40. meczów pełnych dramaturgii i emocji – w sobotę, 11 marca w Ergo Arenie Trefl Sopot i Suzuki Arka Gdynia napisały 41. element rywalizacji. Tym razem nadspodziewanie łatwo wygrali gospodarze, którzy udowodnili, że mają szerszą ławkę rezerwowych i wyższe aspiracje w tym sezonie. Rozmiar zwycięstwa szokuje – 115:83.
Przed spotkaniem uhonorowano Filipa Dylewicza, legendę klubu z Sopotu, który przed obecnym sezonem zakończył karierę, a w poprzednich latach był najpierw gwiazdą Prokomu Trefla, potem, po podziale drużyn, Trefla Sopot, a na koniec kariery Arki Gdynia. Na środku parkietu 42-letniego Dylewicza honorował między innymi Kazimierz Wierzbicki, właściciel klubu. Tym okolicznościom towarzyszyło falujące na trybunach płótno w kształcie koszulki z numerem 8 i napisem „Filip Dylewicz, legenda”. Bo niewatpliwie „Dylu” jest przede wszystkim legendą Trefla – trafił tam w 1997 roku, grał z krótkimi przerwami do 2013 roku, a potem znowu od 2016-18. Karierę kończył już w Gdyni, gdzie w poprzednich derbach żegnano go z równie wielkimi honorami.
GENIALNY PLUTA
Z wysokiego C mecz zaczął Andrzej Pluta – wystarczyło mu sześć minut na parkiecie, aby zanotować pięć celnych trójek. Rozgrywający dojrzewa na oczach Żana Tabaka i całego zespołu, dostając coraz więcej minut i mając wymierny wpływ na grę całej drużyny. Zapracować na zaufanie Tabaka – wielka rzecz, dla 22-latka tym większa, że przychodził do Sopotu z zamiarem nauki od pierwszego rozgrywającego, a szybko stał się pierwszym wyborem. Sobotnią grę w Ergo Arenie zakończył jako najlepszy na boisku z dorobkiem aż ośmiu trójek (wyrównany rekord sezonu) i 26 punktów.
To głównie dzięki jego postawie, ale też za sprawą świetnie dysponowanego całego zespołu, Trefl szybko osiągnął wysoką przewagę i nie roztrwonił jej do końca. Po pięciu minutach było 16:9, po dziesięciu 27:20 i była to w zasadzie najbardziej wyrównana kwarta. Obrona gdynian kompletnie się rozsypała, gospodarze wykorzystywali to pod koszem (Radić, Gordon) i z obwodu (Pluta, Freimanis, Zyskowski). Po połowie to może jeszcze nie był wyrok – 12 punktów przewagi – ale z każdą kolejną minutą dystans rósł, motywacja gości słabła, Trefl się rozkręcał.
KOLEJNY REKORD
Sześć minut przed końcem sopocianie uzyskali rekordowe w tym sezonie 100 punktów, wcześniej było to 99 oczek zdobyte w Zielonej Górze w listopadzie w dziewątej kolejce. To pokazuje, jak łatwą mieli drogę do kosza i jak niewiele zaciętości było w tych derbach. Arka wyglądała niepokojąco słabo i biernie. Zawiodła zespołowość – 11 asyst to za mało dla drużyny bazującej mniej na indywidualności, a więcej na kolektywie i współpracy.
Arka będzie musiała oglądać się za siebie – ma wciąż cztery zwycięstwa więcej od Pierników z Torunia, a sezon jest coraz krótszy. Trudno przypuszczać, żeby podopieczni Szubargi nie utrzymali się w lidze. Niezależnie jednak trzeba pilnie myśleć o przyszłym sezonie, zmianach, być może także w sztabie szkoleniowym. Trefl za to nie musi na razie martwić się następnym sezonem. Wszystko ma przed sobą, za sobą zaś już zdobyty Puchar Polski, który tylko dodaje skrzydeł rozpędzonym żółto-czarnym.
Paweł Kątnik/MarWer