób zza wschodniej granicy, które szukają zajęcia. To w większości kobiety nie znające języka polskiego.
Jak mówi mówi Sylwia Dymnicka-Iwaniuk z GUP, praca jest, bo w Gdańsku stopa bezrobocia utrzymuje się na poziomie poniżej trzech procent. – Zapotrzebowanie jest na wszystkich stanowiskach. Nie jest powiedziane, że nie mamy ofert dla inżynierów i architektów. Wiele propozycji zatrudnienia dotyczy gastronomii, sporo osób też tego rodzaju prac szuka. Zauważyliśmy, że jest też wiele osób związanych w ekonomią i księgowością. Na dziś nie będą wykonywać swojej pracy tutaj, bo przepisy w naszym kraju są zupełnie inne. Wszystkie osoby planują szybko wrócić do siebie, więc potrzebują zajęcia na parę miesięcy. Wiedzą, że muszą przyjąć właściwie każdą pracę – dodaje.
BARIERY JĘZYKOWE
W urzędzie bariery językowej nie ma. Część pracowników posługuje się językiem ukraińskim. – W podjęciu zatrudnienia niekiedy jednak język staje się barierą – przyznaje Inna, magister energetyki z Kijowa. – Pracowałam przy komputerze, ale po polsku nie dam rady – tłumaczy.
– Jest trudno, ale jeśli się chce, to praca się znajdzie – uważa Anastazja, która pomaga rodzinie w znalezieniu zajęcia. – Obojętnie jaką, żeby tylko normalnie się utrzymać. Może to być pomoc w sklepie, opieka nad starszymi. Problem jest coraz większy, bo Ukraińców w Gdańsku jest dużo. Szukaliśmy po znajomych tydzień – dodała.
Najczęściej oferowane zajęcia dotyczą pomocy kuchennej, branży kosmetycznej, prac magazynowych i hotelarstwa. Jest też praca dla kierowców. Gdański „pośredniak” trzy tygodnie temu wysłał do pracodawców 12 tysięcy zapytań. Oferty wciąż wpływają. Pracodawcy z terenu Gdańska potwierdzili dotąd zatrudnienie 300 osób z Ukrainy.
Sebastian Kwiatkowski/raf