Konfederacja domaga się zmian w systemie oświaty. Flagowym pomysłem jest prywatyzacja systemu szkolnictwa i wprowadzenie bonu oświatowego, który pozwoliłby realizować konstytucyjny obowiązek finansowania szkół ze środków publicznych.
Artur Dziambor, poseł Konfederacji, wykorzystał Dzień Edukacji Narodowej, by przypomnieć o złym stanie polskiego szkolnictwa na wszystkich poziomach. Gdynianin mówił o tym, że potrzeba wielkich zmian systemowych, które pozwoliłyby rozwinąć skrzydła placówkom edukacyjnym z całej Polski.
BON OŚWIATOWY
Bon oświatowy to najważniejszy z postulatów Konfederacji. Wolnorynkowcy domagają się, aby częściowo sprywatyzować szkoły w Polsce, a dotychczasowe subwencje oświatowe wymienić na bony, z pomocą których obywatele opłacaliby czesne. W ten sposób zapewnione zostałoby konstytucyjne prawo do kształcenia.
– Mielibyśmy do czynienia z sytuacją, w której szkoła staje się firmą, a dyrektor tej szkoły mógł być także jej właścicielem, a nie administratorem budynku z ograniczonymi możliwościami, jak ma to miejsce w chwili obecnej. Dziś mamy do czynienia z sytuacją, w której to minister ustala pensję nauczyciela, niezależnie od tego czy uczy on w Gdańsku, Warszawie czy w Pcimiu – wskazywał Dziambor. – Obecnie w całym systemie oświaty pracuje około 800 tys. osób. To nie tylko nauczyciele, ale również administracja centralna, w tym kuratorium w Gdańsku, pod drzwiami którego stoimy. To około 10 tys. osób w całej Polsce, a także ponad 200 tys. dodatkowych osób pracujących w administracji, obsługujących tych nauczycieli. To ogromny system, w którym pracuje około 800 tys. osób. Dopóki nie wypuścimy tego na wolny rynek, nie uda się wprowadzić znaczących zmian – dodawał.
Poseł stwierdził również, że wprowadzenie bonu oświatowego pozwoliłoby na zmniejszenie wydatków na szkoły, jakie muszą ponosić samorządy. Jak stwierdził, obecnie szkoły są nieodpowiednio dofinansowane, ponieważ budżet samorządowy nie jest w stanie pokryć wszystkich kosztów.
NOWOCZESNY SYSTEM LEKCYJNY
Poseł Konfederacji przekonywał również, że system 45-minutowych lekcji w siatce 15 przedmiotów jest przestarzały i należy dążyć do rezygnacji z niego w jak najbliższej przyszłości. – Wszyscy wiemy, że fiński system nauczania jest jednym z najskuteczniejszych i najlepszych systemów na świecie. Mimo to wszyscy wokół udają, że tego nie widzą. Dzisiaj wiedza nie musi być sprzedawana przez nauczyciela, bo jest dostępna w Google czy na Wikipedii. Nauczyciel natomiast powinien zupełnie inaczej funkcjonować. Jest wiele rzeczy, które należy zmienić – wyliczał Dziambor.
W połowie lat 80. fińskie władze oświatowe zadecydowały o przekazaniu większej autonomii szkołom, jednocześnie ograniczając zakres kompetencji ministerstwa edukacji. Współcześnie, fińskie placówki samodzielnie podejmują decyzje w kwestii świadczenia usług edukacyjnych. Rola ministerstwa ogranicza się do określania celów, treści i metody kształcenia dla poziomu szkoły podstawowej, średniej oraz dla kształcenia dorosłych. Resort nie narzuca jednak placówkom sposobu, w jaki mają realizować podstawy programowe. W Finlandii nie istnieją również sztywne harmonogramy zajęć a jedynym testem sprawdzającym wiedzę wszystkich uczniów jest egzamin maturalny po ukończeniu 12. klasy.
SYSTEM KOREPETYCJI JAKO WZÓR
Magdalena Stupkiewicz zwracała z kolei uwagę na system korepetycji, który w Polsce jest niemal w 100 proc. sprywatyzowany i działa, jak należy. – Jaki jest rynek korepetycji, wiedzą chyba wszyscy rodzice w Polsce. Niektóre gazety informują, że nawet 1/4 rodzin od wielu lat korzysta z pomocy korepetytora. W ostatnich 2-3 latach zwiększyło się to kilkukrotnie. To pokazuje jak fatalny stan prezentują polskie szkoły.
Działaczka mówiła również o problemach psychicznych dzieci w szkołach. Przypominała, że liczba prób samobójczych wśród dzieci wzrasta, a dane te powinny zaniepokoić każdego rodzica.
UCZELNIE WYŻSZE
Politycy mówili również o problemie uczelni wyższych w Polsce. Informowali, że koszt jednego roku studiowania wynosi blisko 25 tysięcy złotych. Kwota ta pobierana jest z kieszeni podatnika. Kosztu tego nie oddają z kolei wyniki w rankingach uczelni w Europie i na świecie. Działacze proponowali, by postawić nie na ilość osób z wykształceniem wyższym w kraju, a na ich jakość. Pomóc w tym, miałyby egzaminy wstępne, które zastąpiłyby egzaminy końcowe, czyli maturę.
Jakub Stybor/mrud