Z ogromnym smutkiem przyjęliśmy wiadomość o śmierci naszego redakcyjnego kolegi, wieloletniego pracownika Radia Gdańsk Marka Iwanowskiego. Pracował w naszej rozgłośni przez 27 lat jako inżynier dźwięku. Zawsze służył pomocą i wspierał podczas pracy. Jako zespół pragniemy przypomnieć wspólne momenty dotyczące zmarłego przyjaciela, które na zawsze zostaną w naszych sercach. Łączymy się w bólu z będącą w żałobie rodziną.
Marek Iwanowski pasjonował się żeglarstwem. Podczas tegorocznych wakacji był na zagranicznym rejsie, gdzie doznał wypadku na jachcie. Niestety doszło do urazu rdzenia kręgowego, a co za tym idzie – do porażenia kończyn dolnych i niedowładu kończyn górnych. Wystąpiła też niewydolność oddechowa. Przebywał w ośrodku rehabilitacyjnym w Otwocku, gdzie pobyt był bardzo kosztowny. Nagle stracił przytomność i natychmiast został przewieziony do szpitala, gdzie walczył o życie. Staraliśmy się pomóc jak tylko mogliśmy – realizując liczne licytacje, które mogłyby wesprzeć go w powrocie do sprawności. Z ogromnym bólem przyjęliśmy wiadomość o jego śmierci.
– To ogromnie trudne mówić o człowieku, z którym przepracowało się ponad 20 lat, mijało się na korytarzach, rozwiązywało wspólne problemy – oczywiście w czasie przeszłym. Wszyscy w radiu wierzyliśmy, że po wypadku Marek do nas wróci, że znów będzie realizował koncerty, reportaże, że przy swoim biurku będzie udzielał nam rad. Dla niego nie było rzeczy niemożliwych. Jak już się do czegoś zabrał, to starał się sprawy doprowadzić do końca, rozwiązać problem. Teraz, podczas choroby, także walczył bardzo dzielnie, podczas rehabilitacji dawał z siebie wszystko. Nie mógł przekazać nam tego co chciał, bo miał kłopot z mową i poruszaniem, ale widać było, że on tego chce. Wspieraliśmy Marka tak, jak potrafiliśmy najlepiej. Chcieliśmy by był z nami i pewnie będzie – tylko niestety teraz już inaczej. W takich przypadkach słowa niewiele znaczą, ale Marku, bardzo Ci dziękujemy! – mówi Beata Gwoździewicz.
CZŁOWIEK O WIELU PASJACH
Marzena Bakowska i Sebastian Kwiatkowski wspomnieli m.in. o pasjach Marka. Było to tak jak wcześniej wspomnieliśmy żeglarstwo, ale i kultura azjatycka.
– Okropna jest ta wiadomość o śmierci Marka. Miałam nadzieję, że jej nie będzie, głęboko wierzyłam w to, że jest jeszcze nadzieja, że wróci do nas, do radia. W zeszłym tygodniu zobaczyłam puste biurko, przy którym mi go brakowało. Kiedy przychodziłam, to zawsze pomagał, kiedy poprosiłam o cokolwiek, to była chwila zastanowienia i od razu wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Myślę, że mało osób wie, że Marek bardzo interesował się kulturą azjatycką. Jeżeli była jakaś wystawa np. dotycząca Korei lub coś japońskiego w Gdańsku, to zanim podeszłam do niego i zaczęłam mówić, że jest coś takiego, to on mi już w szczegółach opowiadał o tym wydarzeniu. Jeszcze jedno takie wspomnienie o Marku dotyczy tego, że zaopiekował się myszką. Przez wiele miesięcy mieszkała w jego pokoju, w którym pracował. Dostarczała wiele radości, bo podchodził do niej, karmił. To był taki bardzo ciepły element, pokazujący jak wielkie ma serce – podkreśla Marzena Bakowska.
– Dla mnie Marek to przede wszystkim bardzo doświadczony żeglarz, a więc trochę członek rodziny, bo tak wzajemnie traktuje się brać żeglarska. Zawsze życzliwy i cierpliwy, chętny do pomocy. To także człowiek z ogromną pasją muzyczną i pasją związaną z techniką, realizacją dźwięku – o czym potrafił opowiadać godzinami. Kiedy odwiedzałem go w radiowym pokoju, zawsze pokazywał techniczne nowinki, którymi był bardzo zafascynowany. Los jest bardzo niesprawiedliwy, a mi trudno oswoić się z myślą, że nie spotkamy się już na radiowych korytarzach – wyjaśnia Sebastian Kwiatkowski.
„ZAWSZE Z UŚMIECHEM NA TWARZY”
Włodzimierz Machnikowski wspomina Marka jako uśmiechniętego i zawsze pomocnego kolegę.
– Drzwi do pokoju Marka były zawsze uchylone, on siedział tyłem i dłubał w komputerze. Gdy prosiłem go o pomoc – choćby przy okazji muzycznych wędrówek, które wspólnie realizowaliśmy – byłem spokojny. Zawsze wiedziałem, że jak Marek bierze się do roboty, to wszystko pozapina i pozostanie nam już tylko tworzenie wspaniałej atmosfery. Miał takie chwile, że kiedy zaskakiwało się go czymś, to promiennie potrafił się uśmiechnąć. Na co dzień był zamknięty w sobie i introwertyczny. Bywał jednak także takim człowiekiem, który obdarowywał świat promiennym uśmiechem – dodaje Włodzimierz Machnikowski.
PROFESJONALISTA W SWOIM FACHU
Marek Iwanowski uczestniczył m.in. w nagraniach wielu płyt, czy realizacji koncertów.
– Znaliśmy się z Markiem kilkanaście lat, przepracowaliśmy setki godzin w studiu. Zapamiętam go jako człowieka bardzo skrupulatnego, bardzo pracowitego i niezwykle profesjonalnego. To od Marka uczyłem się tego profesjonalizmu, przygotowywania np. harmonogramów, które zwyczajnie były dodawane do całej dokumentacji koncertu, a właściwie stanowiły najważniejszy dokument obok rider’a. To on bardzo weryfikował to, czy te zapisy są odpowiednie. Zawsze wspólnie ustalaliśmy tzw. godzinówkę, czyli to, o której zespół ma się pojawić, o której jest próba, ile dajemy czasu na podpięcie. Marek to także była postać niezwykle uczciwa. To taki banał, że mówi się, iż nie ma ludzi niezastąpionych. Marek jest osobą niezastąpioną. Wielki żal, że go nie ma, to jedna z czarnych kart naszej rozgłośni – wspomina Kamil Wicik.
– Marek był profesjonalistą, dzięki niemu powstało wiele płyt zrealizowanych zarówno w Radiu Gdańsk, jak i poza nim. Pomagał wielu zespołom na różnym stopniu ich drogi. Niektórzy byli debiutującymi artystami, niektórzy byli już na scenie od wielu lat. Marek zawsze wnosił wiele profesjonalizmu, dbałości o szczegóły w takie prace jak realizacje, czy też tworzenie dzieł. Był bardzo pomocny i w każdym temacie umiał się odnaleźć, douczyć. Był fanem muzyki i tego, co robił. W radiu będzie nam go bardzo brakowało – zaznacza Michał Broniewicz.
– „A ten gramofon to trzeba naprawić, bo trochę bzyczy, wrócę z urlopu i się tym zajmiemy, ok? ”- te słowa, które Marek wypowiedział kilkanaście dni przed nieszczęśliwym wypadkiem, są dla mnie symboliczne. Nasz radiowy gramofon wprawdzie dalej gra, ale też dalej bzyczy i za każdym razem, gdy słyszę to charakterystyczne bzyczenie, w wyobraźni słyszę właśnie Marka, człowieka wielu pasji, łapiącego życie. Jego odejście jest cenną lekcją: łapmy dzień, realizujmy się, kochajmy innych, bo nie wiadomo, kiedy naszą łódź nawiedzi sztorm – mówi Piotr Bonar.
PASJONAT MUZYKI
– To był mój dobry kolega z radia. Mam z nim tylko i wyłącznie ciepłe, serdeczne wspomnienia. Wpadał do mnie czasami przed audycją, przeglądał płyty, które przyniosłam, dopytywał o nowości. Sam był fanem muzyki. Uwielbiał Franka Zappe, ale też ciekawiło go wszystko to co nowe i aktualne. Był pomocny, serdeczny, przyjacielski. Bardzo mi przykro, że go pożegnaliśmy. Niedawno graliśmy koncert, państwo przybyliście do studia Radia Gdańsk, to było niezwykłe przeżycie móc zagrać myśląc o nim – o tym, żeby wyzdrowiał, żeby zebrać jak najwięcej pieniędzy na jego rehabilitację. Nie udało się, ale pamięć o nim w nas pozostanie – mówi Krystyna Stańko.
Marek Iwanowski zmarł wieczorem 2 grudnia 2023 r.
Pogrzeb odbędzie się o godz. 12:00 w czwartek w jego rodzinnym Kętrzynie.
Marta Włodarczyk/aKa