Znowu pojawił się problem z turystami, którzy nielegalnie wchodzą do rezerwatu Mewia Łacha w ujściu Wisły. Chodzi o osoby, które mimo zakazów spacerują, także z psami, po chronionym terenie.
– Na łasze lada chwila lęgi będzie miała największa na polskim wybrzeżu kolonia chronionych sieweczek – mówi ornitolog, dr Szymon Bzoma z Grupy Badawczej Ptaków Wodnych „Kuling”, która rezerwatem opiekuje się od 15 lat. – Przejście człowieka, szczególnie z psem, płoszy ptaki z gniazda. Powoduje, że przez pewien czas ten lęg jest niechroniony przez zimnem, ciepłem lub rozdeptaniem. Natomiast niebezpieczne jest to, że ptaki przyzwyczajają się do dużej liczby osób. Nawet jeśli lęg nie ulegnie zniszczeniu w efekcie porzucenia, to bardzo często jest tak, że później w nocy sieweczka też jest obojętna wobec zagrożeń. Efekt jest taki, że zbyt późno ucieka przed lisem, który z łatwością ją zabija – wyjaśnia.
TURYŚCI BYWAJĄ AGRESYWNI
Według badań ornitologów, platformy widokowe w okolicy rezerwatu odwiedza miesięcznie kilka tysięcy osób. – Część z nich wchodzi za ogrodzenie, bo uważa, że zawsze tak się robiło. Zdarzają się groźne sytuacje agresywnych zachowań, ale na szczęście jest ich bardzo mało – dodaje Bzoma.
Na terenie rezerwatu od maja do połowy sierpnia pracować będą edukatorzy i przewodnicy, którzy co roku użyczają lunet i opowiadają o tamtejszej przyrodzie. W Mewiej Łasze żyje około 20 z 90 znajdujących się na polskim wybrzeżu par lęgowych sieweczki. W ubiegłym roku zaobserwowano też rekordową liczbę około 800 fok.
Posłuchaj całego materiału:
Sebastian Kwiatkowski/ua