Lato jest czasem, gdy pisklęta wielu gatunków ptaków zaczynają wychodzić z gniazd. To naturalne zjawisko. Tymczasem ludzie w dobrej wierze zabierają do domu „zagubione” maluchy. A skutki są opłakane – Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Ostoja” wskazuje, że około połowy mieszkańców placówki stanowią pisklaki niepotrzebnie wyrwane z naturalnego środowiska.
Przygarnięte, a w rzeczywistości porwane, ptaki są w utrzymaniu bardzo kosztowne i ośrodkowi kończą się fundusze. Przedstawiciele placówki wyliczają, że koszt miesięcznej opieki nad mewą srebrzystą wynosi 600 złotych, pustułką – 300 złotych, bocianem białym – 1200 złotych, wroną, sroką lub kawką – 300 złotych, a jerzykiem – nawet 1000 złotych.
– Warto zaznaczyć, że jedna mewa przebywa u nas do dwóch miesięcy, przy czym mamy ich średnio 40 równocześnie, a obecnie aż 64. Pustułki są u nas przez około trzech miesięcy, a mamy średnio dziesięć osobników. Krukowatymi musimy opiekować się przez okres dwóch miesięcy, mamy 50 osobników. Bociany przebywają u nas przez trzy miesiące, a mamy aktualnie trzy osobniki – dodaje Małgorzata Stachurska, zastępca kierownika Pomorskiego Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Ostoja”.
POTRZEBNY JEST REMONT
Do bieżących kosztów dochodzą dodatkowe. W opisie zbiórki crowdfundingowej przedstawiciele ośrodka tłumaczą, że konieczne jest przeprowadzenie remontu. – Zawsze wszystko kupowaliśmy jak najtaniej, bo najważniejsze było ratowanie naszych pacjentów. W związku z tym stale borykamy się z awariami, niektóre meble dosłownie się rozpadają. Pozyskaliśmy pożyczko-dotację z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Gdańsku na kwotę 365 000 zł, na rozbudowę ośrodka, termomodernizację oraz remont części pomieszczeń. Niestety, galopujące ceny spowodowały, że nie uda nam się dokończyć wszystkiego w zakładanym budżecie. Koszt zakładanych prac i sprzętu to 150 000 złotych. (…) Abyśmy mogli zapewnić pomoc 3000 poszkodowanym dzikim zwierzętom rocznie, jest nam potrzebne kolejne 100 000 złotych. Te kwoty zwalają z nóg. Mamy nadzieję, że mimo wszystko nam pomożecie i razem damy radę działać dla dobra dzikich zwierząt – piszą. Zbiórkę można wesprzeć >>>TUTAJ.
ZADZWOŃMY, ZANIM „PRZYGARNIEMY” PISKLĘ
Małgorzata Stachurska wskazuje, że na szczęście świadomość dotycząca sytuacji podlotów jest coraz większa. – Ludzie często potrafią odpowiednio zareagować i zanim zabiorą zwierzę, dzwonią do nas i dopytują się, czy powinni to zrobić. Wciąż jednak jest duży odsetek porwań młodych, zwłaszcza piskląt, w okresie lęgowym, najczęściej podlotów. To bardzo ważne, by dwa razy zastanowić się, zanim zabierzemy młode zwierzę. Nawet jeśli mamy je już w domu, wciąż można spróbować odnieść je na miejsce i obserwować, czy nie pojawią się jego rodzice. Kiedy młode trafi do nas, jest już na to za późno – podkreśla.
Do „Ostoi” można dzwonić od poniedziałku do piątku w godzinach 9:00-15:30, a w soboty i niedziele w godzinach 9:00-15:00. Przedstawiciele ośrodka uprzedzają, że opieka nad zwierzętami jest bardzo czasochłonna i w związku z tym trzeba liczyć się z tym, że możemy nie „dodzwonić” się za pierwszym razem. Przypadek odnalezienia pisklęcia można skonsultować także ze strażą miejską.
oprac. MarWer